Svitoch Exclusive Ginger & Lemon 51 % Dark Chocolate to ciemna (mleczna?) czekolada o zawartości 51 % kakao ze skórką cytrynową i imbirem; produkowana przez Nestle.
W ustach czekolada rozpływała się dość powoli i gęsto, stając się tłusto-ulepkowatym, miękkim budyniem. Zawierał pylistość i mnóstwo dodatków, szybko wyłaniających się. Chwilami wydawało mi się, że imbiru dodano więcej, niż wskazuje na to skład, ale to chyba przez smak. Kiepsko sprawdził się przy tym mój sposób zostawiania i rozgryzania dodatków na koniec, bo wtedy za bardzo palił imbir; z kolei tylko cytryna lepiej wychodziła... Stąd zajmowałam się nimi, gdy czekolada już prawie zniknęła, ale jeszcze była, "obok", próbując wybierać najpierw imbir.
Do czekolady dodano: początkowo sucho-twardawe, a z czasem upuszczające cukrowo-kandyzowaną otoczkę z wierzchu (rozpuszczającą się na pyłkowe-grudki i wodę) i nasiąkające skórki cytrynowe. Część wydawała się otoczką w 80 %, cytryną tylko w 20 %. Ogólnie jednak wyglądały na niemal białe, trochę przezroczyste. Na koniec robiły się miękkawo-jędrne i odlegle "świeżawe", chwilami niektóre dziwnie lepko-kartonowe (jak rozmiękły, rozmoczony?).
Imbir z kolei to kawałki ciemniejsze i na pewno twardsze, niektóre bardzo twarde, a tylko niektóre twarde aż niepozytywnie. Niektóre udawały twardawe kawałki orzechów. Inne zaskoczyły mnie... włóknami.
W zasadzie nie odnotowałam zasady, czy któreś były większe. I imbir, i cytryna wystąpiły pod postacią sporych, średnich kawałków i drobnicy.
A przynajmniej z polewą kakaową rodem z korzennych pierników. Niestety budżetowych. Lekka gorzkawość zasugerowała zacukrzone, tanie kakałko zrobione na śmietance. Śmietankowość i maślane wybiegi podkreśliły wanilinę, jednak nie ugłaskały ogólnej słodyczy. To próbował zrobić imbir. Czasem nawet z niezłym skutkiem, a czasem skórka cytryny stawała mu na drodze,podbijając cukrowość. Czasem pomogła mu... sól. Jakoś w połowie rozpływania się kęsa między dodatkami przeważnie pojawiała się zaskakująco wyraźna nutka soli hamująca przesłodzenie. Wydobywała czekoladowość tak, że imbir jej nie zagłuszał. W paru kęsach jej nie było, więc miałam okazję utwierdzić się, że to dobry pomysł.
W drugiej połowie wyraźniej odezwała się cytryna, a właściwie jej "otoczka". Najpierw podwyższała cukrowość swoim słodko-kandyzowanym wierzchem. Był... słodko-żaden, mdły i dziwnie słodko-wodnisty. Następnie roztoczyła po ustach delikatnie cytrynowo-kartonowy smak, ale w dużej mierze wydawała się ze smaku wyprana. Co ciekawe, trochę tonowała słodycz samej czekolady.
Jak pisałam na początku, dodatki podgryzałam już w trakcie rozpływania się czekolady, a nie tylko na koniec (tak lepiej to wychodziło).
Dodatki gryzione na koniec zachowywały się różnie. Niektóre kawałki cytryny wyraźniej, ale wciąż minimalnie smakowały zacukrzoną do bólu, gorzkawą skórką, prawie w ogóle cytryną ogółem (nie były kwaśne), inne kartonem albo niczym, a imbir... czasami występował jako ciepło-pikantny szatan, chwilami te mniejsze kawałki też wyszły na tyle nijako, że nabrałabym się, że to karmelizowane orzechy. Te większe i średnie jednak, a więc większość, uderzały ostrością, paliły w język i gryzły. Zerowały też całą resztę, w tym... przesłodzenie.
Po zjedzeniu został posmak głównie imbiru, jego goryczka, ostrość i wręcz kwaskawość "poostrościowa", ogólna cierpkość, także kakao. Nie obyło się bez posmaku cukru, ale bardziej jako "cukru wanilinowego", który tylko trochę dokładał się do drapania w gardle. Za tym stała bowiem imbirowa pikanteria. Czułam też kwasek, ale powiązałabym go raczej z imbirem i budżetowym kakałkiem, aromatami niż cytryną... Czułam się jakbym wypiła przesłodzone kakao i zjadła jakieś cukrwo-imbirowe ciastka z orzechami w budżetowej polewie.
