Mama raz po raz wraca w rozmowach do dobrych mlecznych i maślanych bułeczek, o które kiedyś było łatwo. Ja zawsze wolałam mocno mleczne, ona maślane, ale obie zgadzamy się, że to, co obecnie króluje w sklepach ni jak się ma do tamtych. Kiedyś miałyśmy jedną piekarnię, w której takie często kupowałyśmy, ale i tam bułeczki pogorszyli, a my się przeprowadziłyśmy i nie wiem, jak sytuacja wygląda obecnie. Pogodziłam się jednak, że do bułeczek sprzed lat pewnie nie wrócę i nawet jakoś mi ich szczególnie szkoda nie było, bo to już nie moja bajka. Gdy jednak Mama znowu zaczęła temat, posprawdzałam w internecie i dałam jej cynk, że w Carrefourze też jakieś są, których jeszcze nie próbowała, a skład wygląda ok jak na taki produkt. A kiedy już je kupiła, nie mogłam się oprzeć, by nie sprawdzić, co ja też jej "poleciłam".
Carrefour Classic Bułeczki Mleczne to "pieczywo pszenne drożdżowe z mlekiem odtłuszczonym o 20% zawartości mleka" marki własnej Carrefour'a, których producentem jest DENIS FOODS; opakowanie zawiera 10 sztuk.
Po otwarciu poczułam niby lekko, ale ewidentnie słodki zapach mlecznej bułki o trochę drożdżowym podłożu i całkiem wyraźnym motywie masła. Acz była to taka... niejednoznaczna maślaność z aromatu. Z racji względnie niskiego poziomu słodyczy do głowy przyszedł mi też zwykły, ale wilgotny biały pszenny chleb. Chemii nie czuć, ale dało się rozpoznać, że to bułeczka z foliowego worka, a nie świeża, zwyczajna. Tylko że pozbawiona specyficznego dusznego wątku. Ogół jawił się bezpiecznie.
Bułeczki były miękkie, ale dość konkretne, masywne. Może nie ciężkie, ale ciężkawe. Przy dotyku trochę się uginały, a dłonie pokrywały warstwą tłuszczu. Wydały mi się kapciowate i wilgotne.
Wierch to miejscami swego rodzaju "skórka", którą można zrywać tylko miejscami - po bokach, na wierzchu to trudniejsze. Środek okazał się minimalnie napowietrzony, ale bardzo puszysty.
Podczas jedzenia ciasto jakby nieco gęstniało i zalepiało. Wlepiało się w zęby dość mocno. Potwierdziła się tłustość i wilgotność. Gdy pozwoliłam ciastu rozpływać się w ustach, zmieniało się w twardawą papkę. Mimo że ogólnie niby takie delikatne, były w pewien sposób... syto-ciężkawe. Nawet trochę przytykające.
W smaku przywitał mnie bardzo delikatnie słodkawy motyw. Przechodził wręcz w bułeczkowo-chałkowatą prawie neutralność. Przemknęła maślaność. Też taka typowo bułeczkowa.
Dopiero za nią pojawił się delikatny akcent mleka. Dopasował się do łagodnie wypieczonej, pszennej bułeczki o marginalnie dusznawym zabarwieniu.
Słodycz odrobinę się nasiliła. Pobrzmiewała łagodnie, acz niepodważalnie. Wzrosła tak, by być trochę za maślano-mlecznym wątkiem, ale nie pchała się na niego.
Ten zaś mniej więcej od połowy przeżuwania utrzymywał się na jednym poziomie. Przewodził. W harmonii mieszał się z elementem drożdżowym, który znów wywołał skojarzenie z chałką, ale w wersji bardziej mlecznej i słodkiej.
Nagle z oddali wychynęło słonawe echo. Pokazało się i osiadło w mleczno-maślanym wypieku. Na jaw wyszła też jedynie sugestywny akcent masła - może nie czuć sztuczności, ale da się domyślić, że to raczej aromat masła czy coś.
Pojawiła się pewna duszność, ale jeszcze nie ciężkość i na pewno nie była straszliwa. Po prostu czuć, że to gotowiec.
Mleczno-maślany splot cały czas pilnował, by słodycz za mocno nie wzrosła.
Po zjedzeniu został mleczno-maślany motyw słodkiej bułeczki, trochę podkręconej aromatami. Ogólna słodycz była przystępnie niska, wycofana.
Bułeczka nie pasowała mi do mleka czy herbaty, ale to może dlatego, że ogólnie w większości przypadków nie lubię popijania.
Bułeczka zaskoczyła mnie pozytywnie. Wciąż to nie moja bajka, ale niczym mi nie podpadła. Może znudziła pod koniec i trochę przytkała, że swojej jednej nie skończyłam, ale wydała mi się bardzo przystępna. Czuć w niej trochę mleka, maślaność (mimo że prawdziwego masła w niej brak), a także po prostu łagodną bułeczkowość. Słodycz trzymała się niskiego poziomu, mimo że była wyraźna. Pewne echa gotowca, soli, dusznawość wystąpiły, ale były znikome. Dzięki temu wszystkiemu wyszedł produkt uniwersalny. Jak ktoś lubi takie rzeczy, spokojnie można zjeść osobno, ale też widzi mi się położenie czegoś na przekrojoną bułeczkę, np. twarogu i dżemu.*
Gdy na przekrojoną bułeczkę nałożyłam sowitą porcję twarogu (Pilos półtłusty) i dżemu 100% z wiśni (Łowicz dla Kauflandu), wyraźnie było czuć zapach tego wierzchu, ale i bułeczka apetycznie mlecznie zza tego wyglądała i wcale nie wydawała się stłumiona.
Bułeczka nie kruszyła się ani nie rozwalała przy przekrajaniu.
