czwartek, 22 kwietnia 2021

Utopick Dark chocolate 75 % cocoa Chivite Guatemala ciemna z Gwatemali

W ramach dość nietypowej czekoladowej podróży tym razem pognało mnie aż do Hiszpanii. Nie fizycznie oczywiście, a i nie mam na myśli ziaren kakao rosnących w tym kraju. Po prostu kolejna nieznana mi marka pochodzi z Hiszpanii właśnie (przypominam, że ostatnio odkrywam marki a to z Japonii, Norwegii, Chorwacji itd.). Utopick to mały zespół, który ceni sobie przestrzeń, przejrzystość i prostotę, bo jego członkowie wierzą, że wysokojakościowe produkty tego potrzebują. Ja ostrożnie kupiłam najpierw tylko jedną czekoladę na próbę.
Markę stworzył Paco Llopis z hiszpańskiej Walencji, chcąc pokazać wielbicielom czekolady najbardziej zaskakujące, najpyszniejsze, jakie tylko uda mu się stworzyć. Wraz z żoną tworzy z kakao z bardzo konkretnych miejsc, próbując uzyskać iście utopijny efekt. Dzisiaj opisywana pochodzi od społeczności "Chivite", zamieszkującej region San Juan (nie mylić z miastem z Portoryko), a więc okolice San Juan La Laguna – niewielkiej miejscowości na południowym zachodzie Gwatemali. Uprawą ziaren na 180 hektarach zajmuje się od lat. Pierwotnie jednak jako jedynie pracownicy - i to zajmujący się ziarnami kawy. Dawny właściciel tamtych ziem porzucił je jednak w czasie wojny domowej w Gwatemali w latach 80., a rodziny rolników zajęły się nimi. W 2002 przekształciły plantację kawy w kakao, tak, że teraz 90 % ich dochodu pochodzi właśnie z niego.

Utopick Bean to Bar Origin Dark Chocolate 75 % cocoa Chivite Guatemala to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Gwatemali z regionu San Juan od społeczności Chivite.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, dane mi było zaciągnąć się aromatem drzew, starego, zapomnianego przez ludzi parku porośniętego chwastami i mnóstwa owoców: od rodzynek poczynając, przez kwaskawe czerwone (żurawina?) po słodkie truskawkowe dżemy (jakby z odrobiną rabarbaru) i czereśniowo-wiśniowe tony... czy to bliżej niezdecydowanej odmiany tychże (jakby połączenie), czy jakiegoś kompotu. Była to słodycz, ale niewątpliwie z naturalnie wpisanym w nią kwaskiem. Drzewa otwierały mi oczy wyobraźni na całe zastępy roślin: pojedyncze kwiaty ostu i innych chwastów, jakieś suchsze trawy (zmęczone słońcem), coś zbożowego. A za tym wszystkim czaiła się łagodna wytrawność... "skarpetowego sera"? Żółtego, zestawionego z żurawiną lub innymi suszonymi owocami?

Tabliczka okazała się bardzo twarda. Trzaskała przy łamaniu głośno jak grube i suche gałęzie.
W ustach rozpływała się powoli i gęsto. Była bardzo zwarta, pomyślałam o niej jako o czekoladowo-owocowo skondensowanej. Odznaczała się niską tłustością, a ze swej gęstwiny wypuszczała jakby... sok owoców i coś scukrzonego. Z gładkiej z czasem robiła się właśnie jakby nieco scukrzona i lepka jak miód, a nie zalepiająca jak krem. I jak miód znikała w końcu trochę nagle, na wodę.

W smaku od pierwszej chwili dosłownie uderzył słodziuteńki miodek. Miodek jasny i uroczy. Miodek... może malinowy? Oto pojawiły się same słodkie maliny, a także poziomki. Zaraz za nimi zaś cały szereg słodkich czerwonych owoców w wydaniu dżemowo-konfiturowym. Pomyślałam też o słodkich kompotach.

