wtorek, 10 czerwca 2025

Pralus La Javanaise Blend Dark 75 % ciemna z Indonezji i Ghany

Bardzo, bardzo zatęskniłam już za czekoladami marki Pralus, więc gdy tylko dostrzegłam nowość na stronie Chocoladeverkopers, zaczęłam szukać, co jeszcze zamówić i natychmiast zamówienie złożyłam.
Gdy przypomniałam sobie Pralus Indonesie Criollo 75 %Pralus Ghana Forastero 75 % już w ogóle nie mogłam się doczekać zjedzenia dziś przedstawianej. Połączone kakao z dwóch czekolad, które są na liście moich najukochańszych 10/10? To musiało być coś! Jednak, gdy już się za nią wzięłam, tknęło mnie... że przecież właśnie to połączenie to nie nowość, a Pralus Djakarta Criollo - Trinitario 75 % ze zmienioną nazwą. Producent uznał, iż nazwa była zbyt myląca - "Djakarta" mogło błędnie sugerować, że ziarna pochodzą Dżakarty. Jest ona stolicą Indonezji, jednak to nie z jej regionu pochodzą ziarna. Kiedy opisywałam tamtą, były rozbieżności w kwestii tego, jakie odmiany połączono. Na chwilę obecną, czyli rok 2024 zarówno na stronie, jak i na opakowaniu jest mowa o Criollo i forastero. Zmieniono też używaną lecytynę.

Pralus La Javanaise Criollo - Forastero Blend Dark 75% to Pralus Djakarta Criollo - Trinitario 75 % ze zmienioną nazwą, czyli ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao Criollo i forastero z Indonezji i Ghany.

Po otwarciu uderzył mnie złożony bukiet przypraw: gałka muszkatołowa dominująca nad cynamonem i kardamonem. Odnotowałam też imbir, który wplótł soczystość. Ta niby była nie za wysoka, a jednak wyraźna. Pomyślałam o czerwonych owocach (głównie chyba czereśniach?). I jagodach? Raczej słodkich i na pewno w tle. Soczystość tonęła w słodyczy karmelowo-daktylowej i... miodzie leśnym? Wszystko to stało za torfem, ziemią i słodkawym mchem; lasem pełnym dzikich kwiatów. Oznaczało to sporo drzew, które mieszały się z przyprawami w... piernikowym kontekście? Do głowy przyszedł mi śmietankowy mousse czekoladowo-piernikowy, chylący się w nieco grzybowym kierunku. Doszukałam się jeszcze czarnej herbaty (też z przyprawami?), przeważającej o gorzko-poważniejszym, nie słodkim wydźwięku.

Tabliczka była twarda i trzaskała głośno, obiecując, że jest pełna i konkretna.
W ustach rozpływała się powoli i bardzo kremowo. Była tłusta w nieco oleiście-maślany sposób, mazista i porządnie gęsta. Pokrywała podniebienie tłustymi smugami, a potem przełamywała to trochę soczystością. Nawet ta jednak wydawała się pełna i gęsta, że konkretnie wypełniała usta.

W smaku pierwsza polała się łagodna słodycz mleczno-maślanego karmelu. Karmelu niemal krówkowego. Maślaność zaraz się od niego trochę odłączyła i sama chciała się wybić, niosąc neutralniejszy motyw, ale zgłuszyły ją inne nuty.
Za nią mignęła niemal nieuchwytna gorzkość - kawy?

Przemknął kwasek. Jakby kwasek miodu? Zniknął. Jak już go jednak odnotowałam, nieustannie pomykał mi za to kwasek owoców. Najpierw pomyślałam o cytrusach, ale później złapałam wyraźnie czerwone owoce - wiśnie i niemal czarne czereśnie?

Słodycz w tym czasie bardzo wzrosła. Soczystość podszepnęła karmelowi daktyle. Wyszły niemal piekąco i bez trudu umocniły słodycz. Wprowadziły miód. Także piekący i charakterny, na pewno ciemny i wręcz ciężkawy. Miód leśny? Aromatyczny od dzikich kwiatów.

Gorzkość szybko dała o sobie znać. W zasadzie zaznaczyła się jako echo już w ciemnym miodzie, ale tu bardziej grała na siebie. Przedstawiła się jako za mocna herbata. Herbata z przyprawami korzennymi?

