Tą czekoladą nigdy bym się nie zainteresowała, jednak gdy już zostałam postawiona w Biedronce przed wyborem czegoś na spółę jako dopalacz energii na początek szlaku, na który jechaliśmy, myślałam, co by tu całkiem ok dla ogółu, acz jeszcze przeze mnie nie próbowanego zgarnąć. A jechałam na trasę, którą znalazłam jako łatwą na środek marca, by nie ładować się w śnieg w wyższe partie gór i znalazłam, że jak ktoś chce właśnie malownicze szlaki, koniecznie powinien pójść pętlą od Żabniczej Skałki do Rysianki. Uznałam, że chęcią się przekonam, czy Hala Rysianka jest takim "must see".
Wracając do obiektu recenzji - nigdy tej tabliczki jakoś nie widziałam, ale to może nie dziwne, bo na Rittery nie zwracam uwagi, więc pomyślałam, że mogę spróbować, licząc na dobre migdały. Zaraz po zakupach ruszyliśmy z parkingu w Żabnicy na Halę Boracza, słynną z jagodzianek. Rozważałam nawet wzięcie z ciekawości jej na pół, ale jakoś... Pogadaliśmy, pogadaliśmy i na gadaniu się skończyło, bo żadne z nas nie przepada za słodkimi bułkami. Zamiast zasłodzenia czymś, co budziło moje wątpliwości (im więcej osób się czymś zachwyca i im coś jest bardziej popularne, ja jestem coraz bardziej sceptyczna, że to pic na wodę), wybraliśmy zasłodzenie się czekoladą. W moim odczuciu też wątpliwą, no ale czekolady u mnie zawsze są na wygranej pozycji.
Ritter Sport Nut Selection Ganze Mandel / Whole Almonds with almonds grown in the California sunshine to mleczna czekolada o zawartości 30% kakao z całymi prażonymi migdałami kalifornijskimi, które stanowią 25% tabliczki.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach migdałów, przy których prażenia prawie nie czuć, za to zrównanych z nieco zbyt cukrową, ale też mocno mleczną czekoladą. Czuć średnią, średnio-niską półkę.
Tabliczka w dotyku wydała mi się nieco ulepkowata, ale w żadnym wypadku nie miękka. Obiecywała tłustość, ale była twarda - pewnie m.in. z racji grubości.
Łamała się z kruchym chrupnięcio-trzaskiem. Nieliczne migdały krucho łamały się wraz z nią, inne zostawały w którejś z części. Od razu widać, że ich nie pożałowano. Część była częściowo w skórkach, inne bez.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo i raczej szybko. No, może raczej szybkawo. Wydawało się, że chce być gładka, acz czułam w niej lekką proszkowość. Czuć w niej tłustość pełnego mleka, pewien konkret, ale też wodnistość. Nie miękła na gęste bagienko, budyń czy krem; wyszła raczej maziście. Pokrywała sobą podniebienie, ale i migdałów tak łatwo nie wypuszczała.
Z czasem jednak zostawały w ustach, bo ich gryzieniem zajmowałam się dopiero na koniec. Nieliczne nadgryzałam już wcześniej.
Migdałów istotnie dodano mnóstwo. W przeważającej większości były całe, ale i połówek trochę się tam znalazło. Okazało się, że niektóre częściowo pokrywają skórki. Sporo jednak było bez skórek. Okazały się chrupiące, ale nie mocno twarde, raczej zwyczajnie twardawe. Takie bardzo mi się spodobały.
W smaku przywitało mnie mleko, zestawione z bardzo wysoką słodyczą. Miała władczy charakter i szybko rosła.
Echo kakao, ale w żadnym wypadku nie gorzkość, nieśmiało dało o sobie znać. Raz czy drugi czekoladowa baza wydała mi się leciuteńko przesiąknięta migdałami.
Słodycz jednak nasilała się bardzo prędko, przywodząc na myśl kompletnie przecukrzone mleko. Zaraz też zaczynała lekko drapać w gardle.
Migdały starały się nawet nierozgrzane odrobinkę odwracać od niej uwagę, ale mimo intensywnej, pełnej mleczności, mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, całość wydała mi się nieco plastikowa. Acz może jak... Plastikowe migdały?
Słodycz była głównie zwyczajnie cukrową, choć poniekąd wydawała się też trochę naturalnie mleczna. I tak jednak łatwo zacukrzała i drapała w gardle.
Migdały gryzłam głównie na koniec, po zniknięciu czekolady, choć nieliczne sporadycznie podgryzałam już wcześniej, obok czekolady. Gryzione migdały nic sobie nie robiły z przecukrzonej, czekoladowej otoczki. Były bardzo wyraziste i pełne swojego własnego smaku. Okazały się średnio-lekko prażone, nieliczne tylko trafiły mi się wyprażone tak, że szły w lekką goryczkę. serwowały naturalną, charakterna słodycz i pełnię swego smaku, który czasem wieńczyła skórka. Nie gorzka, a szlachetniejsza, wytrawniejsza. Bardzo dobrze zagłuszały końcowo słodycz.
Niestety jednak, przy kolejny kęsie po migdale, sama czekolada wydawała się jeszcze bardziej cukrowo-plastikowa.
Po zjedzeniu został posmak wyrazistych, średnio prażonych migdałów. W zestawieniu z cukrową otoczką mlecznej czekolady, w migdałach dało się doszukać lekkiej goryczki. Mnie jednak i tak po paru kęsach było zdecydowanie za cukrowo.
Tabliczka wyszła w sumie całkiem smacznie, ale tylko dzięki ogromowi bardzo dobrych migdałów. Świetna forma całych, nieprzeprażonych i zacny, naturalnie słodki smak. Dla nich warto trochę tej czekolady pojeść, np. w górach, kiedy człowiek liczy się na zasłodzenie. Sama baza jednak była trudna do jedzenia, bo cukier rządził się w niej zdecydowanie za bardzo, że szła trochę w plastik. Na czysto byłaby niezjadliwa. Zdaję sobie jednak też sprawę z tego, że nie jestem grupą docelową no jednak zwykłej czekolady mlecznej z dodatkami.
Sporą część zjadł towarzysz na szlaku, a i 1/4 tabliczki powędrowała do Mamy, bo nie byłam w stanie zjeść tego za dużo, a już w warunkach domowych nie miałam ochoty kończyć. Podsumowała: "Taka bardzo zwyczajna, przeciętna ta czekolada. Sama no słodka, a migdały byłyby bardzo dobre, gdyby nie były tak twarde. Ale całość chyba tak, taka rzeczywiście na 7".
ocena: 7/10
kupiłam: dostałam (ale kupiona w Biedronce)
cena: około 8 zł zł
kaloryczność: 559 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, migdały, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, pełne mleko w proszku, laktoza, mleko odtłuszczone w proszku, bezwodny tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.