Za kupno tej czekolady jestem na siebie zła. Kupiłam ją jakoś trochę bezmyślnie jak jednego dnia zajechałam ze znajomym po górach do Aldiego. Chciałam na szybko wziąć jakieś czekolady, bo u siebie obecnie w ogóle do Aldiego się nie wyprawiam, a tu skorzystałam z okazji. Ta mi się jakoś napatoczyła, a nie chciałam przedłużać. A przecież nie przepadam za karmelizowanymi dodatkami i w ogóle nie lubię marki Heidi. No, ale kupiło się, to i zmęczyć trzeba. Postanowiłam wziąć ją na krótką trasę na Luboń Wielki, na który wyruszyłam tego samego dnia po Mogielicy, czyli 30 marca. Z parkingu pod Lewiatanem w Rabce Zaryte poszłam w kierunku Perci Borkowskiego. Najpierw trochę przez pola i błoto, a potem kamienistą ścieżką - nietypową dla Beskidu. Na szlaku pojawiły się pojedyncze, umęczone osoby, które schodziły. Faktycznie, wspinaczka po rumowisku skalnym była dość wymagająca - bardzo cieszę się, że wchodziłam, bo zejście tamtędy mogłoby być problematyczne. Tym bardziej, że strasznie wiało. W końcu jednak doszłam do przecudownie wyglądającego schroniska, które niektórzy porównują do domku Baby Jagi, acz nie powiedziałabym, by i mnie się tak to kojarzyło (kurzych łapek brakowało!). Chwilę tam spędziłam i zeszłam niebieskim, leśnym i już spokojniejszym szlakiem niebieskim do Rabki Zaryte.
Heidi Grand'Or Golden Almonds Dark to ciemna czekolada o zawartości 50% kakao z całymi karmelizowanymi migdałami, które stanowią 23% całości.
Po otwarciu uderzył intensywny zapach bardzo słodkiej, acz niewątpliwie ciemnej czekolady. Słodycz połączyła ogrom cukru i mnóstwo aromatu waniliowego, co wyszło aż ciężko i trochę mdląco. Cierpkość kakao miała mocno palony charakter, acz bardzo wysoka nie była. Na siłę chyba można się w niej doszukać sugestii kakaowej kawy. Migdały z kolei były trochę wycofane. Czuć w niech przesadne przeprażenie, a także dosłownie leciuteńkie echo słodkiego karmelu.
Tabliczka wyglądała ciekawie - na spodzie wystawały do połowy wtopione w nią całe, pozbawione skórek migdały, pokryte cienką warstwą karmelu. Z zaskoczeniem odkryłam, że w dotyku sugerował lekką lepkość. Nie kleił się jeszcze do rąk, ale wydawało się, że zaraz zacznie. Już na oko wydało mi się, że migdałów poskąpiono.
Czekolada była twarda, przy łamaniu czy odgryzaniu kawałka chrupko i dość głośno trzaskała. Migdały dobrze się jej trzymały. Z ciekawości próbowałam ze dwa oderwać, ale nie było to łatwe - udało mi się w przypadku jednego.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, mięknąc z łatwością. Okazała się bardzo mazista, średnio gęsta i plastyczna. Jej tłustość nie była wysoka, acz maślaność czuć. Chwilami wydawała mi się niegładka - nie jakaś konkretnie pylista czy coś, ale po prostu nie idealnie gładka. Migdały początkowo trochę stukały za sprawą karmelu o zęby, ale zostawiałam je, by pogryźć dopiero na koniec. Wypadały z czekolady mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa i walały się po ustach obok czekolady. Karmel dość szybko też się rozpuszczał. Wydawało się, że to raczej cienka warstwa - do struktury całości za wiele nie wniosła.
Gdy czekolada zniknęła w nieco wodnisty, choć wciąż z tłustawym echem, sposób, zaczęłam gryźć migdały.
