Po tę czekoladę sięgnęłam właściwie spontanicznie. Zaplanowałam inną z amerykańskiej paczki, o podobnej gramaturze, ale w ostatniej chwili zorientowałam się, że... tamta miała znacznie dłuższą datę (o rok!), niż myślałam, a ta... leżała i straszyła dodatkiem zupełnie nietolerowanej przeze formie, toteż postanowiłam się jej jak najszybciej z szafki pozbyć. Dodatek z niej - cukrowy chrupacz - wydawał mi się straszliwy, acz wcale nie dlatego, że miętowy, bo miętę i czekoladę jako duet uwielbiam. W bardzo wczesnym dzieciństwie (tak zanim poszłam do szkoły, potem mi przeszło) lubiłam te smaki w słodyczach... nie tyko jako duet. Mała ja byłam wielbicielką Tic Taców: białych i zielonych, które lata temu zupełnie zniknęły. Prawdą jednak jest, że to do pastylek Goplany moja miłość była silniejsza. I niestety, po malinowej Wegmans (recenzja z 2015 i 2020) spodziewałam się najgorszego - cukrowych brył o smaku pasty do zębów?
Wegmans Dark Chocolate with White Peppermint to ciemna czekolada o zawartości 61 % kakao z kawałkami / cukierkami o smaku miętowym.
Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam chłodny i intensywny zapach słodkiej mięty, wkomponowanej w cierpkawą i delikatną ciemną czekoladę o palonym wydźwięku. Kojarzyło się to z mazistymi pastylkami w czekoladzie / polewie oraz lodami. Motywem przewodnim był zaś cukier albo raczej cukro-lukier. Taak, o smaku miętowym.
Tabliczka w plamki nie wyglądała ładnie, ale pochwalić ją muszę za twardość i głośne, pełne trzaski. Niestety, wśród nich ukryły się chrzęsty dodatku. Ten dodano pod postacią wielkich, średnich i malutkich kawałków. Trudno o kęs, by na nie nie trafić.
W ustach czekolada rozpływała się powoli i tłusto-maziście. Rozpływała się łatwo i trochę jak tłusto-wodnista polewa. Długo zachowywała kształt i formę, miękła minimalnie i nie zalepiała. Co więcej, usta otłuszczała niemiłosiernie.
Okazała się strasznie najeżona kawałkami początkowo przypominającymi twarde Tic Taki. Rozpuszczały się wraz z czekoladą, ale nieco od niej wolniej (że większe kawałki i tak zostawały na koniec), a gryzione skrzypiały-chrupały. Im bliżej końca, tym bliżej niż do Tic Taców było im do szklistego, skrzypiącego karmelu wlepiającego się w zęby. Dodano tego za dużo. Struktura mi nie odpowiadała zupełnie.
W smaku sama czekolada okazała się mocno palona i gorzka jak delikatna, ale czarna kawa. Prędko zarejestrowałam też subtelny, chłodzący efekt mięty. Zaleciała leciutko orzechową nutą, a następnie przywołała słodycz.
Nie była bardzo silna, a wręcz wyciszona, trochę szlachetniejsza. Doszukałam się wanilii, a potem słodycz całościowo zaczęła rosnąć. Umocniła łagodność, powiedziałabym, że śmietankowo-maślaną. Pomyślałam za jej sprawą o lodach i chłodnych przyprawach. Tak! Po paru chwilach wyraźnie zaczęła przeplatać się w niej mięta. Obok palono-kawowej gorzkawości odezwała się subtelna gorzkawość... suszonej mięty. Wyszła zaskakująco naturalnie, słodko-ziołowo i cierpkawo, wpisując się w otoczenie.
Niestety w przypadku gryzów z większymi kawałkami chrupaczy lub po prostu większą ich ilością, prędzej poczułam splot mięty i cukru, a więc miętę szybciej wtłoczono w cukierkowe realia. Wyłaniające się i powoli rozpuszczające kawałki podnosiły słodycz, przemycając zwykłą cukrowość. Chwilami aż drapało to w gardle, mimo że aż tak nie powalało od poziomu słodyczy.
To zaś sprawiło, że sama baza wydała się już ledwie tylko gorzkawa i wyłonił się tandetny posmak tłuszczowo-cierpkawej polewy kakaowej. Nie było to jednak nachalne.
