niedziela, 25 kwietnia 2021

Carrefour Selection Noir 80% ciemna

Po pierwszym spotkaniu z J.D.Gross Superieur Czekolada biała z migdałami, uznałam, że skończę ją sama, ale kiedyś tam... No właśnie. "Kiedyś tam", bo w ciągu paru ostatnich dni jadłam czekolady słodsze, niż bym sobie życzyła i po prostu potrzebowałam odsapnąć. Mimo że smaczne, naszedł mnie straszliwy głód kakao, ciemnej czekolady. Na liście posiadanych szukałam czegoś mocnego, ale prostego (bo po kilku białych i mlecznych wiedziałam, że uda mi się cieszyć także ze zwykłej ciemnej, niekoniecznie szlachetnej i drogiej - na taką chcicę to mi nawet trochę szkoda byłoby takiej). Pomyślałam, że to dobra okazja, by dać Carrefourowi szansę na obronę swego imienia. Po straszliwie perfumowych Carrefour Selection Noir: Pepites Saveur Poire i Saveur Mangue & Poivre Sichuan trochę się zniechęciłam do niektórych ich czekolad (choć wciąż uwielbiam Carrefour Bio 74 %). Czysta ciemna jednak miała szansę jakoś mi się przypodobać, prawda?
Znalazłam w internecie, że czekolady z tej linii dla Carrefoura chyba robiła firma Barry Callebaut, ale do oficjalnych informacji nie dotarłam, a i opakowania się pozmieniały (informacja była sprzed paru lat). Ciekawe, kto je robi - wie ktoś coś może?

Carrefour Selection Noir 80% Cacao to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao; marki własnej Carrefour, zatwierdzone przez Gault&Millau.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, poczułam wyrazisty zapach drzew wpleciony w prażony klimat. Wydał mi się też lekko podwędzony, poddymiony, ale wciąż żywy i niesuchy. W dymie, jak we mgle, zdawały się błądzić ziarna kawy i ciemny chleb. Oczami wyobraźni widziałam filiżankę lub kubek z... herbatą, bo z czasem drzewa wydały mi się bardziej herbaciane. Herbaciano-fusiaste, trochę ziołowe, trochę kwiatowe. Odnalazła się w tym cierpkość, a przy niej z kolei... śliwka. Chleb ze śliwką? Z dymu i naparu chwilami wyłaniały się inne twory: hibiskus, coś czerwonego, "jakieś guarany" - egzotyczne smaki, znane raczej z rzeczy o ich smaku. Tu może jako taka... herbata?

Tabliczka w dotyku odebrałam jako dość suchą. Łamała się z głośnym trzaskiem, wydając się przy tym kruchą, a jednocześnie skaliście twardą. Odsłaniała wówczas gładko-zwarty, jakby wręcz sprasowany przekrój. Przy robieniu kęsa potrafiła pęknąć, przy czym parę drobnych kawałków odskakiwało.
W ustach rozpływała się powoli, bo bardzo długo zachowywała twardawą gęstość. Zwarta i jakby wręcz jędrna, roztaczała po ustach tłustą, lepką maź. Rozchodziła się leniwie, ale chwilami upuszczała nieco soczystości, co przyjemnie nadawało jej życia. Chwilami wykazywała lekką, aksamitną pylistość, by na koniec zostawić lekko suchawy efekt jak po wypiciu cierpkiej herbaty. Nie była oporna, choć chwilami wydała się oszczędna.

Gdy robiłam kęsa, mignęła mi lekka cierpkość, szybko chowająca się za słodyczą i gorzkością. Kiedy zaś po prostu umieściłam kawałek w ustach, od początku czułam wiodącą, acz spokojną gorzkość dymu oraz smak "mineralny", kojarzący się ze skałą po deszczu. Subtelna słodycz była tuż za nimi, jednak nawet nie podjęła próby ich dogonienia.
Po chwili rozkręciły cały palono-ciężkawy klimat i zaprosiły do gry paloną kawę. Gorzkie, aromatyczne ziarna mocno wyprażono. Cały ich wór rozsypał się na jakiejś lekko wilgotnej jeszcze po deszczu skale.

Nieśmiała słodycz kryła się. Wydała mi się trochę toporna, trochę waniliowa, ale niska. Zadymiona, ukryta... może spleciona z lekkim kwaskiem? Kwaśność zdawała się z wolna opływać to wszystko. Na pewno była w tym pewna cierpkość. Do głowy zaczęły przychodzić mi zioła, herbaty liściaste i kwiaty. I to w wydaniu prażonym, na pewno ciepłym.