Przyprawy uderzyły nagle i bardzo mocno. Przewodziła gałka muszkatołowa, która wraz z kardamonem szła wręcz w gorzkość. Wraz z mocną herbatą także owocom dodały lekkiej cierpkości. W tle przemykać zaczęły różne porzeczki i jagody. Kwaskowi zdarzyło się spoglądać ku cytrusom.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w maślaności wychwyciłam pieczarki. Jako jakiś śmietankowo-maślany sos?

Korzenne przyprawy jednak odwracały od tego uwagę. Dołączył do nich cynamon i osłodził je nieco. Też w pikantnym stylu. Podsycił też ciemnomiodowo-daktylowe tony, acz nie tak bardzo. Soczystość piekła... i od słodyczy daktyli, i od... imbiru? Do głowy przyszła mi nawet jakaś jabłkowo-imbirowa masa (konfitura?). Słodycz ogólna rosła, ale nie pchała się na pierwszy plan.

Herbata zaczęła zmieniać się w kawę ze względu na mocniejszą paloną nutę, jaka wychynęła zza przypraw. A wśród nich... soczystość poszła we wręcz nieco... mięsnym kierunku? Grzybowy sos z pieprzem przybrał na znaczeniu. Sos... grzybowo-serowy?

Wychwyciłam twaróg, nieco wyprowadzający ten wątek z wytrawnych klimatów do neutralności. Wykorzystał to miód i trochę w ten twaróg wsiąkł. Wątek ten jednak nie utrzymał się za długo.

Przyprawy i ta wytrawność nagle jednak trochę zmieniły tor i pokazały mi obraz lasu. Ciemnego, wilgotnego, ale ze słodkawym mchem. Był w pewien sposób słodko-ostrawy, co świetnie zgrywało się z przyprawami korzennymi. Gorzkość i pikanteria zaś ułożyły się w czarną, aromatyczną i wilgotną ziemię.

Pieprz i gałka muszkatołowa końcowo zdecydowały się na coś słodszego - miodowy piernik o ciężkim charakterze, który nieco przełamało echo soczystej warstwy chyba z wiśni (i czarnych porzeczek?). Do tego nie za słodką, piernikową kawę. Przyprawy wróciły do goryczki. Słodycz jednak też nie odpuszczała. Przy pierniku czułam ciemny, piekący miód, ale już jakby obok prezentowały się równie piekące daktyle. 

Po zjedzeniu został posmak niby maślany i wręcz krówkowo-karmelowy, ale wcale nie łagodny. Te nuty na zasadzie kontrastu wystąpiły w opozycji do ogromu ziemi, herbaty i ostro-pieprznego piernika. Pobrzmiewały grzyby, ale też cierpkie, ciemne owoce, przeplecione z subtelnym niedookreślonym, soczystym kwaskiem (zahaczającym o cytrusy?). Do tego słodycz też częściowo wpisała się w ostrość jako piekące miód ciemny (leśny?) i daktyle.

Ta czekolada to prawdziwa uczta. Niezwykle bogata w intensywne nuty. Połączyła dwie boskie czekolady i wyszła także bosko. Łagodniejszy, niemal krówkowo-karmelowy początek, maślaność, a potem piekące daktyle i miód leśny, herbata zmieniająca się w kawę i ogrom przypraw z gałką muszkatołową i kardamonem na czele wyszły cudnie. Cynamonowe osłodzenie, przejście do pewnej grzybowej wytrawności, a potem las i drewniano-piernikowa końcówka przesądziły o wybitności kompozycji. Odrobinka wiśni, czereśni i porzeczko-jagód, cytrusów wprowadziła soczystość, ale nie silną owocowość. I dobrze, bo tylko taka ilość owoców idealnie pasowała.

Przy drugiej kostce byłam już pewna, że... skądś to znam. Zaczęłam szukać, wczytywać się w opis, przeszukiwać bloga. Przecież to Pralus Djakarta Criollo - Trinitario 75 % (2017)! Tak, dla mnie było to zaskoczeniem, bo przed degustacją nie wczytywałam się dokładnie w opis, stworzyłam wstęp dopiero później. Dobrze to znałam - wspomnienia wróciły, jakby to było tak niedawno. Tym razem byłam w stanie wyczuć o wiele, wiele więcej i trafnie to ponazywać, widzę więc swój rozwój. Czekolada sama w sobie nie zmieniła się jakoś znacząco - szczegóły wynikające z różnic między poszczególnymi zbiorami kakao.


ocena: 10/10
cena: 7.95 € (około 34 zł)
kaloryczność: 585 kcal / 100g
czy kupię znów: kto wie?

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.