Wówczas karmelu na nich już prawie nie było - zdarzyło się gdzieś odrobinkę. Były bardzo delikatne. Chrupiące, ale ani trochę nie twarde. Niektóre nawet dość miękkawe. Zdarzyło się, że nadgryzałam je już trochę wcześniej czy np. przegryzłam na pół odgryzając kawałek czekolady. Z karmelem też były właśnie delikatne i chrupiące. To bowiem karmel typu delikatnego - gdyby wystąpił w formie kawałków, pewnie byłyby lepko-skrzypiące.
W trakcie jedzenia miałam problem, że wydawało mi się, iż jem czystą czekoladę, w której co jakiś czas trafia się migdał - zdecydowanie mogli dać ich więcej.
W smaku czekolada zagrzmiała cukrem, do którego dołączyła leciutka cierpkość. Nie mogła dogonić słodyczy, która cały czas nieubłaganie rosła.
W kęsach z niektórymi migdałami karmel już na początku lekko zaznaczył swoją obecność. Z kolei kęsy bez migdałów zaskoczyły mnie, iż czekolada w ogóle nimi nie przesiąkła.
Do cierpkości dołączyła niska, acz znacząco palona gorzkość. Zrobiła lekką aluzję do kakaowej kawy. Oczywiście z mnóstwem cukru. Kęsy samej czekolady, bez migdałów, bardzo szybko zacukrzały. Drapanie w gardle następowało szybciej.
Słodycz nie miała żadnych skrupułów. Do cukru dołączyła wanilia. Zmieszała się z cukrem na równych prawach. Zdecydowanie przesadzono także z nią, bo wyłamał się jej "aromatowy" charakter i wyszła wręcz mdląco. Do słodyczy dołożył się też delikatny karmel z migdałów, który już na dobre zaczął się rozpuszczać.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pod naporem słodyczy gorzkawość jakby w ogóle wymiękła. Odnotowałam maślaność. To jednak, jak słabo palony był karmel, przypomniało bazie o paloności. Acz on przejawiała się bardziej jako lekka cierpkość niż gorzkość.
Ogólnie cukier i wanilia dominowały, drapiąc w gardle i męcząc. Nawet, gdy migdały podgryzałam już wcześniej. Mało tego - słodycz wtedy nawet smak migdałów nieco wystraszyła.
Z czasem, acz nie zawsze, smak karmelu się nasilał. W przypadku niektórych migdałów bardziej, w przypadku innych słabiej. Dał się poznać jako delikatnie palony, ale palony na pewno. Pozostał słodko cukrowy. Mimo jednak tego niskiego palenia miał w sobie coś ze smażenia.
Przy większej ilości karmelu, sama czekolada szła trochę w polewowym, tanio-margarynowatym kierunku. Może nie dotarła do niego, ale taniość wkradała się do kompozycji.
Końcowo, po tym, jak karmel w dużej mierze się rozpuścił, czekolada wciąż męczyła słodyczą, ale i cierpkie, proste i palone kakao (poprzez kontrast do mało palonego karmelu?) wspięło się na wyżyny (Himalaje to jednak nie były).
Gryzione migdały okazały się mocno przeprażone. Niektóre były tak przeprażone, że szły w złudne słonawość i gorzkawość. Niektóre miały jeszcze karmelowawe echo. Część była tak przeprażona, że przeprażenie, aż jakby smażenina, wychodziła przed samą migdałowość, reszta była zwyczajnie przesadnie przeprażona.
Po zjedzeniu został posmak cierpkiego kakao i ogólne przesłodzenie, w którym szalał i cukier, i aromat waniliowy, a także motyw przeprażonych migdałów. Czułam drapanie w gardle i jakiś taki tani akcent. Trudno było go przypisać do czegoś konkretnego, nie był wysoki, ale wyczuwalny.
