środa, 23 czerwca 2021

Zotter Labooko Uganda 70 % ciemna z Ugandy

Mało brakowało, bym pominęła tę czekoladę. Zamówiłam ją długo po tym, jak weszła. Dlaczego? Otóż przejęła opakowanie Labooko Congo 70 %, która zniknęła z oferty. Bardzo mnie ten fakt zirytował, bo czekolad z Ugandy jadłam bardzo, bardzo niewiele i gdyby mi umknęła, cierpiałabym. Region bowiem bardzo mnie ciekawi. Zmian opakowań... raczej nie lubię. Oczywiście, gdy zmiany są dobre, to... dobrze, ale mam wrażenie, że rzadko są. Nie piszę tego o Zotterze, a ogólnie. Mam wrażenie, że producenci wymyślają coraz brzydsze opakowania. Te Zottera jednak niemal wszystkie bardzo mi się podobają. Z czym więc mam problem? Otóż zmiana na nowe to jedno. Ale zmiana jako danie nowej czekoladzie opakowania starej?! Coś tu jest bardzo nie w porządku!
A teraz może o tym, co zawiera (wreszcie). Kakao użyte do jej produkcji pochodzi z regionu Gór Księżycowych, co było jak strzała amora dla mnie, uwielbiającej góry i motyw księżyca. Około 1000 tamtejszym farmerów uprawia na stromych stokach gór organiczne kakao i zbiera je ręcznie. Zwą je "Selection Noir de Noir".

Zotter Labooko Uganda 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Ugandy.
Czas konszowania to 9 godzin.

Gdy tylko rozchyliłam papierek, poczułam intensywną, soczystą woń wiśni i wilgotnej ziemi. Mieszały się ze słodko-kwaskawym sokiem / syropem z czerwonych owoców. Malinowym? Jakby kryła się tam też kwaskawość cytrusowa, odległa. Niemal tak odległa, jak wiszący i czuwający nad wszystkim, delikatny dym. Żeby żadna ze stron nie przeważyła. Oprócz owoców czułam bowiem skórkę wilgotnego, ciemnego, ale miękkiego chleba, szybko zyskującego orzechowy charakter. Zmieniał się w raczej chlebek-ciasto niż chleb. Wyraźnie doprawiony korzennymi przyprawami, trochę karmelowym i soczystym?

Tabliczka wyglądała na ciemną mleczną, ale była twarda i trzaskała jak ciemna, więc wszystko w normie. Przy robieniu kęsa wydała się dość twardo-chrupka. Ziarnisty przekrój sugerował pewną surowość.
W ustach jednak rozpływała się idealnie kremowo-gładko, zalepiając usta gęstawymi smugami. Robiła to bardzo powoli i leniwie, ale łatwo. Okazała się bardzo delikatna i skora do mięknięcia. Z czasem wydała mi się nazbyt tłusta, ale soczystość, też pojawiająca się z czasem i trwająca do końca, próbowała to tonować.

W smaku w pierwszej chwili poczułam lekką słodycz karmelu, jakby przesiąkniętego czy nasączonego naleciałością owoców czerwonych (i fioletowawych? leśnych?).

Zaraz bardzo odważnie rozniosła się paloność, a dokładniej wyrazisty smak dymu. Roztoczył gorzkawość i wytrawniejszy klimat, po czym zaczął opadać, odsłaniając kolejno wilgotny, ciemnawy chleb i chlebek. Tu (może przez konsystencję?) wydało mi się, że pobrzmiewa maślanym echem.

W tym czasie szybko kompozycję przecięła lekka, słodka kwaskawość. Popłynął sok... czy to cytrusowo-słodki (grejpfrut?), czy bardziej z owoców czerwonych - początkowo trudno było stwierdzić. Na pewno jednak było w tym coś niemal "słodziutkiego", do głowy przyszły mi jakieś dżemo-galaretko-smarowidła (amerykańskie "jelly").