Kiedyś zawsze lubiłam położyć na bułeczki mleczne mnóstwo twarogu i ogrom dżemu wiśniowego, ale z zaskoczeniem odkryłam, że w przypadku tych za dużo dżemu zagłuszało mleczność i w zasadzie zostawał efekt po prostu niedookreślonej, lekko słodkawej bułeczki. Lepiej sprawdziło się położenie trochę mniej dżemu. W zestawieniu z twarogiem mleczność czuć dobrze, niezależnie, czy położyłam go dużo, czy mało.
Potem tknęło mnie jeszcze, by spróbować wariantu z serem żółtym (Serenada Babuni) i dżemem wiśniowym - to wyszło dziwnie. Nie niesmacznie, ale i nie chwyciło mnie, mimo że w zasadzie całkiem... normalnie. Ser sprawił, że sama bułeczka wydawała się słodsza, a jednocześnie kompozycja jako całość wyszła nieco wytrawniej. Kontrast zadziałał na niekorzyść samej bułeczki. Taka i słodka, i wytrawna, w momencie gdy wersja twaróg&dżem była po prostu łagodna i słodkawa, bardziej zgrana - taki wydźwięk bardziej pasował do produktu, jakim są bułeczki mleczne.
Efekt z serami i dżemem ogółem spoko, ale tak by zjeść jednorazowo dla przypomnienia, a nie by wracać czy szczególnie się zachwycać. Bułeczka w takiej kompozycji robiła tylko za bazę, nie wyszła jakoś szczególnie charakternie i wyraziście, a kiedyś właśnie bułeczki mleczne z takimi dodatkami były... wyraźnie, mocniej mleczna (dlatego dopuszczałam jedzenie ich, bo np. od zwykłych pszennych bułek mnie odrzucało, przytykało zawsze i nie jadałam).
Gdy krem Turlaj Klopsa Czekolada Rozumie okazał się kompletnie nie tym, czym myślałam, że będzie zamawiając, przed wciśnięciem go Mamie chciałam jeszcze dać szansę i coś z nim pokombinować. Tknęło mnie, że wszelkie takie nutellowate smarowidła ludzie najczęściej jedzą chyba z pszennymi bułkami / chlebem, więc może... może niezła bułeczka mleczna miała pomóc kremowi? A że wiedziałam, że nie chcę na pewno aż dwóch połówek, drugą zrobiłam z kremem (Sante) Auchan Peanut Paste Smooth 100 % i dżemem 100% czarna porzeczka.
Bułeczka posmarowana kremem w zapachu w ogóle się za nim ukryła. W smaku... w zasadzie też. Krem wyszedł równie kiepsko co sam, równie arachidowo-nutellowo, ale w dodatku spłycił mleczny smak bułeczki. Pod nim wydawała się bardziej zwyczajnie pszenna i aż jak zwykłe pszenne przyprawiła mnie o ciarki na plecach (robi mi się tak od zwykłego pszennego pieczywa), ale z zachowaną słodyczą. Słodycz kremu i bułeczki trzymały się razem. To było okrutnie bułkowo-nutellowe, że całej nie dałam rady tak zjeść.
Niestety jednak, z kremem fistaszkowym 100% bułeczka też najlepiej nie wyszła. Jej mleczny charakter się schował i sprawiała wrażenie zwykłej, słodkawej - ale nie bardzo słodkiej - bułki. To połączenie przytykało, więc soczyście-cierpki dżem okazał się niezbędny. Tyle tego nakładłam, że zagłuszyło bułeczkę, bo w tak intensywnej kompozycji ona sama jakoś traci na znaczeniu. Robi się po prostu słodkawo-bułeczkowa, nie taka wyraźnie mleczna.
Resztę bułeczek zjadła oczywiście Mama. Opisała je: "Jak samą jadłam, to trochę taka bezpłciowa, bez charakteru mi się wydała. I taka trochę mleczna, i maślana, i żadna. Pachniała całkiem ładnie, ale bardziej chyba maślano niż mlecznie. Za to na śniadania one są dla mnie idealne. Takie doskonałe jako słodkawa baza pod ser, masło orzechowe i dżem". Mama od razu zapowiedziała, że z chęcią będzie do nich co jakiś czas - by urozmaicić tosty - wracać. Po powrocie z wiśniowym dżemem 100% po którymś dniu z kolei jednak stwierdziła, że łatwo się przesycić tymi bułeczkami, że jednak są jej za słodkie jako ta baza, przyznając mi rację, że chyba niespecjalnie do sera żółtego pasują. "Może nie do każdego dżemu pasują?" - też się zastanawiałyśmy.
Ocenę wystawiłam po konsultacjach z Mamą, by nie krzywdzić produktu tylko dlatego, że to za bardzo nie moje klimaty (ja zapisałam sobie pierwotnie "7-8?", ale potem spróbowałam jeszcze Carrefour Classic Bułeczki Mleczne z Kawałkami Czekolady). Ocena jest jako po prostu dla bułeczek, bo jako baza na kanapki, mamy mieszane uczucia.
ocena: 8/10
kupiłam: Carrefour (Mama kupiła)
cena: 9,49 zł (za opakowanie 400g, czyli 10 szt.; jak wyżej)
kaloryczność: 343 kcal / 100 g; sztuka (40g) - 137 kcal
czy kupię znów: tak (w zasadzie Mama, nie ja)
Skład: mąka pszenna, odtworzone mleko z odtłuszczonego mleka w proszku 20 %, cukier, jaja, olej rzepakowy, emulgatory: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, stearoilomleczan sodu; sól, drożdże, naturalne aromaty (zawierają alkohol), gluten pszenny, substancja zagęszczająca: guma tara, przeciwutleniacz: kwas askorbinowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.