Mało brakowało, bym pominęła tę czekoladę. Zamówiłam ją długo po tym, jak weszła. Dlaczego? Otóż przejęła opakowanie Labooko Congo 70 %, która zniknęła z oferty. Bardzo mnie ten fakt zirytował, bo czekolad z Ugandy jadłam bardzo, bardzo niewiele i gdyby mi umknęła, cierpiałabym. Region bowiem bardzo mnie ciekawi. Zmian opakowań... raczej nie lubię. Oczywiście, gdy zmiany są dobre, to... dobrze, ale mam wrażenie, że rzadko są. Nie piszę tego o Zotterze, a ogólnie. Mam wrażenie, że producenci wymyślają coraz brzydsze opakowania. Te Zottera jednak niemal wszystkie bardzo mi się podobają. Z czym więc mam problem? Otóż zmiana na nowe to jedno. Ale zmiana jako danie nowej czekoladzie opakowania starej?! Coś tu jest bardzo nie w porządku!
A teraz może o tym, co zawiera (wreszcie). Kakao użyte do jej produkcji pochodzi z regionu Gór Księżycowych, co było jak strzała amora dla mnie, uwielbiającej góry i motyw księżyca. Około 1000 tamtejszym farmerów uprawia na stromych stokach gór organiczne kakao i zbiera je ręcznie. Zwą je "Selection Noir de Noir".
Zotter Labooko Uganda 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Ugandy.
Czas konszowania to 9 godzin.
Czas konszowania to 9 godzin.
Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam intensywną, soczystą woń wiśni i wilgotnej ziemi. Mieszały się ze słodko-kwaskawym sokiem / syropem z czerwonych owoców. Malinowym? Jakby kryła się tam też kwaskawość cytrusowa, odległa. Niemal tak odległa, jak wiszący i czuwający nad wszystkim, delikatny dym. Żeby żadna ze stron nie przeważyła. Oprócz owoców czułam bowiem skórkę wilgotnego, ciemnego, ale miękkiego chleba, szybko zyskującego orzechowy charakter. Zmieniał się w raczej chlebek-ciasto niż chleb. Wyraźnie doprawiony korzennymi przyprawami, trochę karmelowym i soczystym?
Tabliczka wyglądała na ciemną mleczną, ale była twarda i trzaskała jak ciemna, więc wszystko w normie. Przy robieniu kęsa wydała się dość twardo-chrupka. Ziarnisty przekrój sugerował pewną surowość.
W ustach jednak rozpływała się idealnie kremowo-gładko, zalepiając usta gęstawymi smugami. Robiła to bardzo powoli i leniwie, ale łatwo. Okazała się bardzo delikatna i skora do mięknięcia. Z czasem wydała mi się nazbyt tłusta, ale soczystość, też pojawiająca się z czasem i trwająca do końca, próbowała to tonować.
W smaku w pierwszej chwili poczułam lekką słodycz karmelu, jakby przesiąkniętego czy nasączonego naleciałością owoców czerwonych (i fioletowawych? leśnych?).
Zaraz bardzo odważnie rozniosła się paloność, a dokładniej wyrazisty smak dymu. Roztoczył gorzkawość i wytrawniejszy klimat, po czym zaczął opadać, odsłaniając kolejno wilgotny, ciemnawy chleb i chlebek. Tu (może przez konsystencję?) wydało mi się, że pobrzmiewa maślanym echem.
W tym czasie szybko kompozycję przecięła lekka, słodka kwaskawość. Popłynął sok... czy to cytrusowo-słodki (grejpfrut?), czy bardziej z owoców czerwonych - początkowo trudno było stwierdzić. Na pewno jednak było w tym coś niemal "słodziutkiego", do głowy przyszły mi jakieś dżemo-galaretko-smarowidła (amerykańskie "jelly").
