Pewnego dnia przed latem ruszyłam do Aldiego zrobić zapas pysznych czekolad Fair Dunkle Schweizer Bio-Schokolade 70 %, z których wyszłam (w dniu publikacji już je w wycofali). Jako że akurat trafiłam na amerykańskie lody, kupiłam smak, który wzięłam za Mucci Chocolate Brownie mit Brownie-Stuckchen, a więc jedne z moich ulubionych lodów. Niestety, już w sklepie zwróciłam uwagę na fakt, że "opakowanie chyba się zmieniło". W domu zaś okazało się, że nie tylko ono, ale cała konwencja lodów. Do czekoladowych z brownie dodano bowiem jeszcze rdzeń, co do którego formy i stosowania go nie jestem szczególnie przekonana. Może nie być zły, ale mnie nie kręci. Chciałam sobie na spokojnie wrócić do jednych z ulubionych lodów, a tu zasadzili im korek w... pudło. Krzywo patrzyłam na zmianę.
Mucci Choco Cookie Crumble to lody czekoladowe z kawałkami ciastek / ciasta czekoladowego (7%) oraz czekoladową masą ciasteczkową w formie rdzenia-korka (13%); produkowane dla Aldi.
Zawartość pudła to 410 g / 500 ml.
Gdy tylko otworzyłam pudełko, poczułam cierpkawy zapach kakao, rysujący się na mleczno-śmietankowym tle. Przemykała między nimi głęboka, wytrawnie czekoladowa nuta, której baza lodów nie narzuciła mlecznoczekoladowego klimatu. Wyczuwalna słodycz była raczej niska.
Masa lodowa była pozytywnie twardawa (nie jak kamień), konkretna i bardzo, bardzo gęsta. Topiła się w umiarkowanym tempie, w cudownie kremowy i odpowiednio tłustawy (czyli nisko) sposób. Podczas jedzenia kojarzyła mi się z topiącą się czekoladą lub gęstą, pitną czekoladą w formie lodów - coś właśnie czekoladowego było w jej zagęszczeniu.
Zatopiono w niej ogrom kawałków brownie: głównie kawałko-kulek wielkości jednogroszówek i nieco mniej ich połówek, ale też trochę drobnicy wręcz przemielonej i wmieszanej w masę. Przypominały... biszkoptową, trochę mączną wersję tłustawego brownie. Konkret, gęstość i zalepianie zostały bowiem wzbogacone o miękkość wilgotnego ciasta. Przy niektórych zaplątał się śliskawy element. Rozpływały się w ustach, gęstniejąc na papkę.
Rdzeń zaś... był twardy w niepozytywnym sensie - to przez większość czasu, bo w końcu rozpływał się. Przypominał piaszczysty krem z cukru i zmielonych na gładko herbatników, który straszliwie trzeszczał od cukru i kakao. Gęsty i zwarty, okazał się prawie niemożliwy do zagarniania i podziału. W ustach rozpływał się jednak łatwo jak mokre herbatniki w formie tłustawego kremu, przechodzącego w pylistą od kakao zawiesinę. Gryzione chrupało to od mnóstwa kryształków cukru. Cukier wydawał się bazą rdzenia.
W moim pudle w ogóle był... dość upośledzony, bo po zerwaniu wieczka nie widać go (i ucieszyłam się, że nie ma), zaczął się nieco niżej (i to gdzieś z boku), wyglądał na malutki, a mniej więcej w połowie pudła okazał się gigantyczną kulą tej masy. Łyżeczka się ześlizgiwała, zapadało się to w lody. Bałam się, że kartonowe pudełko nie wytrzyma... Tylko zjeść, poczekać aż to odtaje i zjeść (gdy jest się masochistą) lub wyrzucić. Ja próbowałam to jeść trochę w trakcie, gdy było twardsze, i trochę pod koniec - nie wiem, która opcja gorsza.
Nie przemawia do mnie rdzeń ogółem, a taka kula już w ogóle - trzeba się do niej dokopać, a im większe coś takiego jest, tym trudniej to jeść, nie mówiąc już o podzieleniu / rozłupaniu tego. To jednak szczęście w nieszczęściu, bowiem i strukturę uznałam za okropną, i smak, że końcówkę tego czegoś po prostu zostawiłam i wyrzuciłam.
W smaku sama masa lodowa dostarczyła mi całkiem sporo kakao, którego gorzkawość chwilami zahaczała o wytrawną cierpkość. Do gorzkości wprawdzie nie doszła, ale była naprawdę przyjemna i wzbogacona o ewidentnie czekoladowy motyw (choć niedoprecyzowany, czy ciemnej czy mlecznej). Wyrazista, a jednak przełamana śmietankowością bazy. Ta nie "umleczniła" kompozycji; raczej jej towarzyszyła. Nie wyszła zbyt nachalnie czy ciężko.
Słodycz do końca pozostała dość niska. Chwilami miałam wrażenie, że kompozycja za jej sprawą bardziej odbijała ku czekoladzie. Migały skojarzenia z czekoladą pitną, ale po zagarnianiu dodatków znów to kakao zdecydowanie wychodziło na prowadzenie. Jako kakao zrobione na mleku?
