W zasadzie nie myślałam, że za tę czekoladę wezmę się tak szybko po Czarna Czekolada 80 % Madagaskar, ale tknęło mnie, że w sumie fajnie będzie sobie takie porównanie zrobić. W przypadku tej pani Anna napisała na opakowaniu parę detali związanych z procesem wytwarzania, co bardzo mi się spodobało. Otóż ziarna były prażone 40 minut w 135 stopniach Celsjusza, a konszowanie trwało 48 godzin.
Czarna Czekolada 93% Madagaskar to ciemna czekolada o zawartości 93 % kakao z Madagaskaru.
Po otwarciu poczułam soczystą i kwaśną cytrynę, wzmocnioną grejpfrutem i mieszającą się z poważniejszymi, goryczkowatymi ziołami oraz ziemię, które łagodziła maślanka. Ziemię osnuł dym, w który wkradła się palona słodycz i słodycz jakby... marynowana? Do głowy przyszły mi marynowane na słodko orientalne warzywa, m.in. tykwa. Zioła też miały w tym swój udział - część z nich odeszła od goryczki właśnie w słodycz - do głowy przyszła mi specyficzna pachnotka zwyczajna. Ciężkość wciągnęła trochę kwasku w słodycz, serwując mi jeszcze nabiał, mocno twarogowy sernik na biszkoptowym spodzie. Sernik owocowy? Z nutą cytryn i jeżyn.
Tabliczka wyglądała na kremową i zbitą. Przy łamaniu okazała się twarda. Trzaskała głośno, niczym suche i dość grube patyki.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, bardzo maziście i lepkawo. Była kremowa i ciężko-tłusta w konkretny, maślany sposób. Cechowała ją gładkość, a z czasem także soczystość, nie burząca kremowości i nie przełamująca tłustości. Ta jednak nie męczyła, mimo iż wyszła syto.
W smaku pierwsza polała się kwaśność cytryny, do której dołączyły inne, niedookreślone cytrusy, w tym, jak się po chwili okazało, na pewno grejpfrut. Mimo soczystości, kryło się tam coś ciężkiego, w tym... kwaśno-ciężkawe rodzynki?
Za kwaśnością zaznaczyła się słodycz o ciężkim charakterze. Przemknął palony karmel, a tuż za nim... tykwa? Pomyślałam o słodko-ciężkich marynatach w orientalnym stylu, do których też z czasem podkradł się kwasek. Karmel miał w sobie ciężkość i klimat teriyaki, a do tykwy dołączyła kwaskawa rzodkiew daikon.
Cytryna na moment zmieniła się w cytrynowy alkohol - ciężkość znalazła swoje miejsce. Rozgrzewał wraz z... przyprawami?
Odnotowałam pikanterię słodkich przypraw korzennych, które po chwili zaczęły się zmieniać w paloną, leniwą gorzkość. Wtórowała jej ziemistość. Pomyślałam o czarnej ziemi i ziemistych w smaku ziołach. Tej nie spieszyło się, by rozbrzmieć, ale była znacząca. Wydawała się chwilami płynąć na maślano-nabiałowej fali, która z kolei trochę ją łagodziły. Mimo to, ziemia nie wydała mi się zbyt zagłuszona. Przyprawy chwilami się zatracały, zostawiając ciepło, przez które do głowy przyszła mi mocna czarna herbata.
W tle pojawiły się owoce czerwone. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o marynowanych wiśniach i wytrawnym, czerwonym winie. Alkolowość jednak, podobnie jak przyprawy, zaraz przycichła i wino zmieniło się w sok wiśniowy.
Marynowane, orientalne twory przeistoczyły się w marynowane cytryny, łączące goryczkę i kwaśność, która miarowo rosła. Słodycz oddaliła się na moment, po czym wróciła jako sernik z rodzynkami.
Sernik przechwycił słodycz teriyakowego karmelu, echo przypraw oraz nabiałowe nuty, przekładając się na wizję kwaśnego, maślankowo-twarogowego sernika na biszkoptowym spodzie. Przyprawy schowały się częściowo w spodzie, zmieniając się w po prostu pieczoną nutę.
Do gorzkości dołożył się dym, znacząco wynoszący ją ponad wszystko inne. Przewinęła się kawa i zioła. Dużo ziół. Ostrość przypraw przejęły właśnie zioła. Połączyły ją z goryczką i słodyczą. Pomyślałam o ciężkawej, a jednocześnie rześko-słodkiej pachnotce zwyczajnej (shiso), świetnie pasującej do kwaśności.
Do czerwonych owoców doszły cytrusy, z grejpfrutem na czele. Znów podniosły kwaśność. Grejpfrut zaczął wśród nich rządzić, a po chwili przywrócił cytrusy jako dominujące w owocowej strefie.
Także sernik zdawał się już mieć cytrusową nutkę. I może... jakiś jeżynowy, podkręcony cytryną sos? Jego słodycz powstrzymywała niby czarna, ale jednocześnie ziołowa herbata z cytryną. Końcowo goryczka przypominała nieco za mocną herbatę i kawę o ziemistym pochodzeniu.
Po zjedzeniu został kwaskawy posmak cytrusowo-maślankowego sernika, cytrusowego alkoholu i soku wiśniowego z goryczką odymionych ziół. Wszystko to było dosłodzone słodką, ciepłą od przypraw, karmelowawą marynatą. Czymś... bardzo słodkim, ale z akcentem wytrawności. Na pewno dołożyła się do niej ziemia i odlegle herbaciano-kawowy splot.
Całość była smaczna i bardzo złożona, a co za tym idzie ciekawa. Cytryna, marynowane owoce i warzywa, orientalne marynaty oraz orientalny karmel, potem nieoczywiste ciepło przypraw i alkoholu, cytrusy (cytryna i grejpfrut) zmieniające się w wiśnie i wino, potem sernik z nutą owoców zapewniły sporo kwaśności. Ogół wyszedł właśnie głównie kwaśno, a dopiero potem gorzko-słodko i maślano. Słodyczy nie brakowało, ale nie pchała się na pierwszy plan. Mimo nabiałowego, łagodzącego wątku, gorzkość ładnie się pokazała jako splot dymu, kawy, herbaty i ziół. Wydała mi się jednak łagodna i słodka jak na 93% kakao.
Gdy tak pomyślałam o cytrusach przechodzących w herbatę z cytryną, słodyczy karmelu i maślano-nabiałowym splocie rysującym się obok ziemi, grejpfrutów i wiśni, wykończonych cytrusową maślanką Czarnej Czekolady 80 % Madagaskar, dzisiaj przedstawiana miała podobne wątki, ale poważniejsze.
ocena: 8/10
kupiłam: czarna_czekolada na Instagramie
cena: 22 zł (za 60g)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.