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa bowiem umocnił się jako baza chlebek. Przejął paloność i wkomponował ją w swoją wilgotną gęstwinę. Był delikatny, acz ewidentnie korzenny: w dużym stopniu cynamonowy; wydaje mi się, że czułam gorzkawo-łagodną gałkę muszkatołową i po prostu cały miks w dość słodkawym wydaniu. Dosłodzony trochę melasą? Niewątpliwie wypełniony orzechami, może też z jakąś orzechową mąką. I znów to raczej miks, niż jakieś konkretne, ale może z dużą ilością włoskich? Te przypomniały o ziemi z zapachu. Ziemi czarnej i... takiej, którą cały upalny dzień nagrzewało słońce, a w końcu zlała ulewa? Na ciepło / paloność napłynęła bowiem wręcz wilgotna rześkość (coś jak mięta?).
Chlebek i jego nutki gonione były przez owocowy oddział soczystości. Z czasem czekolada zrobiła się bardzo soczysta, przy czym właśnie słodycz miała tu duży udział (co nie znaczy, że była wysoka). Początkowo pomyślałam o wiśniach: przejrzałych i słodkich, aż nieco gnilnych. Melasa zaczęła zmieniać się w gęsto-lejący karmel, a ten nagle stał się syropem... wiśniowym / malinowym? Ale leciutko korzennym. Albo raczej dżemem słodkim i lekko kwaskawym! Dżemikiem? Czy takim nawet żelowatym jak amerykańskie "jelly"? Który chlapnięto na chlebek. Czułam truskawki, wiśnie, maliny, ale też gigantyczne, soczyste i zabójczo słodkie śliwki renklody. Te ostatnie przejawiały lekką wodnistość... także czerwonych, chwilami bardziej fioletowych, winogron. Owoce te chyba trochę podkreśliły kwaskawe cytrusy z tła, wyciągając na wierzch wiśnie i "uciemniając winogrona".
Bliżej końca chlebkowo-korzenne, ziemiste nuty utworzyły stabilniejszą gorzkość, eksponując skórkę chleba, orzechy i ich paloną gorzkawość. To rozkręciło dym, który na nowo zmieszał się z ziemią, zakrył lżejsze, delikatniusie wręcz elementy. W zamian zaproponował mocno wypieczone ciastka korzenne (typu speculoos).
Dym, wraz ze słodko-winnymi winogronami ciemnymi (poczułam się, jakbym zjadła trochę granatowych np. Melody - kocham je) i wiśniami słodko-kwaśnymi (dojrzałymi, miękkimi surowymi i trochę korzennie-syropowymi) został w posmaku z poczuciem korzennej słodyczy i słodyczy dżemowo-syropowo owocowej - mniej jednoznacznej. Oznaczało to lekką cierpkawość, ale jedynie pozytywną.
Całość smakowała mi... bardzo. To najlepsza czekolada z Ugandy, jaką jadłam. Żałuję co prawda, że była mało gorzka, a bardzo subtelna, jednak to nie umożliwiło jej smakować samymi zacnymi rzeczami: wiśnie, winogrona, cały miks czerwonych owoców jako dżemy / syropy, korzenny, słodkawy chlebek i ciastka korzenne, orzechy i ziemia. Mimo znaczenia słodyczy, nie była mocno słodka. To samo z kwaśnością, pojawiającą się raczej jako podkreślenie. Dość mocno owocowa, a jednak nie była to taka typowo owocowa owocowość. Niezwykle wyważona w prawie każdym aspekcie czekolada - i nie jest to o dziwo zarzut. Najpierw myślałam, że ten łagodny wydźwięk będzie mi przeszkadzał, ale nie. Jedyne, co mi przeszkadzało, to tłustość.
