Do niedawna powiedziałabym, że niemożliwym jest, by szczerze zainteresowała mnie czekolada Wawelu, marki znienawidzonej przeze mnie, której produktów zwyczajnie się boję. A jednak gdy z Mamą zobaczyłyśmy obiekt dzisiejszej recenzji, uniosłyśmy brwi ze zdziwieniem i na słowa, że Mama mogłaby w sumie może spróbować, kiwnęłam głową. Może i ja bym mogła spróbować i nie umrzeć? Kupienie jednak potencjalnej paskudy byłoby wbrew nam, więc wróciłyśmy do reszty zakupów, omijając tę czekoladę. Gdy jednak jakiś czas później ojciec się na nią natknął i zadzwonił z pytaniem, czy chcę, po chwili wahania odpowiedziałam twierdząco, zaznaczając, że pewnie do niego wróci.
Wawel Figa z Makiem / Fig & Poppy Seeds to ciemna czekolada o zawartości 43 % kakao z (18%) nadzieniem figowym i (28%) kremem mlecznym z makiem; edycja limitowana na zimę 2023/24.
Po otwarciu poczułam nachalny, cukierkowo-sztucznie owocowy zapach. Pomyślałam o landrynkach cytrynowo-jabłkowych. Wyraźnie czuć też mocno, aż za mocno, paloną cierpkawą czekoladę o cukrowej słodyczy i polewowo-deserówkowym, tanim charakterze, umocnionym spirytusowo-truflową nutą. Po podziale zobaczyłam mleczny krem, ale zamiast go, poczułam nasilenie tej sztucznawo-alkoholowej nuty.
Tabliczka wyglądała ulepkowato-polewowo i staro, mimo kilkumiesięcznej daty ważności. Przy łamaniu okazała się delikatna. Nie miękka, ale i nie twarda, a właśnie... ulepkowata. Łamała się, a nie rwała. Czekolada z wierzchu nie wgniatała się, a po prostu pękała, ale nie wydawało to-to z siebie żadnego dźwięku. Mleczny krem wypełniał całą tabliczkę, a nie tylko poszczególne kostki. Nadzienie figowe z kolei wypełniało każdą kostkę osobno.
Tabliczka jednak nie trzymała się najlepiej linii podziału, przez co zdarzało się, że nadzienie figowe trochę wypływało. Albo raczej mogłoby wypływać, gdyby było choć odrobinę bardziej płynne. Na szczęście jednak nie było, acz ciągnęło się lekko.
Mleczny krem wyszedł krucho-miękko i ulepkowo, widać w nim pojedyncze kuleczki maku.
Nadzienie figowe to nie za gęsty, może nie rzadki, ale raczej rzadkawy, bardzo klejący i ciągnący dżemowaty żel.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, chętnie. Miękła w ulepkowaty sposób. Była tłusto-mazista i kojarzyła się z ciemną polewą, a nie czekoladą.
Dość szybko dołączały do niej nadzienia. Miękły razem, mieszając się w nieprzyjemnie margarynowo-miękką masę.
Szybciej spod czekolady wypływało górne, jako że było rzadsze, po czym też wtapiało się w miękkie otoczenie. To jedynie gęstawy, trochę przecierowy, żelowaty sos. Był bardzo kleisty, trochę cukrowy jakby cukrem zagęszczony. Czuć w nim minimalną przecierowość, ale okazał się raczej gładki. Trafiłam na dosłownie jedną pojedynczą pesteczkę figi (na dwie kostki, które zjadłam) i jakby bardziej zżelowane drobineczki... fig?
Mleczny krem miękł razem z czekoladą. Okazał się jednak od niej znacznie tłustszy i bardziej miękki. Rozpuszczał się łatwo, wykazując plastyczność i lekką gumiastość. Był mocno proszkowy, a także margarynowo miękki. Urozmaiciło go sporo strzelających kuleczek maku.
Porządnym gryzieniem kuleczek maku i pesteczki figi zajęłam się na koniec, gdy wszystko inne się już rozpuściło. Strzelały przyjemnie, ale niestety było ich bardzo mało. Maku jednak i tak więcej niż pesteczek fig.
W smaku czekolada uderzyła cukrem i cierpko-gorzkawym smakiem. Wydał mi się palony i zaburzony znaczącym, margarynowym wątkiem. Nie umiałam myśleć o tym jako o czekoladzie, a jedynie polewie kakaowej. Zdecydowanie przesłodzonej cukrem.
Nadzienia w smaku odezwały się bardzo szybko. Ogólnie podwyższały słodycz. Mleczne wyszło integralniej z czekoladą - mieszało się z nią poprzez cukrowo-margarynowy splot.