Czekolada w zasadzie nie zaskoczyła mnie niską jakością. Acz nie spodziewałam się tego, na co trafiłam gdy chodzi o migdały. Forma tabliczki interesująca - może się podobać lub nie, ale była niecodzienna. To, że warstwa karmelu wydaje się cienka na plus, ale nie był to karmel marzeń. Najgorszy też nie był - powiedzmy, bardzo przeciętny. Było go niewiele i nie był mocno palony, a słodki. Liczyłam, że same migdały będą atutem tabliczki. Nie były. Poskąpiono ich i dodano mocno przeprażone, niezbyt smaczne. Wydaje mi się, że najpierw mocno je uprażyli, a potem jeszcze skarmelizowali. Czekolada wyszła z kolei do bólu za słodko, aż męcząco. W górach jakoś się to sprawdziło, ale tylko dlatego, że było. Znając efekt ani bym nie kupiła, ani nikomu jej nie poleciła. W pierwszej chwili wystawiłam jej 4, ale uznałam, że w zasadzie za ciekawy pomysł na formę migdałów, może i należy jej się coś nieco więcej. Acz czy ja wiem, czy to taka przeciętniaczka? Na pewno nie w tej cenie, bo efekt to przeciętna tabliczka za 3-4 zł, a mając do dyspozycji prawie dwa razy więcej, da się znaleźć coś lepszego czy nawet lepiej trochę dołożyć i mieć coś o wiele lepszego.
ocena: 4,5/10
kupiłam: Aldi
cena: 6,49 zł
kaloryczność: 560 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: cukier, miazga kakaowa, całe karmelizowane migdały 23% (całe migdały 20%, cukier, emulgator: lecytyny zawierające soję), tłuszcz kakaowy, emulgator: lecytyny zawierające soję; naturalny aromat waniliowy
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńpozwolę sobie zadać kilka pytań, jeśli można. Nie mają one bezpośredniego związku z tą konkretną czekoladą, ale to jest ostatni wpis, na dzień dzisiejszy.
Czy specyficzną składnię stosuje Pani celowo, czy jest ona naturalna dla regionu, z którego się Pani wywodzi?
Czy wedłu Pani można zostać/być specjalistą w jakiejś dziedzinie, nie mając wykształcenia w tym kierunku? Czy samo (odpowiednio długie) doświadczenia pozwala stać się ekspertem? Czy myślała Pani, żeby zrobić kurs z czekoladnictwa? Czy uważa Pani, że pogłębienie wiedzy teoretycznej i praktycznej wzbogaciłoby doświadczenia płynące z degustacji, czy może wręcz przeciwnie?
Nie znalazłam w spisie czekolad żadnej tabliczki marki Valor. Czy próbowała Pani produkty tej firmy?
Dziękuję za odpowiedzi.
Witam.
UsuńNigdy nie zastanawiałam się nad składnią, jaką tu stosuję. Piszę z serca, podoba mi się więc taki niemalże poetycki ton tekstów o czekoladach. Pisząc teksty naukowe, stosuję bardziej naukową. Składnia czasem wynika stąd, w jakiej kolejności pojawiają mi się słowa i skojarzenia w trakcie degustacji.
Myślę, że można zostać specjalistą bez wykształcenia, ale w pewnym stopniu. To chyba trochę jak z muzyką - muzycy, którzy czasem biją rekordy popularności nie mają pokończonych szkół muzycznych. To pierwsze porównanie, jakie przyszło mi do głowy. A z kolei skończenie studiów z danej dziedziny nie gwarantuje... czucia tematu, jeśli wiesz, o co mi chodzi.
Nad kursem nie myślałam ze względów finansowych i dlatego, że nie wiem, do czego by mi był potrzebny. Nie wykluczam jednak, że kiedyś - z ciekawości - pomyślałabym o nim. Myślę, że kurs ani nie wzbogaciłby, ani nie uprościł doświadczeń degustacyjnych, a zwyczajnie dał nową perspektywę.
Nie próbowałam niczego firmy Valor, ponieważ ich czekolady, jakie widziałam, były ze słodzikami zamiast cukru, a takie niezbyt mnie interesują.
Proszę. I pozdrawiam.