Okazała się dość podobna do Congo 70 %: konsystencja niemal identyczna, a smak? Congo też była syropowa, acz bardziej nalewkowa; wiśniowa, czerwonoowocowa i aż pudrowocukierkowa w tym (Uganda pod cukierkowość nie podchodzi). Congo to też wypieki, ziemia i chleb, ale... Uganda to chlebek - zdecydowanie mniej kwaśna, a jednocześnie nie bardziej słodka. Bardziej orzechowo-delikatniusio-korzenna. Uganda, mimo że bardziej "neutralna" smakowała mi bardziej. Żadna z nich nie była porządnie gorzka. Wiśnio-truskawki, ziemia, dym, orzechy (ale fistaszki) czułam też w Cocoloco Uganda 80 %, tamta jednak była zbyt maślano-ciastowa, "zapchana", w momencie gdy "chlebek" Zottera wyszedł smakowicie. Cachet Uganda z kolei to mieszanka miodu i owoców czerwonych, orzechów, ale raczej z kawą. Coś jednak ewidentnie uroczo syropowo-nalewkowego w tej Ugandzie jest!
(I bardzo spodobało mi się podsumowanie Zottera: "lovely and jammy" - dokładnie!)
ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy znów kupię: może i mogłabym do niej wrócić
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier kakaowy, tłuszcz kakaowy
Wiśnie pasują mi do czarrrnej, wilgotnej ziemi, tak samo jak pasują mi do ciemnej czekolady o wysokiej zawartości kakao. To oczywiste pary w mojej głowie. Cytrusy, dym, gałki muszkatołowe i inne korzenie już muszą szukać innych par. Winogronom odpowiada... hmm, w sumie na szybko nie wiem co. Tutaj dali dziwne nuty. Chociaż i tak bym ich nie wyczuła, więc luz ;)
OdpowiedzUsuńKto to wie, co te kakaowce wokół obrosło, co tam się pod krzaczki podczołgało i pod nimi się rozgościło? :D
UsuńTak abstrakcyjnie, nie w czekoladzie, połączenie wiśni i cynamonu np. w dżemie wydaje mi się "obrzydliwawe", ale po paru czekoladach (np. Zotter z nadzieniem truskawka&cynamon) wiem, że różne takie dziwne zestawienia mogą się udać. Wiśnie korzennie? Od razu nasuwają mi się na myśl wiśniowawe grzańce z przyprawami korzennymi... No chyba mi nie powiesz, że nie pasują?
Opakowanie przecudne
OdpowiedzUsuńUwielbiam opakowania Labooko <3
Akurat, kiedy zamawiałam, nie mieli jej.
Następne moje zamówienie - to już postanowione niezależnie od niczego - będzie wyglądało w ten sposób, że zamawiam kilka czekolad Zottera patrząc wyłącznie na to, które opakowania najbardziej mi się podobają. (jestem ciekawa, na jaki smak w efekcie trafię, ale niezależnie od tego i tak zaryzykuję i właśnie te WEZMĘ).
Kingo, a które opakowanie czekolady Tobie się podoba najszczególniej??
Każdy sposób jest dobry przy dokonywaniu takich trudnych wyborów. :D
UsuńPytasz konkretnie o opakowania Zottera czy ogólnie czekolad? Niestety nie mam jednego, ulubionego opakowania. One zawsze mimo wszystko są jedynie zwieńczeniem czekolady.
Jeśli pytasz tylko o opakowania Zottera, to można powiedzieć, że trochę utożsamiam się z postacią z High-End (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2016/11/zotter-labooko-high-end-96-ciemna-z-peru.html), a kocham madagaskarskiej 75 %, bo jest na niej ukryty lemur (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2017/05/zotter-labooko-madagascar-75-ciemna-z.html).
Rzeczywiście niesamowite te opakowania!!! ...
UsuńMnie zachwyciły i zaczarowały kartoniki z Maya Cacao 100% oraz India Dark 70% - te dwa najbardziej... (i już je mam, na razie tylko oglądam, wyjmuję z pudełka i chowam i ciut boję się skosztować... ;)
Przepiękne wg mnie są również opakowania czekolad Menakao... zwłaszcza Madagascan Vanilla... 😊
Smak?... Chciałabym poznać...
Zdecydowanie bardziej podobały mi się dawne opakowania Menakao.
UsuńObecnie zachwycają mnie opakowania Benns Ethicoa, ale niestety beznadziejne czekolady wewnątrz. Kompletnie nie moja kolorystyka, ale przemawiają do mnie.