Przed tą czekoladą aż się zastanowiłam, czy żałuję, że Carrefour Selection od razu kupiłam wszystkie warianty, kierując się cudownością Carrefour Bio 74 %. W sumie... nie. Ok, obecnie kupuję tylko te czekolady, które rzeczywiście mają u mnie szanse, ale akurat te carrefourowe naprawdę wyglądały nieźle, a znając siebie i swojego pecha "trafiania na najgorszy wariant" (np. gdy w ciemno decyduję się tylko na jeden)... Stąd chyba żalu nie odczuwam. Połączenie suszonych moreli i rozmarynu kojarzę, sama nawet dodałam je raz i drugi razem do jakiegoś dania, jednak w czekoladzie...? Te dodatki już osobno są niecodzienne! Vanini 62% with Rosemary była bardzo ciekawa, z kolei morele w czekoladzie rzadko kiedy spełniają moje oczekiwania. Mimo to, przed sięgnięciem po tą tabliczkę nie byłam nastawiona "na nie".
Carrefour Selection Noir Saveur Abricot, Amandes & Romarin to ciemna czekolada o zawartości 64 % kakao z kawałkami suszonych moreli, karmelizowanych migdałów i rozmarynem (jako aromat); marki własnej Carrefour, zatwierdzona przez Gault&Millau.
Gdy tylko rozerwałam sreberko, uderzył mnie przerysowany zapach cukrowo słodkich moreli i naturalny, zaskakująco wyrazisty migdałów. Rysowały się na cukrowo-palonym tle. Czekoladowa baza wydała się zupełnie uległa, likierowo słodka i z nutą goryczki bliżej nie do określenia.
Przy łamaniu twarda tabliczka bardzo głośno trzaskała. Wydała mi się zwarta trochę jak tafla z kamienia i wypełniona dodatkami dobrze wtopionymi. Morele mocno się jej trzymały i wręcz rwały przy podziale, a kawałki migdałów krucho łamały.
Dodano dodatków tak dużo, tak je rozlokowano, że właściwie niemożliwe jest zrobienie kęsa, by o nie choćby nie zahaczyć.
W ustach czekolada rozpływała się z lekkim oporem zimnego masła, potrzebując trochę czasu, by w ogóle zacząć. Potem w średnim tempie miękła i gięła się, jak połączenie jeszcze zbitego, ale już ogrzewającego się masła i plasteliny. Była gładko-tłusta i minimalnie kremowa, ale zaburzały to dodatki, przez które całość wyszła jak zlepek-ulepek.
Morele dodano pod postacią drobno posiekanych suszonych, miękko-jędrnych kawałków owoców. W ustach szybko zaskakiwały na nieco soczysty tor. Te należy pochwalić. Niektóre trochę lepiły się do zębów, udając kandyzowaną, miękką skórkę pomarańczy.
Migdały to kawałki średnie i drobne, większość pokryta cukrowo-karmelową, chrupiącą skorupką, która na szczęście częściowo szybko rozpuszczała się wraz z czekoladą. Tak, że na koniec jedzenia pozostały w większości nagie kawałki migdałów, bez niej. Cechowała je wtedy twarda kruchość, dzięki której głośno chrupały. Niektóre miały swoje naturalne skórki.
Jako pierwszy przywitał mnie palony smak. Wydał mi się odlegle kawowy i cierpkawy w bliżej nieokreślonym kontekście. Trudno tu jednak mówić o gorzkości, jedynie na gorzkawość mogę się zgodzić, bo bazę łagodziła maślana nuta. Mimo to, wydźwięk miała ewidentnie ciepły.
Szybko dołączyła do tego słodycz, a ja pomyślałam o migdałach.
Baza z racji swojej delikatności, mocno przesiąkła migdałami, jednak wydawało się, że ich niemal neutralnie "orzechowawy smak" płynie także z niej samej. Skojarzyła mi się z delikatnym marcepanem, nasączonym cukrowym likierem bez procentów. Marcepanem... kawowo-... korzennym?
Słodycz rosła szybko. Należała do najzwyklejszego cukru, który zasładzał ten mój "marcepan" i... oblewał go lukrem? Lukrem nasączonym aromatem i... likierami? Wraz z wyłanianiem się dodatków na pewien czas podskakiwała cukrowość ("dzięki" karmelowi).
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa migdały wyszły na prowadzenie. Były zaskakująco naturalne: delikatne i po prostu migdałowe. Nawet nie zahaczając o nie zębami, czułam je doskonale. Przemieszały się zupełnie z maślanym wątkiem.
Daleko za migdałami zarejestrowałam leciuteńką gorzkawość. Normalnie to im bym ją przypisała, ale ta chyba była nieco ziołowa - może to aromat rozmarynu? Lekką, wręcz sugestywną korzenność na pewno można jej przypisać.