W tym czasie w tle delikatnie zaznaczyła się śmietanka, która to odrobinę podkreśliła soczystość owoców, lekko zahaczając o kwasek.

Po paru chwilach pojawiła się gorzkość jako drzewa z drobną cierpkością. Były masywne, pokryte suchawą korą. W wyobraźni przeniosłam się do zapomnianego przez wszystkich parku, w którym w sumie aż tak wielu drzew nie ma; są stare, a alejki porasta trawa styrana słońcem, nieco więc sucha. Owoce z kwaskiem podszepnęły też chwastowe kwiaty (do głowy przyszedł mi oset, pokrzywy), takie ostrzejsze. To też... po prostu drewno. Może jakieś drewniane miski, naczynia na te wszystkie łakocie? To jak... nostalgiczne wspominanie czegoś minionego.
Nagle pomyślałam o tostach / grzankach (a więc i coś zbożowego!). Krucho-chrupiących, wypieczonych naprawdę mocno...

...i takich, w które wtapia się miód, rozmiękczając ich środek (ależ struktura do tego pasowała!). Śmietanka stała się nutą bardziej nabiałowo-maślaną, jakby były to też tosty z masłem, jakieś inne z serkiem śmietankowym, serem białym, dżemami... Może i serem żółtym? Lekko serowa wytrawność znalazła tu ujście. Owoców i słodyczy było jednak znacznie więcej. W pewnym momencie to było tak słodkie, że aż jasnociasteczkowe (jak kruche ciastka z dżemem), ale zaraz wróciły maślane tosty z dżemami, np. truskawkowym z rabarbarem, wiśniowym... Czerwonymi bliżej nieokreślonymi.

Owoce pod koniec zrobiły się bardziej kwaskawe. Pojawiły się suszone: rodzynki, żurawina; a następnie soczyste, średnio dojrzałe winogrona, może jakiś agrest (fioletowy). Wciąż ich bazą była naturalna słodycz, ale z wpisanym kwaskiem; sama w sobie bardziej rozmyta. Trochę drapiąca zharmonizowała się z cierpkością. Wyszła aż trochę ostro, ziołowo. Cierpkość należała do suchych drzew i kakao bez dwóch zdań. Wyciszyła kompozycję, nadając jej poważniejszego charakteru.

Po zjedzeniu został posmak słodkich owoców i drzew, tostów, połączonych wręcz ostrawym miodem. Z owoców wyróżniłabym "czerwone z czymś". Od drzew i suszoności wypłynęła cierpkość. Może trochę roślinnie-ziołowa i dość ostra w tym, może zbożowo-ciastkowa.

Tabliczka okazała się intrygującą opowieścią. O... przemijaniu? Rośliny (drzewa, drewno, owoce) były bohaterami: sędziwy park z oddali poważnie przyglądał się beztroskim, słodziutkim owocom. Niektóre z nich już jako przetwory, inne świeże, łączyły się z drzewami, których czas się niby skończył (myślę o drewnianych naczyniach), ale wciąż jakąś funkcję pełną. Park - a więc roślinność niby uładzona, zaplanowana... ale zostawiona sama sobie - potrafiąca sobie poradzić. Wszystko było jednością... cz rozmaitą, zmienną. Od słodziutkiej i wręcz uroczej po poważną. Słodki miodek i czerwone słodkie owoce, tosto-ciastka nie przełożyły się na zbyt wysoką słodycz, dzięki "starszemu pokoleniu" drzew i nut nabiału oraz naturalnie przełamujących akcentom owoców (dodatek agrestu, wiśni, winogron) i wręcz chwastowo-ziołowym zapędom. Dzięki nim także wytrawniejszy ser i pewna suszkowatość intrygowały i pasowały.