O tak, taniość, polewowość dawały się we znaki. Mimo że bardzo słodka, to jednak tak skomponowana, że nie była to wielka wada. Bardziej niż z przesłodzoną ciemną kojarzyła się ze śmietankową czy kakao na mleku. Dodatki w takiej formie (drobnica) nadały tabliczce efektu zlepka-ulepka, tym bardziej, że była znacząco tłusta. I do nich mam wielki żal. Otóż imbir swoją ostrością wiele tu trzymał w szachu (przesłodzenie, budżetowość, aromaty), ale wydaje mi się, że rządził się swoją silną ostrością za bardzo. A jednocześnie cieszę się, że dodali kawałki prawdziwego. Cytryna to jakaś pomyłka. Bardziej to kandyzowany cukier, niż skórka. Zaskoczyła mnie też sól... o dziwo pozytywnie.
Wyszła ogółem nieco gorzej Lindt Excellence Lemon with a Touch of Ginger, ale... to, którą wolałabym to zależy od dnia. I Lindt, i Choceur to przecukrzone ulepki, zaś Svitoch to ulepek, ale bardziej w tym wyważony. Całkiem ciekawy dzięki soli. Lindt był przyjemnie soczysty, mimo że mało cytrynowy; imbir zahaczał w nim o mydlaność. Svitoch z kolei wcale nie była soczysta, cytrynowa niespecjalnie; za to mocno, naturalnie imbirowa (aż za mocno, biorąc pod uwagę łagodne otoczenie). Zaś Choceur była zacnie imbirowa (korzennie), a cytryna wyszła zbyt podrasowana, aż drażniąca w tym. I tu dochodzimy do kwestii: takie sztuczne i napastliwe podrasowanie przeszkadza mi o wiele bardziej, niż przegięcie z naturalnym dodatkiem. Niestety i w Svitoch czuć aromaty, ale w takiej ilości, że mogą być.
W pierwszej chwili obstawiałam, że zjem pewnie kostkę czy dwie, resztę upchnę dla ojca, ale się wciągnęłam (żałuję mu tych kiepskich-ale-zjadliwych, z nieśmieciowym składem), nie każdy kęs niósł imbirowe palenie. Zjadliwa, mimo że daleka od ideału.
ocena: 6/10
kupiłam: dostałam (dziękuję!)
cena: -
kaloryczność: 495 kcal / 100 g
kaloryczność: 495 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier. miazga kakaowa, serwatka z mleka w proszku, tłuszcz kakaowy, tłuszcz kakaowy, kawałki skórki cytrynowe 3% (skórka cytryny, cukier, syrop glukozowy, dekstroza, regulator kwasowości: kwasek cytrynowy), pełne mleko w proszku, odtłuszczone kakao w proszku, kawałki imbiru, emulgatory (lecytyna słonecznikowa, E476), sól, aromaty
Nie spodziewałam się tak dobrej oceny. W sumie nie spodziewałam się żadnej konkretnej. U mnie - wiadomo - pyknęłaby pała z uwagi na kompozycję smakową. Budżetowe pierniki... ale nie Kopernika? :D Z czekolada z solą i imbirem to jeszcze gorszy twór niż z imbirem, brr. Szkoda braku kwasku kawałków cytrkartonu. Początkowo miałam kakałko za ok, ale kiedy obudowało się innymi nutami, wyszedł festiwal Olgowego obrzydlistwa.
OdpowiedzUsuńJa też się nie spodziewałam! Nie lubię Nestle. Mam jednak podejrzenie, że w krajach, na których rynki dopiero wchodzą czy coś, np. próbują nowe segmenty zagarnąć, potrafią się postarać. W miarę, bo jednak mnie wciąż nie satysfakcjonują.
UsuńNie, nie Kopernika! Gdybym wyczuła jego twory, na pewno odbiór byłby gorszy i nie omieszkałabym o tym napisać.
Wbrew pozorom imbir z solą nie zawsze musi tak kategorycznie źle wychodzić. Nie każdy imbir mi do niej pasuje, ale jednak czasem luz.
Nie widzę innego wyjścia jak konsumpcja ww. 3 czekolad jednocześnie 😅
OdpowiedzUsuńNie strasz. :P
Usuń