Jakiś czas po Reber Mozart Kugeln sięgnęłam po dzisiaj prezentowaną czekoladę. I w zasadzie jakoś z opóźnieniem do mnie dotarło, że to w sumie coś podobnego. Połączenie nugatu i marcepanu mi się podoba, mimo że obecnie to słodkości niezbyt w moim typie. Nowości Lindta postanowiłam dać szansę, bo po prostu nadarzyła się okazja. Ani myślałam kupować całą serię, bo i wątpiłam, że jest warta uwagi. Czułam jednak, że ta może być naprawdę całkiem w porządku.
Lindt Genuss-Momente Marzipan & Nougat Vollmilch to mleczna czekolada z (24%) nugatem z orzechów laskowych i (15%) nadzieniem marcepanowym.
Po rozerwaniu sreberka uderzyła mnie cukrowo-wanilinowa słodycz mocno mlecznej czekolady, przerysowanej aromatami / olejkami. Wanilina mieszała się z wręcz napastliwym olejkiem migdałowym, za którym znalazł się naturalniejszy marcepan. W całości pojawiła się lekko prażona nutka, a po podziale i w trakcie jedzenia dało się doszukać orzechów laskowych, ale gdzieś hen w oddali. Nie był to zbyt apetyczny zapach i graniczył z taniością.
Tabliczka wyglądała na delikatną i kruchą, a w dotyku wydała mi się lekko ulepkowata, potencjalnie pyliście-kremowa. Przy łamaniu kruszyła się, była twarda, ale nie trzaskała.
Każda kostka zawierała sporo tłusto-masywnego, twardawego nugatu na dole i malutko rzadkiego, wilgotnego marcepanu na wierzchu. Znalazł się w jednym miejscu poszczególnej kostki, np. na środku (nie od brzegu do brzegu), że aż gdy zrobiłam pierwszego kęsa zdziwiłam się, bo na niego nie trafiłam. W dosłownie jednym miejscu każdej kostki (przeważnie na środku, acz w niektórych bardziej z brzegu) owszem, było go trochę więcej, ale takie rozmieszczenie - w momencie gdy mają być dwie warstwy - za nic do mnie nie przemawia.
W ustach czekolada rozpływała się w tempie umiarkowanym, bardzo kremowo. Miękła, wykazując śmietankową tłustość i lepkość.
Nadzienia okazały się z nią bardzo spójne. Miękły i mieszały się z nią w jedno. Nugat szybko dawał o sobie znać, rozpuszczając się szybciej. Był gładki, bardzo tłusty w oleisty sposób, ale też dość masywny. Masywnie-miękki i lepkawy.
Marcepan dał się poznać jako lepki i wilgotny. Dość szybko wyciskał się spod czekolady i rozchodził się na grudko-drobinki w zawiesinie. Był trochę ciągnący, bardzo plastyczny, rzadki i trochę... średnio marcepanowy. Zostawiał na koniec pojedyncze, miękkawe drobinki i małe kawałeczko-grudki, ale nie takie typowo marcepanowe, a jakby zmiażdżone płatki migdałowe.
Całość w zasadzie wyszła spójnie, miękko-tłusto i zalepiająco.
W smaku czekolada przywitała mnie cukrowo-wanilinową słodyczą i wyrazistym, naturalnym mlekiem. Wydała mi się lekko sama w sobie prażono orzechowa, a po chwili przesadziła ze słodyczą. Za jej sprawą wanilina bardzo dawała się we znaki, podszeptując plastikową taniość. Czekolada odegrała w całości nadrzędną rolę.
Nadzienia dały o sobie znać po paru chwilach. Ich smaki rozchodziły się mniej więcej równo, ale nugat wyszedł bardziej harmonijnie z czekoladą, a marcepan wyróżniał się (w kęsach, gdzie było go więcej).
Nugat podpiął się pod czekoladę słodyczą. Rozkręcił orzechowy motyw, jednak orzechy laskowe wydały mi się za bardzo tonąć w cukierkowo-sztucznej słodyczy. Potwierdziło się to, gdy spróbowałam trochę nugatu osobno. Orzechy laskowe w słodkim, typowo nugatowo-pralinowym tonie oczywiście też ogólnie jednoznacznie czuć, acz wcale nie takie intensywne, jak mogłyby być. Trochę podporządkowały się cukrowi, mlecznej czekoladzie i sztucznej słodyczy. Sztuczność słodyczy chwilami starał się poskromić marcepan.