Zotter Labooko Guatemala 75 % miała w sumie dość zbliżony wydźwięk: niby delikatna, a z charakterem, bo sporo w niej maślaności i owocowych tworów słodko-kwaśnych (np. malinowych) czy słodko-cierpkich kwiatowych.
"Podkwaszona słodycz" czy kwiatowo-roślinna cierpkość i miód to także Duffy's Guatemala Rio Dulce 70 %. Ta jednak, mimo niższej zawartości kakao, pikanterią odbiła aż w ziemistym kierunku.
Roślinna i malinowo-miodowa, czerwonoowocowa i pikantna była też Georgia Ramon Guatemala 72 %. Ta także kryła bardzo wytrawne wątki (innej mąki, innego mleka), ale że mąka wiązała się ze strukturą dziwnie na niekorzyść, jakoś mi nie podeszła.

Utopick... połączyła wszystko, nawet te mniej moje elementy (wolałabym inną strukturę, bo jednak znikanie na wodę, miodowość struktury nie była w moim typie, choć była ciekawa; maślaność w sumie, prowadząca wysoka słodycz) w naprawdę zgraną i pyszną kompozycję. Zabranie czegokolwiek zburzyłoby ją jak domek z kart. Była tak obrazowa, że mimo wad nie mogę wystawić nic niższego.


ocena: 9/10
kupiłam: CocoaRunners
cena: £6.95 (za 70g)
kaloryczność: 617,33 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy brązowy, tłuszcz kakaowy

PS Dopiero sprawdzając zwróciłam uwagę na "cukier trzcinowy brązowy" - otóż biały, trzcinowy a brązowy to trzy różne rzeczy. Biały z buraka, trzcinowy z trzciny, a brązowy to z karmelem, zabarwiony (karmelizowany). Do tej czekolady dodano chyba... trzcinowy brązowy, czyli... trzcinowy karmelizowany? Pierwszy raz coś takiego w składzie zobaczyłam.

10 komentarzy:

  1. Czyżby idealna czekolada na premierę nowej ekranizacji 'Tajemniczego ogrodu'? Dawno nie słyszałam słowa 'chwast'. Było mi bliskie w dzieciństwie, bo w najlepszych miejscach do zabawy rosło mnóóóstwo chwastów. Kiedy padał deszcz, robiliśmy sobie parasole z łopianu. Potem gotowaliśmy ziołowe zupy w kałużach. W słońcu robiliśmy bukiety z chwastów. Ach! Niestety przygoda przeminęła tak jak Twoja czekoladowa historia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, z tym "Tajemniczym ogrodem" - dlaczego nie?

      Teraz zdałam sobie sprawę, że i słowo "chwast" lubię, i chwasty. Kwiatki-chwasty są zacne, takie swojskie. Twoje wspomnienia brzmią zacnie "tak na odległość". Takie zabawy nie były w moim typie, ale potrafię sobie wyobrazić małą Ciebie tak szalejącą z gotowaniem. :D "Olga i ziołowa zupa" - napiszę i zilustruję książkę taką! Analogicznie do pięknych "Martynka..." (i coś tam, robi coś tam).
      I wspaniałe podsumowanie przeminięcia.

      PS Uwielbiam, jak komentujesz tak trochę obok czekolady, tak właśnie coś wspominasz, piszesz o wyobrażeniach czy coś. Bo wiadomo - czekolady, nie Twoja bajka, a takie Twoje pisarstwo jest czasem wręcz poetyckie.

