poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Kras Dorina Napolitanke mleczna z kakaowym kremem i wafelkiem

Zdarzają się rzeczy tak kiczowate, że potrafią mi wpaść w oko i się spodobać. To jednak specyficzny kicz, musi w nim być "to coś", co w zasadzie trudno sprecyzować. Ostatnio czekając w Kauflandzie, aż Mama wybierze sobie jogurty i jakieś ciasto, poszłam w dział "ze świata". Gdy tylko zarejestrowałam coś połyskliwego, tanio krzykliwego i holograficznego, z ciekawości aż podeszłam. Była to czekolada. W pierwszej chwili ze złośliwą miną pomyślałam, że pewnie kolejny Roshen, ale nie. Czekolada z Chorwacji? Hm, stamtąd świadomie chyba jeszcze żadnej nie jadłam. Wprawdzie żałowałam, że padło na mleczną nadziewaną w dodatku z waflem, ale... przynajmniej o tyle dobrze, że też czekoladowym kremem. Opakowanie wprawdzie nie zalicza się do kiczu, jaki mi się podoba, ale nie mogę też powiedzieć, by był to zły kicz. Wzrok przyciągnął? Więc działa. Po otwarciu jednak w ogóle zachwycił mnie wygląd wnętrza - tam też holograf, ale srebrny, nie złoty.
To chyba linia inspirowana różnymi słodyczami (ciastkami itp.).
Z tego, co już w domu doczytałam, to właśnie w Chorwacji wymyślono popularne swego czasu czekolady z preparowanym ryżem (nawet ja jadłam takie w formie tabliczkowych batonów z Biedry lata temu). Nie wiem, czy to właśnie nawet nie ta firma zaczęła ich produkcję.


Kras Dorina Napolitanke Milk Chocolate + Wafer to mleczna czekolada o zawartości 31 % kakao z Ghany z kakaowym nadzieniem (32%) i wafelkiem (19%) również przełożonym kremem.

Od razu po otwarciu poczułam zniewalająco silną mleczność i przesadzoną, cukrową słodycz czekolady. Nachylając się nad tabliczką (leżącą spodem do góry), także zapach wafelka. Ogólnie tabliczka pachniała także "słodziusim kakałkiem", dziecięco-uroczo jak... mleczny krem czekoladowy. Trochę tonowała to wafelkowa nuta.

Tabliczka w dotyku była tłusta i trochę plastikowa. Łamała się bez większego oporu, acz miękkości zarzucić jej nie mogę. Wprawdzie poszczególne kostki nieco się wgniatały, ale całość odznaczała się zwartością, nawet pewnym konkretem. To z racji tego, że każdy wierzch kostki był wypełniono sowitą ilością plastycznego nadzienia, a spód... to wafelek przełożony kremem. W sumie, gdy się chciało, była dość podzielna, acz nie rozwalająca się sama z siebie.
W ustach czekolada rozpływała się łatwo, dość szybko. Miękła, trochę zlepiała, mieszając się z miękko-tłustym kremem z wierzchu. Sama w sobie nie wydała mi się zbyt gęsta, ale spójna z wnętrzem.
Nadzienie wierzchnie miękło natychmiast, było bowiem tłustsze od czekolady i rzadsze, jedynie gęstawe. Wydało mi się lekko gładko-śliskawe i drożdżowe (?). Przypominało plastyczny, mazisty krem do smarowania.
Wafelek przełożono znacznie gęstszym, konkretniejszym kemem. Również był tłustawy, ale wręcz ziarnisty od cukru i lekko pylisty.
Tłustość hamowały jednak warstwy waflowe. Ugryziony, wafel przyzwoicie, świeżo chrupał, jednak gdy mu się na to pozwoliło, miękł i rozpływał się wraz z resztą. Okazał się dość konkretny, stwardniały ("stetryczały na twardo"?) w ułamku procenta. Gdy wierzch się rozpuścił, zostawał on (wraz ze swoim kremem) i nawet wtedy jeszcze wykazywał chęć chociaż trzeszczenia, no... powiedzmy, że prawie chrupania.
Całość tworzyła gęstą i nieco przytykającą papkę z wafelkiem, dosłownie. Miało to swój plebejski urok. Jak by nie patrzeć, nawet gdy góra się rozpłynęła, było, co chrupnąć. Nie moja bajka, ale efekt i uczucie dość interesujące.

W smaku czekolada uderzyła cukrem, ale szybko napłynęło na to mleko. Mleczne tsunami! Chyba waniliowo-wanilinowa nuta próbowała jakoś to zabarwić, zawiązać. Dało to efekt dziecięco-uroczego wydźwięku słodyczy, która całościowo stała niestrudzenie na pierwszym miejscu. Skojarzyła mi się odlegle z waniliowym budyniem.

Po chwili mleczność jeszcze umocniła się za sprawą nadzienia, po czym zaczęła tracić na pewności siebie. Zrobiło się bardziej cukrowo-maślano... kakałkowo kremowo? Zarejestrowałam nutę słodkiego, tłustego kremu, który zajechał olejem, ale zaraz zdecydował się na przesłodzone kakaowo-orzechowe smarowidło. Wyraźnie poczułam orzechy laskowe mieszające się z mleczną czekoladą i wafelkiem.

Andrutowym, bardzo delikatnym smakowo, ale świeżym wafelkiem. Rozbił słodycz, kierując uwagę na kremy. Zaraz wierzchni zniknął, a jego smak odleciał. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyraźniej dał o sobie znać wafel, mimo swej neutralności. 

