wtorek, 6 sierpnia 2024

Michałki z Wawelu białe

Kiedy już myślałam, że mam spokój z Michałkami i innymi rzeczami nie w moim typie, czyli ogólnie cukierkami, Mama kupiła obiekt dzisiejszej recenzji. Parę razy mi mówiła o "Michałkach w białych papierkach", pytając, co to. Gdy dowiadywała się, że to w białej czekoladzie, straciła zainteresowanie. Jak i ja, nie lubi takich wariantów (acz w moim przypadku był jeden wyjątek, kiedy to lubiłam białe Bueno - recenzja z 2015 i 2020, klasycznego nie cierpiąc). Słyszałyśmy jednak od wielu różnych ludzi - naprawdę różnych - że białe Michałki są najlepsze ze wszystkich. Słyszałyśmy to nawet od osób, które jak my, nie lubią białej czekolady. Z ciekawości, choć miałam już serdecznie dość Michałków, spróbowałam i ja.

Michałki z Wawelu Białe to cukierki z orzeszkami arachidowymi i kawałkami herbatników w białej polewie, prdukowane przez Wawel.

Po rozwinięciu papierka poczułam średnio wyrazisty zapach, w którym dominowały wyraźnie prażone fistaszki. Za nimi stała duszna, ciężka biała polewowa "czekolada". Przeciętnie słodka i trochę margarynowa, ale nie budząca żadnych skrajnych odczuć.

Cukierki były duże i ciężkie, ważyły po około 18 g. Wagowo sprawdzane były do siebie podobne; różnice jak w przypadku wszystkich innych Michałków mogły więc występować, ale to chyba nie standard.
Już w dotyku odebrałam je jako ulepkowato-tłuste, trochę proszkowe - miałam wrażenie, że zaraz zaczną rozpuszczać się już w dłoniach, ale nie. Polewa była gruba i typowo biało polewowa. Twardawa w specyficzny, polewowa sposób, twardo-nietwarda. Czekoladą nie umiem tego nazwać.
Wnętrze było kruche i mocno się kruszyło.
W trakcie jedzenia polewa rozpływała się dość szybko. Robiła to tłusto-wodniście, minimalnie maziście. Tłustość nazwałabym oleistą. Zupełnie brak jej czekoladowej gęstości. Z czasem ujawniła lekką proszkowość. Kontrastowo do środka, była to "ta gładka część".
Wnętrze okazało się mocno, przeraźliwie proszkowe. To mieszanka prochu z wodnistością i lekką tłustością o margarynowo-gumowych, miękkawych zapędach. Rozpuszczało się to raczej szybko, właśnie na proszek i wodę. Proszkowość przechodziła wręcz w ziarnistość. Wyłaniała się mieszanka różnych kawałków, po czym masa-baza znikała.
Zostało dużo różnych i drobnych, i średnich, i dużych kawałków orzeszków. Były nawet ćwiartki. Między nimi zaplątały się malutkie kawałki herbatników.
Orzeszki gryzłam głównie na koniec, trochę tylko nadgryzłam już wcześniej. Były róże - sporo twardo chrupiących, ale trafiły się też jakby twardo-stwardniałe i bardziej miękkie. 
Malutkie kawałki herbatników były chrupiące tylko początkowo. Wydawały się raczej lekkie, zmieniające w miękką papkę. Ich wielkość i ilość jednak sprawiała, że to marginalny dodatek. 

W smaku wierzch uderzył cukrem z cukrem. I jeszcze dodatkiem cukru. Przemknęła margaryna, po czym polała się mleczność. To cukrowo-mleczna mieszanka - ot, biała polewa z nisko-średniej półki.
Gdy spróbowałam jej osobno, okazała się odrobinkę przesiąknięta arachidami.

Środek odezwał się bardzo szybko. W zasadzie kontynuował zacukrzanie, acz jego smak oparł się na margarynie. Margarynę poganiała margaryna, z czasem pozwalając fistaszkom wtrącić swoje trzy grosze.

Arachidowa nuta odzywała się z czasem, stłamszona cukrem i margaryną. Była jednak wyraźna - prażone orzeszki czuć, acz nie jakoś szczególnie ciekawie wkomponowane. Po prostu sobie były. Za orzeszkami,  topiącymi się w zacukrzającej i nachalnie margarynowej toni pojawiła się jeszcze dziwna kwaskawość. Przewinęło się nawet całkiem wyraziste mleko, acz podobnie jak arachidy, bez polotu przez otoczenie.

