czwartek, 26 stycznia 2023

Omnom Chocolate Nicaragua 73 % ciemna z Nikaragui

Marka Omnom, gdy tak patrzę na nią z dystansu (niekoniecznie od razu bardzo się dystansując, mimo braku większego zainteresowania), nie wydaje mi się jakoś szczególnie warta mojej uwagi. Omnom Chocolate Black n' Burnt Barley Black Chocolate bardzo mi nie smakowała, a różne ich kombinowane propozycje postrzegam jako "drogie dziadostwo", ale... no jakoś musieli się na rynku tych droższych czekolad przebić. Czym? Wyglądem? Otoczką? Aż postanowiłam dać szansę czystej ciemnej. Może działają na dwa fronty i mają ofertę spoko tabliczek do degustacji i takich bardziej "heheszkowo-krejzolowych" (brr)?


Omnom Chocolate Nicaragua 73% to ciemna czekolada o zawartości 73% kakao z Nikaragui.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach ziemi, trochę niejasno orzechowy i słodko-soczysty (o kwasowym charakterze, mimo że nie było kwaśno) motyw źle ususzonych fig, które przybrały brązowo-czarny kolor (w krążku często się takie trafiają; ja lubię nimi przgryźć te jasne). Miały w sobie podfermentowany wątek. Podkreślała go egzotyczna (ananasowa?) nutka z tła. Do ziemi odważniej podeszły słodkie czerwone owoce. W towarzystwie kwiatów sugerowały wino. Z czasem, zwłaszcza w trakcie degustacji, orzechy wydały mi się nieco karmelizowane i... wymieszane z jakimiś pestkami?

Masywna, lśniąca tabliczka przy łamaniu głośno trzaskała. Cechowała ją twardość.
W ustach nie wyzbyła się jej zupełnie, mimo że rozpływała się łatwo. Robiła to powoli (acz nie tak, jak ciemne czekolady potrafią) i trochę oklejająco podniebienie. Miękła po dłuższym czasie. Była tłusta jak zbity, konkretny maślany deser ("gibko-ruchomy", choć "stojący" jak panna cotty, flany itd.), z owocowym wnętrzem, którego soczystość wydobywa się z czasem. 

W smaku zaczął duet gorzkości orzechów i subtelna słodycz karmelu palonego tak mocno, że aż do goryczki.

Przy orzechach pojawiły się migdały w skórkach, odrobina ziół - na zasadzie kontrastu goryczka tych drugich wydała mi się zaskakująco podkreślona. Przemknęła też myśl o karmelizowanych orzechach.

W karmel z kolei szybko wcięła się soczystość. Soczysty karmel? Zaraz zmienił się, przynajmniej częściowo, w kwaskawe suszone figi. Zdecydowanie niedosuszone, sczerniało-zbrązowiałe o niemal podfermentowanym charakterze. Pomyślałam też o słodko-kwaśnych rodzynkach.

W tym czasie gorzkość wzrosła znacząco. Palony wątek uciekł od karmelu właśnie do niej, dzięki czemu wybiła się jeszcze wyraźniej. Zaraz jednak przysypała ją wilgotna, czarna ziemia. Zagłuszyła paloność i przejęła dowodzenie nad gorzkością. Gleba ta wydawała się niemal soczysta. Porastały ją goryczkowate zioła, to pewne. Ziemistość płynęła spokojnie jako baza.

Owoce w tle nie próżnowały, bo do kwasku dołączyły lekkie cytrusy i żółte owoce... Egzotyczne chyba, acz niekoniecznie; przynajmniej nie tylko. Cytryny i pomarańcze przedstawiły się jako jakaś słodka masa z wnętrza ciasta / deser (czegoś na słodko). Z egzotycznych pomykał mi słodko-cierpkawy ananas, acz nie był jednoznaczny. Doszukałam się też owoców czerwonych. Te jednak odpowiadały za słodycz, którą to i żółte sobie podpatrzyły. Pomarańcza wydobyła słodkie, miękkie morele.

