niedziela, 4 kwietnia 2021

Pralus Ghana Forastero 75 % ciemna z Ghany

Ghana jako region pochodzenia kakao ponoć wielu osobom źle się kojarzy, bo większość "masówki" stamtąd pochodzi. Moje stanowisko w tym temacie to dosłownie wzruszenie ramionami i przeciągłe "łee". Mam raczej dobre doświadczenie z tabliczkami z Ghany, więc Pralus oczywiście bardzo mnie ciekawił. Tym bardziej, że miałam wrażenie, iż czekolad tej zacnej marki nie jadłam... wieki! A Ghanę w jej wykonaniu w dodatku tylko jako miniaturkę (recenzja neapolitanki z 2016 roku) i obiecałam sobie wrócić do niej (w wydaniu pełnowymiarowym).

Pralus Ghana Forastero 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao forastero z Ghany.

Po rozchyleniu sreberka poczułam wyrazisty zapach kory drzewa: lekko zawilgoconej i częściowo odpadającej na wilgotną, ciemną ziemię. Czarny torf i pobliskie drzewa porastały jakieś grzyby. Kompozycji nie brakowało jednak wręcz miodowej słodyczy. Wszystko to podkreśliła pikanteria cynamonu, częściowo też ich własna. W trakcie jedzenia cynamon wydał mi się nieco słodszy, a także zmieszany z kwiatowo-dymnymi kadzidełkami.

Tabliczka łamała się z głośnym trzaskiem, bo była bardzo twarda. To jednak twardość nie kamienia, a tworu tłustawego i już na dotyk zdradzającego kremowość.
W ustach rozpływała się powoli i kremowo-tłusto, mięsiście. Zachowywała swój kształt, choć miękła i roztaczała wokół siebie budyniową maź, by z czasem upuścić trochę soczystości jak jędrny, zwarty owoc i odrobinkę ściągnąć na koniec.

W chwili robienia kęsa uderzona zostałam karmelem, wanilią i ciemnym miodem (gryczanym?), a więc słodyczą szlachetną i lekko gorzkawą. Nie była wysoka, a po chwili przybrała na soczystości, wysuwając na prowadzenie daktyle. Chwilami aż minimalnie drapiące w gardle.

Początkowo leciutka goryczka przeszła w gorzkość, pokazując kolejno drzewa, drewno i dym. To las po deszczu; miejsce, gdzie poprzedniego dnia paliło się ognisko. Czuć jeszcze odrobinę dymu, a raczej jego cierpkość, ale wilgotno-ostrzejsze tony zwróciły uwagę... na to, że drzewa porastały ziemię. Może nieopodal lasu znajdowało się pole gryki? Która też porastała... Ziemię ciemną, wilgotną; torf podszyty pikanterią.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pokazywał się cynamon i jego korzenna, ostra goryczka. Łączył się też ze słodyczą, jeszcze bardziej ją uszlachetniając. Napotkał daktyle, wpasował się w ich soczystość. Ta mieszała się lekko z ziemistością, z czasem zrobiła się trochę podfermentowana... podkwaszona jak niektóre suszone owoce. Pomyślałam o suszonych brzoskwiniach (choć nigdy tnie jadłam), potem o suszonych wiśniach (albo innych czerwonych suszonych owocach). Jednak kwasek... był w zasadzie iluzoryczny, więc może to bardziej czereśnie (takie czasem goryczkowate; twarde i niema bordowo-fioletowo-czarne)?

Sama gorzkawa baza z czasem trochę łagodniała, przemyciła kawę i wydała mi się aż śmietankowa. Niczym... cynamonowo-miodowy krem (w jakimś czekoladowym cieście)? To też "grzybowo-kremowa" nutka występująca czasem w kakaowych kremach. Lżejsze nuty zasugerowały dymiące się kadzidełka, coś kwiatowego. A jednocześnie wciąż względnie ciężkiego i "być-może-zaraz-drapiącego".

To znów aż lekka cierpkość tych słodko-cięższych rzeczy. Na końcówce cierpkawość kakao, lekko osłodzona jakby podkarmelizowanym, charakternym miodem gryczanym i daktylami wyszła na przód, po czym zrobiła się prostsza. Do głowy przyszło mi wilgotne, obłędnie czekoladowe ciasto (brownie? z wymienianymi już dodatkami), może też obsypane kakao.

W posmaku zostało cierpkawo-kwaskawe kakao właśnie, które oprószyło wszystko niczym confetti wystrzelone dla zwycięzcy.