Marcepan jednak też krył trochę sztuczności - ten z kolei bardziej aromatu / olejku migdałowego. Dopiero za nim rozchodził się cukrowo-migdałowy splot. Wyszedł trochę poważniej, w całości z czasem na pewien czas prawie dołączył do czekolady na pierwszym planie. Marcepanowość sama w sobie trochę się rozkręciła, że nawet na sekundę-dwie wydawał się naturalny. W kontraście do nugatu i czekolady nie był nawet nie tak strasznie słodki. Acz też trochę słodki w w dziwny, słodko-sztuczny sposób.
Kiedy spróbowałam go osobno, okazał się słodszy i bardziej naaromatyzowany, więc otoczenie gorszej czekolady i nugatu mu pomogło.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wszystko to mocno się zmieszało, dając efekt zacukrzająco-sztuczny, ciężki i prawie mdlący. Olejek migdałowy podbity innymi aromatami stał na równi z charakterną nutą marcepanu, orzechy laskowe jakby chciały, a nie mogły... Środek nie sprawdził się. Czekolada mleczna dopuszczała go do głosu, jednak cały czas to ona rządziła kompozycją. I ona także zaczęła drapać z nadzieniami w gardle.
Gryzione drobinki marcepanu smakowały naturalnie migdałowo, ale wydały mi się przesiąknięte aromatem... Kojarzyły mi się też trochę z płatkami migdałów - były delikatne i jakby stłamszone występem całej reszty.
Po zjedzeniu został posmak mleczny, ale też wręcz tanio-cukrowy i sztuczny, przerysowany. Czułam wanilinę, sztuczne migdały z marcepanowym wątkiem i cukierkowo-nugatowy wątek. Orzechy laskowe i po prostu marcepan wydawały się zbyt nieśmiałe, wpisane w plastikowość.
Tabliczka okazała się rozczarowaniem. Już sama czekolada zaskoczyła mnie tanim, napastliwie wanilinowym smakiem*. Ok, była wciąż mocno mleczna, ale zwyczajnie przeciętna. Nadzienia z kolei były źle zrobione. Nugat orzechowy niby orzechowy był, ale raz że był zwyczajnie przesłodzony, to dwa: orzechowość zaburzała sztuczna, jak pisałam, przesadzona słodycz. Marcepanu pożałowali, a forma czegoś rzadko-żelowatego też mi się nie podobała. Ze smakiem niewiele lepiej - olejkowo migdałowy, że aż marcepanowość musiała o siebie walczyć. Też był za słodki, acz w tym wszystkim najmniej. Z żalem przyznaję, że marcepan był chyba najlepszą częścią. Smutne, trochę tandetne przesłodzenie. Gdyby to była czekolada za jakieś 5 zł, nie czepiałabym się, ale Lindt się ceni (na stronie producenta ta tabliczka kosztowała 15,60 zł). Zjadłam prawie połowę i zacukrzyłam się kompletnie, a sztuczność olejków za bardzo dawała się we znaki.
Zjadłam połowę, bo sobie tyle nałożyłam, a już nie chciało mi się zasreberkowywać i dodawać Mamie.
Reszta wpadła Mamie. Jej opinia: "Mnie smakowała, ale za nic bym za nią kilkunastu złotych nie dała, a jakbym miała wycenić, na ile jest warta to tak może z 6 zł bym za nią dała. Nugatu to ja się nie doszukałam, jakoś się wtapiał w czekoladę bardzo. Ogół w porządku, sama czekolada znaczy, ale najlepszy to w niej na pewno ten marcepan. Swego czasu myślałam, że mi marcepany przeszły, a ten mi smakował. Ilościowo dla mnie w porządku, nie powiedziałabym, że go było jakoś szczególnie mało".
Pomyślałam, że Schogetten Praline Noisettes wyszła znacznie lepiej ze względu na smaczny nugat. Lindtowy nugat przegrał z nim z kretesem. Marcepan nie wyratował sytuacji.
Gdy pomyślę o Reber Mozart Kugeln - one w sumie też wypadły znacznie lepiej.
*Aż sprawdziłam skład czekolady mlecznej Lindta, bo pamiętałam, że w 2016 Lindt Excellence Extra Creamy mi smakowała. Nie dziwię się - wtedy zawierała wanilię. Obecna ma aromat waniliowy, co znalazłam na stronie producenta tutaj.
ocena: 5/10
kupiłam: Allegro
cena: 14,90 zł
kaloryczność: 527 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
kupiłam: Allegro
cena: 14,90 zł
kaloryczność: 527 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, 10% orzechy laskowe, miazga kakaowa, syrop glukozowy, 4% migdały, odtłuszczone mleko w proszku, glukoza, syrop z cukru inwertowanego, substancje utrzymujące wilgoć (sorbitol, inwertaza), lecytyna sojowa, ekstrakt słodu jęczmiennego, sól, aromat, naturalny aromat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.