Gdy wszystko gryzłam, czuć w zasadzie to samo, a orzeszki i herbatniki niewiele wniosły - wydawały się w ogóle w tym wszystkim gubić. Wolałam więc, by wszystko trochę się rozpuściło i dopiero wtedy ewentualnie zacząć obok podgryzać dodatki, a najlepiej w ogóle na koniec.

Po tym, jak cukrowo-margarynowa baza zniknęła, pogryzłam większość orzeszków i herbatników. Orzeszki okazały się prażone miejscami nieco słabiej, ale i tak dość mocno, a w większości przeprażone. Sporo z nich szła w przeprażoną goryczkę. Smak orzeszków nie aż tak przeprażonych z kolei po tym wszystkim jakby nie miał już siły przebicia.
Herbatniki wmieszały się w nie, niewiele wnosząc, acz gdy się skupiłam, czuć je - smakowały słodko-pszennie, przeciętnie. Przy orzeszkach po prostu pojawiło się coś mdławo-słodkiego. I pewnie to przez nie, podczas gryzienia drobnicy, wciąż czułam margarynę.

Po zjedzeniu został posmak cukru i margaryny, związanych... taniością? Orzeszki także bardzo wyraźnie czułam, ale w posmaku przebiły się tylko te przeprażone.

Były prawie tak niesmaczna jak Cukierki Michałkowe Wolności.

Cukierki były po prostu bardzo złe, że aż nie umiem, nawet na siłę, znaleźć czegoś, co bym mogła pochwalić. Cukrowo-margarynowa polewa i margarynowo-cukrowy środek z bez sensu dodanymi herbatnikami i kiepskim orzeszkami. Wafel zepsuł nawet arachidy, tak je przepraszając. Może chcieli to stonować herbatnikami, ale one nie wniosły nic dobrego. Ogół był bardzo mało michałkowy według mnie, ale i zwyczajnie niesmaczny.
Zjadłam pół cukierka i i tak dał radę mnie zmęczyć; o pół za dużo jak widać.
Dodatkową, znaczącą wadą jest jeszcze kwestia trzymania świeżości, która wynikła przypadkiem, bo Mama swojego cukierka zjadła od razu, gdy kupiła, a ja zabrałam się za swojego jakiegoś 2 tygodnie później i... różniły się. Ale o tym to już oddam jej głos w cytacie niżej.

Mama zjadła swojego jednego wcześniej i kończyła po mnie: "Coś okropnego! Rozpuściło mi się to w sekundę, trochę jak jakiś roztwór cukru, normalnie jakby cukier i woda mi się tak skojarzyło, jakaś taka niesmaczność, w sumie w cukrowości nie do uchwycenia. Potem jeszcze w sumie margaryna doszła. Okropnie margarynowy ten środek! I na koniec zostało sporo dużych kawałków orzeszków. Najpierw się ucieszyłam, ale gdy je pogryzłam, też okazały się niesmaczne, gorzkie jakieś. Kilka jakiś lepszych, ale ogólne wrażenie i tak złe robią. No i coś niejakiego jakby - acha, to chyba te herbatniki? Co one niby mają z Michałkami wspólnego? No okropieństwo po prostu! Wersja szybciej rozpuszczająca się najgorsza z tych wszystkich Michałków, co próbowałyśmy i najmniej michałkowe, a te stwardniałe minimalnie faktycznie lepsze." Mama po tym jak skończyła mojego cukierka dodała: "Dziwna w nich ta nierówność, że trafiają się też jakby trochę stwardniałe. Ale to im na dobre wychodzi! Bo takie nie znikają w sekundę i tak natychmiast, na raz obrzydliwością nie uderzają. Świeższe o dziwo gorzej wyszły przez taką strukturę bardziej miękką i wodnistą".


ocena: 2/10
kupiłam: Mama kupiła
cena:  zł (za 100g)
kaloryczność: 548 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzeszki arachidowe 26 %, cukier, biała polewa 16,8 % (cukier, tłuszcz roślinny: palmowy, shea; serwatka w proszku, emulgator: lecytyny; aromat naturalny), tłuszcz roślinny: palmowy, kokosowy; mieszanka mleczna w proszku 11,5 % (serwatka z mleka, śmietana, białka serwatkowe, mleko odtłuszczone, maślanka), serwatka w proszku, laktoza, herbatniki 1,2 % (mąka pszenna, tłuszcz roślinny palmowy, cukier, skrobia ziemniaczana, sól, serwatka w proszku)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.