Czasem, gdy ktoś trafi na mojego bloga, słyszę pełne podziwu i zachwytu stwierdzenie, ile to ja potrafię wyczuć we wszystkim. Tak, kocham wyczuwanie rozmaitości w czekoladach. Ogólnie w jedzeniu nic się przede mną nie ukryje, czym często różnych ludzi zadziwiam. Często to fajne, ale bywa i zwyczajnie denerwujące. Zwłaszcza, gdy np. zasiądę niedegustacyjnego dnia do czekolady, o której wydaje mi się, że dobrze ją znam i lubię i... trafiam na niespodziankę, bo coś jest nie tak. Pierwsze myśli, że nie moja pora, że coś tam starałam się wyrzucić z głowy, jednak z każdym kolejnym kęsem utwierdzałam się, że czekolada smakowała inaczej niż ją zapamiętałam. Chwyciłam opakowanie i wyszukałam recenzję - i proszę! To, co trzymałam w rękach nie było dokładnie tym samym co Zotter Labooko Bolivia 90 % Dark Chocolate 2020/21. A przecież to już i tak była czekolada inna niż w 2016 Zotter Labooko Bolivia 90 %.
Zotter Labooko Bolivia 90 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 90 % kakao z Boliwii (nowa wersja od 2023/24).
Czas konszowania to 22 godziny.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach drewna doszczętnie spalonego oraz kwaśno-cierpkiego czerwonego wina i równie charakternych czerwonych owoców. Pomyślałam o czarnych porzeczkach, czerwonych winogronach i niedookreślonych czerwonych owocach, ale o winnym charakterze. A może to było wino o nutach porzeczek? Przewinął mi się kwaśno-śmietanowy jogurt i trochę zbyt mocno wyprażonych orzechów. W oddali zaznaczyły się też drzewa o niepalonym charakterze, a z nutą... chłodnego powietrza, które udawała słodkawa lukrecja.
W ustach rozpływała się powoli, niemal do końca zachowując kształt. Była mazista i maślano tłusta. Miękła, wykazując plastyczność. Było w niej coś z pełnego, śmietankowego jogurtu, a także ciężko-ściągająca soczystość. Wydała mi się masywna i ciężka.
W smaku pierwszy pojawił się niekwaśny jogurt niemal natychmiast łagodzony śmietanką i orzechami. Kwasek jogurtu i śmietany pojawił się dopiero z parosekundowym opóźnieniem i jeszcze przez chwilę walczył o siebie, lecz zaraz trochę uległ. Zrobił się mniej charakterny, acz wciąż obecny.
Z tyłu dobiegły do niego orzechy. Pomyślałam o laskowych i arachidowych, ale zdecydowanie przeprażonych. Przemknęła w nich goryczka. Za nimi ukryła się kawa. Czarna i gorzka, ale jakby nieśmiała. Gorzkość usiłowała się wstrzelić na pierwszy plan, ale niespecjalnie jej to wychodziło.
Kwaśność przejęły owoce. Ruszyły czarne porzeczki w towarzystwie czerwonych i żurawiny. Podążało za nimi czerwone, wytrawne wino o wysokiej i ciężkiej kwaśności. Owoce narzuciły mu jednak też słodycz. O niej przeświadczyły kwaskawe, ale właśnie jednocześnie słodkie, różowe winogrona. Niektóre z nich trochę miękkie i winne. Z czasem okazało się, że w owocach osiadło całkiem sporo słodyczy.
Gorzkość w sumie była silna, ale nie miała siły przebicia. Rozchodziła się bowiem w parze z maślanością. Czułam sporo drewna, w tym mocno spalonego, niemal na węgiel, co zaobfitowało w cierpkość. Za nią zaznaczyła się ziemia, lecz nie miała ochoty wkroczyć na pierwszy plan. Stopowała ją maślaność.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa maślaność dobrała się porządnie również do jogurtu. Do głowy przyszedł mi śmietanowy jogurt z mascarpone. Śmietankowość, echo jogurtu i maślaność zepchnęły gorzkość na dalszy plan. Kwaśność jednak jakby wzięła sobie za punkt honoru wyeksponowanie się.
Przemknęły kwaśno-słodkie rodzynki i pojedyncze, ususzone winogrona na jakiejś suchszej kiści. Podkręciły je cytrusy - może pomarańcze deserowe? I porządnie kwaśna żurawina. Może jakieś fermentujące, podbuzowane czerwone wino z wyczuwalnymi drożdżami? Lub winne owoce... Tu przewinęły się porzeczki i czerwone winogrona.
Pomyślałam o paroletnim, domowym i bardzo owocowym czerwonym winie lub winie z czarnych porzeczek. Jego mocną, niemal nalewkowatą alkoholowość wzmocniła gryząca pikanteria lukrecji. Na zasadzie kontrastu wzmocniła też już słodsze rodzynki (albo te podsuszone rodzynko-winogrona, trzymające się na kiści wśród reszty owoców).
Gorzkość raz po raz próbowała coś ugrać, ale wciąż trafiała na łagodniejszą, jogurtowo-śmietanowo-maślaną zaporę. Trochę goryczki tchnęła nuta orzechowa - jakby przeprażonych orzechów, do których dołączyły jeszcze migdały. Mieszanka migdałów, laskowców i arachidów nagle wydała mi się karmelizowana. Też do przesady, przez co i w nich znalazło się trochę kwasku. Drewno zaprezentowało się za to z mniej palonej strony. Czułam raczej nadpalone drewno i drzewa.
Końcowo usta zalała mi kwaśność wytrawnego wina czerwonego i z porzeczek, którego dosadność umocniła lukrecja. Czułam też śmietanowy jogurt, pilnujący, by gorzkość i słodycz nie pozwoliły sobie na zbyt wiele. Słodyczy jednak jakoś się końcowo przedostać udało poprzez karmel.
Po zjedzeniu został posmak kwaśno-wytrawnego, ciężkiego wina i mieszaniny czerwonych owoców z żurawiną i czerwonymi winogronami na czele. Czułam też trochę spalonego drewna i przeprażonych, za mocno karmelizowanych orzechów.
Dzisiaj prezentowana czekolada wydała mi się jedynie gorzkawa, bardziej maślana i kwaśna, co wyszło odrobinę gorzej niż gorzko-kwaśna z 2020/21. Gorzkość i kwaśność cudownie się połączyły, natomiast jedynie gorzkawość, kwaśność i śmietano-maślaność... No jakoś mi coś tu nie grało. Złagodzenie i kwasek podkręcony na zasadzie kontrastu sprawiły, że ocena nieco spadła. Nuty miały w zasadzie bardzo, bardzo podobne, acz podane inaczej. Jakby tak Zotter zaprezentował je z innej perspektywy. Więcej tłuszczu kakaowego w moim odczuciu przycięło tej czekoladzie pazurki, za które ją kochałam. Szkoda. To wciąż pyszna czekolada, ale już nie tak wbijająca w fotel.
ocena: 9,5/10
kupiłam: dostałam od zotter.pl
cena: 19,90 zł (cena półkowa za 65 g)
kaloryczność: 603 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.