Całość była definicyjną czekoladową bombą. Gorzka i słodka jednocześnie, bardzo w tym wyważona i z charakterem, podkreślonym pikanterią. Jej leśno-drzewno-ziemiste tony cudnie zgrały się ze szlachetną słodyczą miodowo-kadzidlanych daktyli i odrobinką soczystości (wiśni?). Te ciastowe skojarzenia, które nawet konsystencja podkręcała... wryły mi się w pamięć aż zagłuszając neapolitankę. Podlinkowana była mocno czekoladowym, cynamonowo-wiśniowym, popielnym (chyba pierwszy raz w życiu użyłam tego słowa) skrótowcem - pysznym, ale dopiero, gdy nuty miały okazję trwać... Nie bez powodu napisałam o confetti dla zwycięzcy, bo wygrała nie tylko 10, ale i moje serducho.

Właśnie ciastowy był też Zotter Labooko Ghana, ale też o wiele bardziej orzechowo-owocowy; Manufaktura Czekolady Grand Cru Ghana 70 % to też przyprawione ciasto z orzechami i suszonymi owocami, ale... to Pralus wydał mi się wręcz esencjonalnie czekoladowy.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 27 zł (za 100 g)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy znów kupię: możliwe

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa

10 komentarzy:

  1. Czekolada dla konesera ale nie kompletnie nie dla mnie. Tak jak na sezam, na cynamom musi mnie mocno wziąć. Mam niemiłe wspomnienia z nim związane, które ciągną się wraz z moim życiorysem jak smród po gaciach ... no cóż.
    Opis gryki mnie zachwycił
    Szkoda że ta cynamonowa nuta dominuje :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cynamon potrafi płatać figle, to fakt. Kieedyś jadłam białą, która rzygowinowo wyszła (https://www.chwile-zaslodzenia.pl/2017/05/cacao-sampaka-white-chocolate-ceylon.html).

      Usuń
  2. Nikt ze słodyczowych blogerów, podkreślę: NIKT- nie potrafi tak poetycko pisać o wytrawnych czekoladach, wykwintnych smakach, jak Ty. Masz ultra-talent, podczas gdy w przypadku przesłodzonych, konwencjonalnych produktów czasami trafi Ci się jakaś językowa wtopa, tak w recenzjach ciemnych szlachetnych wyrobów robisz to absolutnie bezbłędnie, aż miło poczytać. Pozdrawiam Ciepło i Wesołych Świąt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za te bardzo miłe słowa. Po prostu piszę prosto z serca, pewnie dlatego tak wychodzi.

      Również pozdrawiam, świąt nie obchodzę, ale również miłego weekendu życzę.

      Usuń
    2. Na pewno dlatego, da się wyczuć po samym sposobie układania zdań, łączenia słów, że to Twoja bajka. Życzę kolejnych smacznych degustacji i samych trafiających w gust produktów :) PS Blog o zapachach cudny <3

      Usuń
    3. Taak, tak to jest jak miłość do czekolady łączy się z miłością do pisania ogółem.
      Bardzo, bardzo dziękuję.
      PS I za to bardzo dziękuję. Nie sądziłam, że ktoś to czyta. :P

      Usuń
  3. No, mnie się właśnie źle kojarzy. Nie cierpię tej masówki, tylko zaburza pojęcie o prawdziwej czekoladzie. Oczywiście co innego Pralus. W tej czekoladzie jestem w stanie określić nawet kierunek, w którym grzyby porastały pobliskie drzewa. Ba! wiem, jaki kolor i odcień kapelusza miały. Marka doskonale oddała to w złożoności nut. Budyniowa maź konsystencji pozwala mi domniemywać wykorzystania mleka z rzadkich kóz ghańskich, które karmione są jedynie trzciną jednoroczną. Mej uwadze nie umknęła nawet nuta ostra goryczka kilku kropel potu zza ucha plantatora kakao. Doskonały wyrób, wybitny na tle masowego paskudztwa i samej chemii z Ghany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak nie zwróciłaś uwagi na to, iż przebłysk tej konkretnej tabliczki odbija raczej w Ghańskie Niebo niż Soczystego Plantatora. Wiedziałabyś to, gdybyś zamiast pilnować aż tak standardów przestrzeganych (bądź nie) na farmach, poświęciła więcej uwagi samej czekoladzie. Mogę Ci pożyczyć mikroskop, bo wiesz, lupy są już trochę przestarzałe. I można nią plantację podpalić od słońca.

      Usuń
  4. O kolejna która świąt zającowych nie obchodzi a wszyscy mówią że ja jestem dziwna pod tym kątem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem ateistką, więc nie obchodzę żadnych chrześcijańskich świąt.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.