Przy dodatkach mięta niestety zupełnie ustąpiła na rzecz cukierkowo-tictacowej, sztucznawej i wymieszanej z cukrem. Mięta powoli zaczęła zagłuszać czekoladę, pozostawiając tylko łagodniejsze "ciemnawoczekoladowe" echo, skupiając się na tworze przywodzącym na myśl TicTaki i względnie łagodną pastę do zębów.
Bliżej końca czekolada splotła kawę i karmel jako nieśmiałą otoczkę do dziwnej, cukrowej mięty. Cukrowość jakby na stałe zespojona z nią drapała w gardle.
Gdy czekolada zniknęła, zajęłam się dodatkami.
Chrupacze smakowały cukrowymi cukierkami mocno miętowymi. Jednoznacznie kojarzyły mi się z Tic Takami (których w dzieciństwie jadłam mnóstwo, ale od kilkunastu lat nie).
Po zjedzeniu została lekka cierpkość... odrobinę kakaowa, a w dużej mierze cukrowo-miętowa, sztucznie cukierkowo-miętowa. Czułam też miętowy chłodek, odświeżenie w ustach, ale nie był to posmak przyjemny, a podejrzanie złudnie kwaskawy. Zahaczał o irytujący.
Całość nie odpowiadała mi ze względu na chrupiące miętowe cukierki. Sama bowiem baza i w zasadzie całość, zanim zaczęły się wyłaniać, była smaczna. Kawowo-karmelowy, całkiem gorzkawy smak i nuta nienachalnej mięty? Fajnie, tylko po co potem te cukrowe chrupacze (brawa dla producenta - nawet abstrahując od gustów, fajny skład nimi popsuł)... I nawet wypluwanie by nie pomogło, bo szybko zaczynały się częściowo rozpuszczać. Co więcej, sama struktura bazy pozostawia nieco do życzenia. Po jednej kostce odpadłam, bo jak połamałam resztę, wyglądało na to, że trudno o kostkę prawie pozbawioną wstrętnego dodatku...
ocena: 4/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 488 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ciemna czekolada (ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, ziarna wanilii), "miętowe białe płatki" (cukier, syrop ryżowy, olej kokosowy, olejek miętowy, lecytyna sojowa)
Skład: ciemna czekolada (ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, ziarna wanilii), "miętowe białe płatki" (cukier, syrop ryżowy, olej kokosowy, olejek miętowy, lecytyna sojowa)
O w pytę, szata graficzna!!! <3 Co do dat, mam pytanko: czy jak zamawiasz czekolady, masz wgląd w daty ważności? Zwłaszcza w te w sklepach innych niż współpracujące z Tobą? // Smak nie dla mnie i niedopasowany do okładki. Tu powinno być rozgrzewająco, a nie na odwrót. W ogóle wyobraziłam sobie tabliczkę z Tic Takami. Ale zło :D
OdpowiedzUsuńPS W niektórych przypadkach c wymienia się na k, więc Tic Taki, nie Taci.
Haha, komentując Twojego bałwana nie ogarnęłam, że u mnie ta wjechała. xD
UsuńJak zamawiam, zawsze pytam o daty i umawiam się, że jak jakaś jest krótsza niż 4 miesiące, to jednak jej nie biorę. Chyba że to jakaś limitka. Zawsze jednak najpierw kwestię dat uzgadniam.
Taak, taka z Tic Takami to... ech.
Chociaż rozgrzewająco? Z miętą? Niee... Fakt, to opakowania chłód nie pasuje, ale... A, producent jak widać nawet tego ogarnąć nie potrafi.
PS Dziękuję! Niby o tym wiem, a jak przyjdzie co do czego... To jak z imionami, np. Veronica, Monica - ale "nie ma Veroniki i Moniki", nie?
Produkt zdecydowanie nie dla mnie. Jadłam za dzieciaka ale raczej z braku laku niż chęci ;) mama za to kocha, ale już miętówek nie tknie :D
OdpowiedzUsuńJest 5.26 recenzji nie ma ;(
OdpowiedzUsuńW weekendy publikacje są od początków bloga niezmiennie o 5:30.
Usuń