Po debiucie wafla wróciło kakałko i "czekoladkowość" w wydaniu bardziej czekoladowym właśnie. Odezwał się krem z wafelka, przez co czułam się, jakbym miała do czynienia z czekoladowym wafelkiem, który pobrzmiewa sztucznym orzechem, ale nic poza tym. Zupełnie, jak coś zacukrzającego i... kojarzącego się z kakaowo-orzechowym smarowidłem na chleb. Słodycz przetaczająca się po tym z czasem poradziła sobie też z waflem, drapiąc w gardle i... przedstawiając zwykłego wafelka, po prostu.

Bliżej końca kakałkowo-mleczna kompozycja wydawała się niemożliwie słodka, choć nie całkiem wyprana ze smaku. Pobrzmiewające w tle przerysowane orzechy laskowe, jakiś aromat i andrutowy wafel zakończyły przedstawienie. Jak w przypadku wafelków.

Po zjedzeniu został posmak cukru doprawionego kakałkowo-sztucznawym motywem orzechów, z odrobiną kakaowej cierpkości i wafla, który próbował ratować sytuację, ale sam w sobie był zbyt nijaki.

To tańsza i mniej orzechowa, zacukrzająca wersja Loacker Napolitaner albo dawny KitKat Chunky (mieszanką klasyka z Hazelnut) o nieco innej strukturze (KitKat miał tak twardą i grubą z każdej strony czekoladę, że o wiele łatwiej było go obgryzać). Bez większych wad, bardzo poprawna i bezpieczna tabliczka. Wielu osobom może bardziej niż mnie przypaść do gustu. Ja porzuciłam po jakiś trzech kostkach (nie mój typ - mięknie to szybko, wafelek przekłada się na papkowatość; czekolad nie gryzę, a tego wafelka aż się prosi raczej schrupać), oddając Mamie. Swoją drogą, zaskoczyła mnie nuta orzechów laskowych (w ogóle się jej nie spodziewałam). Szkoda, że nie ograniczyła się do tej delikatniejszej naturalnej.
Z kolei Mama orzechów za nic nie czuła i uznała, że to smaczna, bardzo poprawna czekolada, tylko: "ona sama i krem tak miękko, łatwo się rozpływają, za muziasto, bo potem jeszcze ten wafelek zostaje, za konkretny on taki; ale smaczna, można zjeść". Zgadzam się, że ten kontrast wyszedł dość osobliwie.


ocena: 5/10
kupiłam: Kaufland
cena: 5,59 zł (za 180g)
kaloryczność: 535 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, wafel (cukier, mąka pszenna, oleje roślinne: palmowy, shea; odtłuszczone kakao w proszku, pełnotłusta mąka sojowa, czekolada 1%, sól, regulator kwasowości: E500, aromat), odtłuszczone mleko w proszku, pełne mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, olej palmowy, miazga kakaowa, serwatka w proszku, odtłuszczone kakao w proszku 1,5%, tłuszcz mleczny, orzechy laskowe, lecytyna sojowa, aromaty

6 komentarzy:

  1. Pozostaje przy Milce. To mój pewnik od lat. Czy tu spodnia warstwa czekolady odpada od wafla? W milce tak bo wafle nie są po całej powierzchni czekolady poprowadzone a po długości wtopiono 2 pasy waflowe. Pewnie ti dlatego. Pomiędzy nimi i pod wierzchem jest krem i czekolada ponownie. Karmelizowane orzechy chrupią co mi bardzo odpowiada. Czy tu też jest taki efekt?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałam o spójności. Wyraźnie napisałam: "W sumie, gdy się chciało, była dość podzielna, acz nie rozwalająca się sama z siebie.".
      "Karmelizowane orzechy chrupią..." - przecież to nie jest czekolada z orzechami. Nie pisałam nic o żadnych chrupiących / karmelizowanych orzechach. Pisałam o orzechowej nutce w kremie.

      Usuń
  2. Dlatego też wolę bardziej konkretnego kit kata, takie różnice konsystencji niezbyt do mnie przemawiają :D i trochę odstrasza mnie jednak wstawka orzechowa, bo brzmi strasznie sztucznie i tanio :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Brzmi strasznie sztucznie i tanio" - to ja często narzekam na sztuczność, więc nie sądzę, by akurat ta Tobie miała tu przeszkadzać. To znaczy, bez obrazy oczywiście, ale np. lubisz Nutellę i takie zwyklejsze słodycze, a ja nie cierpię... tę nutę laskowców właśnie do takich rzeczy bym porównała i patrz, że nawet ja jej nie zjechałam.

      Usuń
  3. Jakże inne mamy podejście, hehe. Twoje "wprawdzie żałowałam, że padło na mleczną nadziewaną w dodatku z waflem" jest moim "kupiłam właśnie tego, że jest mleczna i nadziewana, na dodatek waflem". (Ofc kupiłaBYM, gdyby interesowały mnie tabliczki). Miękka, lekko wgniatalna góra i waflowy spód odsyłają mnie myślami do Ritterów, przede wszystkim doskonałych tabliczek Neapolitaner i korzennej. I jeszcze to podsumowanie z Loackerem i unicornowym wariantem KK <3 Myślę, że kochałabym tę tabliczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja lubię czytanie ze zrozumieniem i pisaniem komentarza w oparciu o znajomość gustów. Serio, przekopywałam się teraz przez parę, że mi aż łapy opadły bezsilnie na klawiaturę, a tu coś takiego. <3 Piszę, że coś nie jest złe, a po prostu nie dla mnie, że komuś innemu, a ludzie... no właśnie. Dziękuję za ten komentarz - serio poprawił mi humor.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.