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa bowiem umocnił się jako baza chlebek. Przejął paloność i wkomponował ją w swoją wilgotną gęstwinę. Był delikatny, acz ewidentnie korzenny: w dużym stopniu cynamonowy; wydaje mi się, że czułam gorzkawo-łagodną gałkę muszkatołową i po prostu cały miks w dość słodkawym wydaniu. Dosłodzony trochę melasą? Niewątpliwie wypełniony orzechami, może też z jakąś orzechową mąką. I znów to raczej miks, niż jakieś konkretne, ale może z dużą ilością włoskich? Te przypomniały o ziemi z zapachu. Ziemi czarnej i... takiej, którą cały upalny dzień nagrzewało słońce, a w końcu zlała ulewa? Na ciepło / paloność napłynęła bowiem wręcz wilgotna rześkość (coś jak mięta?).

Chlebek i jego nutki gonione były przez owocowy oddział soczystości. Z czasem czekolada zrobiła się bardzo soczysta, przy czym właśnie słodycz miała tu duży udział (co nie znaczy, że była wysoka). Początkowo pomyślałam o wiśniach: przejrzałych i słodkich, aż nieco gnilnych. Melasa zaczęła zmieniać się w gęsto-lejący karmel, a ten nagle stał się syropem... wiśniowym / malinowym? Ale leciutko korzennym. Albo raczej dżemem słodkim i lekko kwaskawym! Dżemikiem? Czy takim nawet żelowatym jak amerykańskie "jelly"? Który chlapnięto na chlebek. Czułam truskawki, wiśnie, maliny, ale też gigantyczne, soczyste i zabójczo słodkie śliwki renklody. Te ostatnie przejawiały lekką wodnistość... także czerwonych, chwilami bardziej fioletowych, winogron. Owoce te chyba trochę podkreśliły kwaskawe cytrusy z tła, wyciągając na wierzch wiśnie i "uciemniając winogrona".

Bliżej końca chlebkowo-korzenne, ziemiste nuty utworzyły stabilniejszą gorzkość, eksponując skórkę chleba, orzechy i ich paloną gorzkawość. To rozkręciło dym, który na nowo zmieszał się z ziemią, zakrył lżejsze, delikatniusie wręcz elementy. W zamian zaproponował mocno wypieczone ciastka korzenne (typu speculoos).

Dym, wraz ze słodko-winnymi winogronami ciemnymi (poczułam się, jakbym zjadła trochę granatowych np. Melody - kocham je) i wiśniami słodko-kwaśnymi (dojrzałymi, miękkimi surowymi i trochę korzennie-syropowymi) został w posmaku z poczuciem korzennej słodyczy i słodyczy dżemowo-syropowo owocowej - mniej jednoznacznej. Oznaczało to lekką cierpkawość, ale jedynie pozytywną.

Całość smakowała mi... bardzo. To najlepsza czekolada z Ugandy, jaką jadłam. Żałuję co prawda, że była mało gorzka, a bardzo subtelna, jednak to nie umożliwiło jej smakować samymi zacnymi rzeczami: wiśnie, winogrona, cały miks czerwonych owoców jako dżemy / syropy, korzenny, słodkawy chlebek i ciastka korzenne, orzechy i ziemia. Mimo znaczenia słodyczy, nie była mocno słodka. To samo z kwaśnością, pojawiającą się raczej jako podkreślenie. Dość mocno owocowa, a jednak nie była to taka typowo owocowa owocowość. Niezwykle wyważona w prawie każdym aspekcie czekolada - i nie jest to o dziwo zarzut. Najpierw myślałam, że ten łagodny wydźwięk będzie mi przeszkadzał, ale nie. Jedyne, co mi przeszkadzało, to tłustość.