Słodycz ciągle rosła. Znów pomyślałam o suszonych figach i rodzynkach - tym razem o bardzo scukrzonych sztukach, od których ewidentnie odchodzi smak cukru.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa czarna ziemia dominowała. Z czasem gorzkość otuliła się trochę dymem... nie miał w sobie jednak nic z palenia. To było bardziej jakbym czuła smak pomieszczenia, które przesiąkło dymem z ziołowych kadzideł. Zioła bowiem też wyraźnie czułam, w tym piołun i coś soczystszego. Kryły pewną smakową suchość. Podobnie zresztą słodycz ciągle zerkała w pudrowym kierunku.

Do kompozycji wkręcił się wręcz kwaskawy ciemny chleb na zakwasie. Może niedopieczony albo... zawilgocony? Z nałożonym na niego chutney figowym (nigdy nie jadłam, ale tu chodzi mi o bardzo gęsty, przyprawiony ziołowo-korzennie, może z odrobiną octu gęsty dżem). Mógł to być chleb... z pestkami? "Orzechy i migdały być może karmelizowane" z początku okazały się właśnie chlebem z pestkami (dyni?). Mieszały się ze słodyczą wytrawnie przyprawionej figowej papki. Może z dodatkiem rodzynek i nutą pomarańczy? Dało się jeszcze doszukać karmelizowanych migdałów.

Owoce zebrały siły, deklarując... wino? Zioła zmieniły się w kwiaty, dzięki czemu było to wino o właśnie lżejszych nutach, nawet dość słodkie, choć taninowe (albo jak owocowy ocet balsamiczny?). Pomyślałam o wiśniach i malinach... ale właśnie bardziej jakby malinowym winie. Chwilami słodkim niemal pudrowo?

Pod koniec słodycz owoców czerwonych i cytrusowo-żółtych, fig i karmelu była bardzo wysoka, że aż zadrapała w gardle, lecz kontrastowo uwypukliła też gorzkość. Ziemia i piołun jednak nie były już tak intensywne, a nieco przykryte a to dymem, a to... wkradła się pewna maślaność jakby mousse'u kakaowego na jego bazie. Kwasek porzucił soczystość, przybierając bardziej "kwasowy" wydźwięk, jednak był bardzo leciuteńki.

W posmaku zostały "kwasowe figi i rodzynki", trochę pomarańczy i egzotyczny wątek, ale też niemal cukier. Jakby owocowy cukier, czyli ten ze scukrzonych owoców, słodka malina i... ziemia, acz jakby nieco zgaszona kwiatami i ziołami. Ziołami cierpko-goryczkowatymi (z taniną wina w tle), ale już nie tak gorzkimi.

Całość bardzo mi smakowała, ale nie w pełni. Podobały mi się nuty "podfermentowanych" fig, ale "cukier owocowy", w który potem poszły już nie. Ziemistość, ziołowość i gorzkość były cudowne (choć mogłyby bardziej przygłuszyć słodycz), podobnie jak nienachalne owoce (słodkie cytrusy, egzotyczne z wiodącym ananasem) czy niedookreślone orzecho-pestki zmieniające się w końcu w chleb. Soczysta kwaśność nie była wysoka, ale jej kwasowy chwilami wydźwięk urzekł mnie.

Odlegle przypomniała mi Rozsavolgyi Jinotega, która też miała w sobie sporo czerwonych owoców (raczej jako syrop), ale więcej moreli, daktyli. Z tym, że w dodatku wspomniana była łagodniejsza, niemal śmietankowa, drzewno-książkowa i z przyprawami (imbir, wanilia), nie zaś tak ziemiście-pestkowo-ziołowa jak Omnom. Połączyła je pewna suchość smakowa (w dziś opisywanej suszone i palone zioła, pudrowa słodycz, a w Rozsavolgyi liście i książki).
Czerwone i suszone owoce, alkoholowy wydźwięk miała też Deseo - ale i ona jak omawiana wyżej wydała mi się bardziej śmietankowa.
Z niedawno jedzonych z Nikaragui o dziwo Omnom okazała się jedną z lepszych, mimo tej słodyczy.


ocena: 9/10
cena: 15 zł (za 60 g; dostałam zniżkę; cena półkowa to 37 zł)
kaloryczność: 527 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.