Brownie bowiem podkręcały kakao, za każdym razem okazując się eksplozją goryczkowatego kakao i silniejszej słodyczy. Kojarzyły mi się nieco truflowo-alkoholowo, a ich gorzkość świetnie oddała tę kakaowo-czekoladowo ciastową. Czuć w nich jednak także pszeniczność, stąd myśl raczej o nasączonych, czekoladowych biszkoptach (no... biszkopcie?), jedynie z zalążkiem brownie. Kawałki te całości nadawały bardziej kakaowego charakteru.
Rdzeń... wszystko popsuł. To masa z cukru, niewiarygodnie podnosząca natrętną słodycz, i gorzkich przypalonych kakaowych herbatników typu Oreo. Była w tym nuta goryczki niepozytywnej, a dopiero potem kakaowej. Doszukałam się też oleistego posmaku, jednak to w zasładzającej strefie było coś odrzucającego, sztucznego. Gdy akurat więcej wzięłam tego do ust, aż mnie zemdliło. Cukrowo-dziwny posmak z goryczką był taki, że chciało się tego jak najszybciej pozbyć z ust. Po tym czymś i masa lodowa, i brownie wydawały się nijakie, więc po prostu omijałam to coś, pod koniec pojadłam trochę (w dużej mierze pod recenzję, na różne sposoby) i zostawiłam, bo... nie ma co się katować.
Jedząc tak lody i ciasto-biszkopty coraz bardziej tonęłam w błogo kakaowym smaku o ogólnie nieprzesadzonej słodyczy i przyjemnie śmietankowej nucie. W posmaku właśnie głównie goryczka kakao pozostała, także z bardziej kakaowo-ciastowym zarysem.
Całość wyszła wytrawnie i przyjemnie, kakaowo-czekoladowo, choć... nie tak szlachetnie-wykwitnie ze względu na ciasteczkowy korek. Ten był paskudny w każdym możliwym aspekcie. Lody oddają prostotę kakao, czekolady i browniastych ciasto-ciastek i... to by wystarczyło. (Tak swoją drogą, mimo że kakaowo-czekoladowe, po czekoladowych Magnum 70 % wydały się jeszcze bardziej kakaowe - stwierdzam to neutralnie, bo lody takie są u mnie na równi.) Nie wiem, po co wepchnęli tam to g...* Zepsuli jednak także same brownie. To już nie cudowne kawały ciasta jak w Mucci Chocolate Brownie mit Brownie-Stuckchen; w dzisiaj prezentowanych to raczej śliskawo-biszkoptowa drobnica.
Podobne, gdy o zamysł i samą masę lodową chodzi, do lidlowych McEnnedy Chocolate Ice Cream with a Cookie Core & Choco Cookie Pieces. W podlinkowanych jednak ciastko-brownie były o wiele lepsze, a rdzeń był względnie w porządku, nie zaś obrzydliwy.
Mam ogromny żal do producenta o ten rdzeń. *Piszę, że nie wiem, ale domyślam się. Porównując składy łatwo wywnioskować, że to składniki rdzenia są tymi złymi - nie ma ich w wersji bez niego. Dosłownie dodali więc do lodów g... Wypełnili tym samym gramaturę - wszystko się zgadza, cena ta sama, ale jakość przez "zapychacz" niższa. Mogłabym wprawdzie kupować je, a rdzeń omijać i wyrzucać, ale nie mam zamiaru wspierać takiego igrania z konsumentami, to budzi we mnie sprzeciw. Poza tym, wolę płacić za coś, co zjem.
ocena: 7/10
kupiłam: Aldi
cena: 9,99 zł (za 500 ml)
kaloryczność: 296 kcal / 100 g; 220 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie
Skład: śmietanka 28%, mleko odtłuszczone, cukier, syrop glukozowy, zagęszczone mleko odtłuszczone, mąka pszenna, kakao w proszku 4%, olej sojowy, żółtka jaj w proszku, oleje roślinne (kokosowy, palmowy), odtłuszczone kakao 1,5%, miazga kakaowa, lecytyna sojowa, stabilizator: mączka chleba świętojańskiego, guma guar; sól, tłuszcz kakaowy, środki spulchniające: węglan sodu, węglan potasu, węglan amonu, aromaty
Nie lubię grubego rdzenia czekoladowego/twardopolewowego w środku, ale ciasteczkowy mnie ciekawi. Nigdy na taki nie trafiłam. Nawet akapit, w którym po nim jedziesz, podnosi poziom mojego zaintrygowania. Lody mocccno czekoladowe z wyraźną kakaowością brzmią rozkosznie.
OdpowiedzUsuńZjechawszy, nie dziwię się, że może intrygować. To znaczy... nie uważam, by jakoś szczególnie Cię zachwycił, ale masz - zgranie! - Twoje Plantony, które akurat publikujesz też w pewien sposób mnie zaintrygowały. Mimo że wyczytałam sporo elementów, które pewnie nie są dla mnie.
UsuńUwierz mi jednak, że dawne były lepsze. Mocccno czekoladowe z wyraźną kakaowością, a bez cukrowo-oleiście sztucznego twardziela.