Okazała się dość podobna do Congo 70 %: konsystencja niemal identyczna, a smak? Congo też była syropowa, acz bardziej nalewkowa; wiśniowa, czerwonoowocowa i aż pudrowocukierkowa w tym (Uganda pod cukierkowość nie podchodzi). Congo to też wypieki, ziemia i chleb, ale... Uganda to chlebek - zdecydowanie mniej kwaśna, a jednocześnie nie bardziej słodka. Bardziej orzechowo-delikatniusio-korzenna. Uganda, mimo że bardziej "neutralna" smakowała mi bardziej. Żadna z nich nie była porządnie gorzka. Wiśnio-truskawki, ziemia, dym, orzechy (ale fistaszki) czułam też w Cocoloco Uganda 80 %, tamta jednak była zbyt maślano-ciastowa, "zapchana", w momencie gdy "chlebek" Zottera wyszedł smakowicie. Cachet Uganda z kolei to mieszanka miodu i owoców czerwonych, orzechów, ale raczej z kawą. Coś jednak ewidentnie uroczo syropowo-nalewkowego w tej Ugandzie jest!
(I bardzo spodobało mi się podsumowanie Zottera: "lovely and jammy" - dokładnie!)


ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24.pl
cena: 16 zł (za 70 g)
kaloryczność: 571 kcal / 100 g
czy znów kupię: może i mogłabym do niej wrócić

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier kakaowy, tłuszcz kakaowy

6 komentarzy:

  1. Wiśnie pasują mi do czarrrnej, wilgotnej ziemi, tak samo jak pasują mi do ciemnej czekolady o wysokiej zawartości kakao. To oczywiste pary w mojej głowie. Cytrusy, dym, gałki muszkatołowe i inne korzenie już muszą szukać innych par. Winogronom odpowiada... hmm, w sumie na szybko nie wiem co. Tutaj dali dziwne nuty. Chociaż i tak bym ich nie wyczuła, więc luz ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto to wie, co te kakaowce wokół obrosło, co tam się pod krzaczki podczołgało i pod nimi się rozgościło? :D

      Tak abstrakcyjnie, nie w czekoladzie, połączenie wiśni i cynamonu np. w dżemie wydaje mi się "obrzydliwawe", ale po paru czekoladach (np. Zotter z nadzieniem truskawka&cynamon) wiem, że różne takie dziwne zestawienia mogą się udać. Wiśnie korzennie? Od razu nasuwają mi się na myśl wiśniowawe grzańce z przyprawami korzennymi... No chyba mi nie powiesz, że nie pasują?

      Usuń
  2. Opakowanie przecudne
    Uwielbiam opakowania Labooko <3
    Akurat, kiedy zamawiałam, nie mieli jej.
    Następne moje zamówienie - to już postanowione niezależnie od niczego - będzie wyglądało w ten sposób, że zamawiam kilka czekolad Zottera patrząc wyłącznie na to, które opakowania najbardziej mi się podobają. (jestem ciekawa, na jaki smak w efekcie trafię, ale niezależnie od tego i tak zaryzykuję i właśnie te WEZMĘ).
    Kingo, a które opakowanie czekolady Tobie się podoba najszczególniej??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy sposób jest dobry przy dokonywaniu takich trudnych wyborów. :D
      Pytasz konkretnie o opakowania Zottera czy ogólnie czekolad? Niestety nie mam jednego, ulubionego opakowania. One zawsze mimo wszystko są jedynie zwieńczeniem czekolady.
      Jeśli pytasz tylko o opakowania Zottera, to można powiedzieć, że trochę utożsamiam się z postacią z High-End (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2016/11/zotter-labooko-high-end-96-ciemna-z-peru.html), a kocham madagaskarskiej 75 %, bo jest na niej ukryty lemur (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2017/05/zotter-labooko-madagascar-75-ciemna-z.html).

      Usuń
    2. Rzeczywiście niesamowite te opakowania!!! ...
      Mnie zachwyciły i zaczarowały kartoniki z Maya Cacao 100% oraz India Dark 70% - te dwa najbardziej... (i już je mam, na razie tylko oglądam, wyjmuję z pudełka i chowam i ciut boję się skosztować... ;)
      Przepiękne wg mnie są również opakowania czekolad Menakao... zwłaszcza Madagascan Vanilla... 😊
      Smak?... Chciałabym poznać...

      Usuń
    3. Zdecydowanie bardziej podobały mi się dawne opakowania Menakao.
      Obecnie zachwycają mnie opakowania Benns Ethicoa, ale niestety beznadziejne czekolady wewnątrz. Kompletnie nie moja kolorystyka, ale przemawiają do mnie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.