      Usuń
  2. ChocolateMaiden22 kwietnia 2021 10:31

    Ta recenzja to mistrzostwo. Wydawało mi się wcześniej niezwykłe i trochę naciągane, że czekolada może dosłownie przenosić do innego świata, ukazywać określoną scenerię, a wręcz odgrywać pewien spektakl/opowiadać historię. Czytałam Twoje opisy doznań i zastanawiałam się, jak osobliwym musisz być człowiekiem, by być w stanie odbierać czekoladę w taki złożony sposób. Obecnie jednak, gdy dzięki Twojemu blogowi zaczęłam być bardziej świadomym konsumentem, zrozumiałam jakie to uczucie. Już sama recenzja trafnie ukazała motyw nostalgiczności/przemijania, stworzyłaś wręcz opowiadanie, które wprowadziło czytelnika w ten specyficzny nastrój. Naturalny bieg wydarzeń, krąg życia. Spokój połączony z pogodzeniem się z przemianą pór roku, z odchodzeniem, nastepowaniem po sobie różnych stadiów. Takie wzbudziłaś we mnie skojarzenia. Mimo, ze nie wszystkie jej wątki były twoje, musiała być doznaniem wartym poznania.
    Ps.
    Mam prośbę. Przymierzam się do pierwszego zamówienia w "Sekretach czekolady" i czuję się trochę przytłoczona. Nie potrafię zdecydować, jakie kryteria przyjąć przy wyborze tabliczek. Jest tak wiele regionów, marek, zawartości % kakao... Wiem, że interesują mnie czyste, min. 70%, choć mocniejsze doznania są bardziej w moim guście. Nie zawęża to zbytnio kręgu potencjalnych kandydatów do zakupu.
    Czy mogłabyś coś w tej kwestii doradzić, napisać jak wygląda to u ciebie? Rozumiem oczywiście, że nie jesteś moim osobistym biurem obsługi klienta, nie oczekuję gotowego rozwiązania,ale w kwestii czekolad jesteś dla mnie "autorytetem", który wprowadził mnie w świat ciemnej czekolady. Przepraszam, że spamuję tu swoim wywodem, wiem, że nie przepadasz za czczą, nic nie wnoszącą gadaniną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz to dla mnie ogromny komplement. Bardzo Ci dziękuję.
      Osobliwa? Rzeczywiście. Kocham pisać, rysować; tworzyć (światy, postacie, wszystko!). Patrzę na świat pod wieloma kątami, przyglądam mu się i wczuwam w niego. Uwielbiam skojarzenia i refleksje. Myślę, że gdy to zetknęło się z miłością do czekolady, to... siłą rzeczy zaobfitowało w takie postrzeganie czekolady.
      Obstawiam, że podobnie jest z np. muzyką czy kompozycjami zapachowymi (świec, wosków - które swoją drogą bardzo lubię). To nie tylko dźwięk czy wyczuwalny zapach. Poszczególne mogą się mocno z konkretami kojarzyć.

      PS Połechtałaś moje ego tym "autorytetem". Dziękuję, a za "spam" nie przepraszaj. ;)
      Powiem, jak zaczęłam ja: kupiłam ponoć jedną z najlepszych czekolad na świecie - Amedei; miniaturki Domori i kilka tabliczek 70 % z różnych regionów A.Morin, który wówczas nie był wiodącą marką. Dało mi to ogląd, że: nie jestem jak wszyscy i nie lubię tak wychwalanych, a w gruncie rzeczy słodkich i nudnych Amedei, że Domori są obłędne, ale tak złożone, że nie na początek. Natomiast Morin to było to. Wprowadził mnie w świat ciemnej czekolady. Jego czekolady są złożone, głębokie, ale nie odlatują w przestworza, że tak powiem. Są bardzo, bardzo czekoladowe (pełno w nich nut kawy, paloności, karmelu, konkretnych orzechów; ziemia, drzewa i poszczególne owoce dołączają, ale bez przesady). Stąd na pewno przejrzałabym ofertę Morina. Obecnie ciemne Zottery są przystępne jako takie dobre na początek. Beskid to obłędne, wyraziste siekiery. Są bardzo bogate, ale przejrzyste. Wybierałabym z tych trzech marek, ewentualnie pokusiła się na po jednej Domori (jak przykład czekolady boskiej) i Amedei (ja jej nie lubię, ale ludzie cenią, więc poznawczo możesz). Z regionów ja uwielbiam Boliwię, Indonezję (ta jest bardzo specyficzna w sensie może być dziwna), siekierowe Peru i Madagaskar. Madagaskar jest bardzo specyficzny, owocowy. Ekwador może być łagodny, ale nie musi - często zaskakuje, ja go bardzo lubię.