Figowe też podczepiło się pod cukrową słodycz. Jeszcze ją wzmocniło, po czym zaserwowało smak landrynkowo owocowy. Do głowy przyszły mi sztuczne, cytrynowo-jabłkowe cukierki - z czasem ten właśnie wątek dominował. Kwasek był leciutki, ale nieadekwatnie cytrynowy. Pojawiła się też figa i to całkiem naturalna, ale wmieszana w owocową sztuczność i nutkę sztucznej nalewki owocowej. Figa wyszła jednak niezbyt jednoznacznie, jako że cała reszta (czekolada, dolne nadzienie) ją przytłaczała. Żel wyszedł niby soczyście, ale też słodko-ciężko i chemicznie.
Mleczny krem po tym jak zaznaczył swoją obecność, jawił się nieco bardziej zachowawczo, jednak i tak czuć go dobrze. Smakował cukrem i jeszcze raz cukrem, ale też mlecznie. Za mlekiem znalazła się jednak margaryna, a krem zaskoczył mnie lekką, truflowo-spirytusową, sztucznawą nutą. To słodki, mleczny krem niskiej jakości, owszem, ale z dziwnym, alkoholowym echem. To i w samej czekoladzie podkreśliło tanią truflowość.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa czułam się przesłodzona kompletnie. Cukier mieszał się ze słodyczą sztuczną, męczącą chyba jeszcze bardziej. Wyszło to czysto słodko i słodko do bólu, że poszczególne smaki się aż w tej słodyczy zatracały.
Cierpkawa czekolada pobrzmiewała w tle, nie dając o sobie zapomnieć. Ona też końcowo wydawała się serwować głównie cukier. Sztuczność kremu figowego jeszcze podkręciła jej tanią margarynowość.
Bliżej końca i już na koniec poczułam trochę makowego echa. Wtedy zaczęłam gryźć strzelające kuleczki - figowe smakowały słodkimi sobą, a mak tchnął trochę goryczki. Wydał mi się jednak dość mdławy po tej eskapadzie słodyczy.
Po zjedzeniu zostało przesłodzenie cukrowo-sztuczne jak po cytrynowo-jakiś landrynkach, posmak aromatów, w tym jakby sztucznego spirytusu, a także margaryny oraz lekka cierpkość kakao. Do tego motyw faktycznie lekko figowy i truflowo-mleczny.
Czekolada była zła. W zasadzie nie umiem znaleźć żadnych plusów. Już zapach budził podejrzenia, bo był sztuczny i nie adekwatny do wariantu. Jakość niska, wygląd i struktura nie zachęcały do próbowania. A smak... Smucił. Nie wywołał traumy, ale był nieprzyjemny. Przede wszystkim tani i sztuczny. Czekolada na wierzchu to jakaś cukrowo-margarynowa polewa kakaowa, krem mleczny też cukrowo-margarynowy i dziwnie sztucznie alkoholowy, a nadzienie figowe okazało się landrynkowo owocowym żelem. Maku poskąpili i wniósł tyle, co nic. Zjadłam niecałe dwie kostki i odpadłam. Najpierw myślałam, że wystawię jej 2, ale potem spróbowałam Wawel Michałki Białe, które pokazały mi, że może być gorzej, a także przedyskutowałam sprawę z Mamą i doszłam do wniosku, że no jednak jakby nie patrzeć, nie ja jestem docelową grupą konsumentów-odbiorców tabliczek takich jak ta.
Mama o Wawelu: "Za pierwszym razem jak spróbowałam, to lepsza mi się wydała, ale jak wróciłam i uważniej trochę zjadłam to nie. Niesmaczna. Samej czekolady nie komentuję, bo to po prostu zła, polewowa czekolada Wawelu jak zawsze. Nadzienie figowe kojarzyło mi się z takimi dawnymi, kiepskim marmoladami co to ludzie z biedy kupowali. Kwaśne, ale tak jakoś nieprzyjemnie. Początkowo ten kwasek fajny mi się wydał, soczysty, ale potem, więcej jak zjadłam, już nie. W ogóle to gdzie kwasek w nadzienie figowym? Bez sensu w ogóle. Fig nie czułam, ale chyba na jedną pestkę trafiłam. Najmniej złe to chyba te nadzienie białe, takie w miarę wyjściowe. I mak na koniec fajnie strzelał, fajny był. Szkoda tylko, że go tak bardzo mało dali. Takie pojedyncze kuleczki.".
ocena: 3/10
kupiłam: dostałam (ojciec kupił w Kauflandzie)
cena: wypytałam - zapłacił 3,79 zł (za 90g)
kaloryczność: 504 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: 54% czekolada (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz roślinny: shea; emulgator: lecytyny), 18% nadzienie figowe (cukier, syrop glukozowy, figi 10%, woda, zagęszczony sok cytrynowy, substancje zagęszczające: pektyny, agar; naturalny aromat, syrop cukru skarmelizowanego, koncentrat z krokosza barwierskiego, substancja wiążąca: cytryniany wapnia), tłuszcz roślinny: palmowy: cukier, mleko w proszku odtłuszczone 4%, serwatka w proszku, mak niebieski 0,3%, emulgator: lecytyny; aromat naturalny
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.