Wyłaniające się z czekolady morele trochę podnosiły słodycz, a przez bazę chwilowo też wydawały się dziwnie cukrowe, ale im bardziej się ujawniały, tym bardziej smakowały po prostu sobą: bardzo, bardzo słodkimi i jednocześnie nieco soczystymi, suszonymi morelami.
Dodatki podkreśliły w czekoladzie lekką goryczkę, także tą swoją serwując. Bliżej końca kompozycja wydała mi się znów bardziej marcepanowa, gorzkawo-cukrowo palona, nieco kawowa i jakby zalana bezalkoholowymi likierami.
Morele i migdały utworzyły zacny, naturalny splot. Gryzione na koniec pokazały klasę, choć i podejrzaną słodycz wniosły. Znów trochę podskakiwał cukier, a dopiero potem ich smak własny.
Po czekoladzie migdały wydawały się bardziej "ogólnie orzechowe" niż migdałowe (i nawet skórki niespecjalnie im pomogły), za to morele pokazały się od najlepszej, suszonej strony.
Po zjedzeniu został posmak moreli suszonych i orzechowo-migdałowy, wspomnienie marcepanu, leciutkiego ciepła (jakby korzennego) i maślanej czekolady, jak również "likierowa soczystość z aromatu", która... wcale nie była zła. Czułam wysoką słodycz, ale nie męczące przesłodzenie. Wydaje mi się, że po zjedzeniu też nieco wyłoniła się nuta rozmarynu.
Czekolada zaskoczyła mnie pozytywnie, mimo że nie była ani tym, na co się nastawiłam, ani tak naprawdę tym, czego od czekolady oczekuję. Przesadnie zapchana dodatkami, że aż uciekła tabliczkowa czekoladowość, ale jednocześnie akurat dodatki okazały się dobre. Nawalił... rozmaryn, którego prawie nie czuć. Z drugiej strony, gdyby miał być sztuczny czy jako patyki, nie chciałabym go. Lubię mocne zapachy, ale nie podobało mi się też to przearomatyzowanie jej. Szkoda też, że sama baza była tak nijaka. Jak najbardziej zjadliwa, choć na dłuższe posiedzenie nużąca i męcząca zlepkowatością. Dodatki trochę zmęczyły mi podniebie już w połowie tabliczki - i to był mój limit. Potem na pewno zaczęłaby już męczyć. Jednocześnie była na tyle ok, że zostawiłam ją sobie "na gorszy dzień, aby dojeść", ale już mnie te dodatki jakoś za bardzo denerwowały (połączenie kryształków i lepkość - za dużo tego na moje nerwy).
ocena: 5/10
kupiłam: Carrefour
cena: 4,99 zł (za 80 g)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kawałki suszonych moreli 6,4%, siekane migdały 4,2%, mąka ryżowa, lecytyna słonecznikowa, naturalny aromat, naturalny aromat waniliowy, naturalny aromat rozmarynu
Przypomniałam sobie, jak z góry kupiłam dużo tabliczek Tesco Finest. Wszystkie wówczas dostępne, odejmując nie moje warianty smakowe (jakieś chili, coś). To akurat było pozytywne przedsięwzięcie. // Koszmar konsystencji. I to taki konkretny. Pomijając wielowymiarową, rosnącą słodycz, smaki wydają mi się cudne.
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Z czekoladami czasem jest tak, że jak kupuję na raz dużo, to jest bezpieczeństwo, że mam je, jak znikną, no ale... Ostatnio tak się wrąbałam w kilka paskudnych Lindtów i uznałam, że kończę z mlecznymi nadziewanymi zupełnie. Musi naprawdę wyglądać dobrze, bym kupiła. A na blogu znajdzie to pewnie odzwierciedlenie... za rok, haha.
UsuńZgadzam się - chciałabym takie nuty poczuć w czystej ciemnej min. 75% kakao.
Miałam okazję jeść ten produkt. Ale dla mnie za sztuczna była ta kompozycja. Konsystencja być może na plus. Nie pamiętam dokładnie bo degustacja miała miejsce ponad rok temu. Popieram że można wyczuć kawowy marcepan.
OdpowiedzUsuńWczoraj w Auchan spoglądając ma półkę z przecenami dostrzegłam jogurty botaniq bakomy. Jeden z wariantów to morela rozmaryn. Nie zdecydowałam się... pamiętałam że podobna kompozycja nie skradła mojego serca.
Do mnie przemawia w sumie to połączenie, ale nie wiem, w jakim wydaniu. W dobrze zrobionej czekoladzie tak, ale wyobrażam też sobie np. sałatkę z morelami i rozmarynem.
Usuń