      Usuń
    2. Dzień dobry. Ja chyba też skorzystam z podpowiedzi... :)
      Czy zakup z Sekretów Czekolady będzie dobrym wyborem, czy kierować się do innego sklepu?

      Usuń
    3. To najlepszy sklep z czekoladami różnych marek w Polsce. Polecam go; sama gdy chcę kupić dobrą ciemną czekoladę, właśnie stamtąd zamawiam.
      Oprócz tego polecam oficjalną stronę dystrybutora Zottera: foodieshop24.pl, a jeśli interesują Cię Beskidy niedostępne w Sekretach, polecam bezpośrednio zakup od producenta: slodkiprzystanek.pl

      Usuń
    4. Dziękuję, dziękuję.
      Już właśnie przeglądam ofertę i u Zottera i na Słodkimprzystanku. I Sekrety Czekolady.
      Podejmowanie decyzji zajmie mi prawdopodobnie cały weekend, bo już mam wstępnie w koszykach po kilkanaście czekolad... :)

      Usuń
    5. Na szczęście ciemne czekolady przeważnie mają bardzo długie daty, a lato im niestraszne.

      Usuń
  3. ChocolateMaiden22 kwietnia 2021 22:26

    Cieszę się, że mój komentarz nie okazał się niestosowny czy irytujący. Właśnie to rozkładanie rzeczywistości na czynniki pierwsze, obracanie jej na różne strony, zwracanie uwagi na rzeczy teoretycznie banalne i odkrywanie ich prawdziwego skąplikowania jest fascynujące. Przebija się to przez twoje recenzje (zarówno jedzenia jak i zapachów) i chyba dlatego tak mnie przyciągnęłaś. Wyciągasz więcej z codzienności. Wydajesz się przy tym bardzo autentyczna i nie udajesz, że produkt za miliony monet zawsze będzie budzić zachwyt. Twoje opisy są bogate i plastyczne, ale jednocześnie nie zatracasz w potoku słów faktów i "zimnego" osądu tabliczek. To pozwala mi być pewną,że produkt który wzbudził moje zainteresowanie, najpewniej realnie spełni moje oczekiwania. Więc, co do bycia autorytetem-nie są to miłe słówka, które mają na celu łechtanie twojego ego jako autorki, ale moja szczera opinia. Dziekuję za tak konkretne wsparcie w kwestii marek, czuję się naprowadzona na odpowiednie tory. Na samym początku, wykraczając poza ofertę sklepów dostępnych "od ręki" , można naprawdę oszaleć. Zabieram się zatem powoli do kompletowania pierwszego zamówienia. Jeszcze raz dziekuję za rady oraz wprowadzenie w świat ciemnej czekolady. Z niecierpliwością czekam na kolejne recenze,stały się przyjemną częścią mojej porannej rutyny ;)
    Może jeszcze kiedyś ujawnię się w komentarzach.
    Ps. Nie obraziłabym się, gdybyś troszkę częściej pokazwywała również inne formy swojej działaności twórczej. Twoje rysunki zwróciły moją uwagę i chyba często sięgasz po motywy, trafiające w moją estetykę i zainteresowania. Rozumiem jednak, jeśli nie masz ochoty ich częściej publikować i wolisz pozostawić je dla siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tym bardziej mi miło. Tak, szczerość jest dla mnie najważniejsza o tyle bardziej, że piszę głównie dla siebie i przyjemności własnej. Tym bardziej nie mam więc choćby trochę mijać się z prawdą.

      O, co do oferty sklepów - to fakt! Łatwo trafić na puste zachwalanie, produkty tylko pozornie z wyższej półki.

      Zapraszam do ujawniania się w komentarzach kiedy tylko masz ochotę.

      PS Jestem perfekcjonistą i rysunki rzadko dochodzą do efektu, z którego jestem w pełni dumna, więc częściej dzielić się nimi i tak nie będę. Mogę jednak mieć na uwadze, że kogoś interesują - to moooże jednak raz na jakiś czas więcej tego wpadnie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.