Kawa jako ziarna nie odpuszczała. Mieszając się z dymem wyszła dość poważnie, ale bardzo przystępnie. Chwilami duet ten próbował ukryć herbaty, a wtedy... z dymu wymknęła się dodatkowo łagodząca wszystko słodycz i trochę owoców. Wyłapałam kwaskawą śliwkę, choć bardzo odlegle. Pomyślałam o chlebie żytnim na zakwasie ze śliwką. Kwasek wyłonił się i zajął dość znaczącą pozycję.
Jednocześnie słodycz zaczęła miarowo rosnąć, cały czas jednak zachowując pewien dystans. Nie była silna. Chyliła się ku cukrowi i czemuś kandyzowanemu. Natknęła się na owoce z delikatną cierpkością. Cierpkością... ziół? Kwiatów! Poczułam mocny, kwiatowy wątek - chyba nawet byłabym w stanie wyodrębnić róże. Owoce zaś wydały mi się kandyzowane, suszone, ale trudne do nazwania.

Rozwijająca się słodycz dopuściła do tego delikatny maślany wątek, łagodzący nieco kawowo-dymne tony. Klimat wciąż był bardzo ciepły. Pojawiły się drzewa, kontynuujące roślinny charakter kwiatów i ziół, herbat.

Po tym owoce odważyły się zagrać mocniej. Kwaskawo-słodka śliwka przytuliła do siebie czerwoną drobnicę: może owoce dzikiej róży i coś egzotycznego, mało znanego - myślałam o różnych rzeczach "coś tam z guaraną" (nigdy jej nie jadłam; ponoć ma "delikatny, neutralny smak gorzko-kwaśny").

Kawa nie była już siekierą, acz trwała gdzieś na boku. Za sprawą drzew i herbat z ziaren zmieniła się w łagodną zaparzoną, nieco kwaskawą.

Po zjedzeniu została leciutka cierpkość prażenia, drzew i ziół w asyście suszono-naparowych owoców i kwiatów. Lekki kwasek wypłynął na powierzchnię, niosąc soczystość. Czułam nienachalną słodycz, której temperament ukróciła bazowa, po prostu kakaowa gorzkawość. Jakby występ zakończyło kakao samo w sobie, ale wciąż łagodzone specyficzną kakaową maślanością, która też osadziła się jako tłuszcz na ustach.

Całość wyszła porządnie, miała przyjemne nuty, ale nie dostarczyła mi takiej mocy kakao, na jaką liczyłam. Mimo iż gorzka, to dość łagodna i przystępna. Kawa i herbato-napary, mnóstwo drzew i prażono-palony klimat otulone zostały prostą słodyczą. Nie było zbyt ciężko dzięki owocom, które jednak nie były aż tak istotne; to raczej jak "owoce z czymś" lub nawet "coś z owocami". Cierpkość miała pochodzenie miłe, a kwasek też raczej tylko pojawiał się. Podobały mi się herbaciano-ziołowe i kwiatowe akcenty oraz chleb ze śliwką - mogłyby być wyrazistsze! Jednocześnie nie przesłodzono jej.
Trochę przeszkadzało mi te jej skąpe rozpływanie się, ale to, że nie wyszła zbyt tłusto, już mnie ugłaskało.
Ogólnie rzeczywiście bardzo dobra dla ogółu. Gdyby nie była tak łagodna, a po prostu mocniejsza, spokojnie miałaby 9, a tak jeszcze konsystencja... Musiałam jakoś wyróżnić smakowitą Auchan Noir Degustation 85 %. To jednak propozycja lepsza od np. Cachet Uganda 80 %, która była już zdecydowanie za tłusta, a także od Tesco finest Uganda 78 % z wyczuwalnym kakao w proszku.
Podobna do poziomem Cachet Extra Dark 85 % i smakiem (paloność, kawa i śliwki) do Cachet Bio Organic 85 % Extra Dark, ale najbliżej jej chyba do Sarotti No.1 85%. Z tym, że Sarotti była mniej słodka - co wynika z różnicy zawartości kakao i jest plusem, ale Carrefour ma czysty, ładny skład.


 ocena: 8,5/10
kupiłam: Carrefour
cena: 4,99 zł (za 80 g)
kaloryczność: 622 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, naturalny aromat waniliowy

4 komentarze:

  1. Ciekawe, jak smakuje kawa wymieszana z herbatą. W sensie napój. Mam jeszcze baleronówkę Bellaromu, więc może zrobię test (przy czym przez tę "kawę" efekt nie będzie porywający). Czekolada dobra dla ogółu, czyli m.in. dla mnie. Ciekawe, czym dla Ciebie jest niedostateczna kakaowość i czy byłaby tym samym dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś piłam wydziwiane latte, które było właśnie z herbatą, przyprawami etc., ale bardziej to jako "coś do łyżeczkowania" traktowałam (mieliśmy iść na lody, ale było zimno i deszcz). Była goryczka kawy, ale smak kawy prawie nie do wyczucia. Czułam za to herbatę i przyprawy (to nie była chai latte - to to herbata z przyprawami i spienionym mlekiem po prostu; widziałam jak robili).
      Kawę z herbatą może i ja sobie kiedyś zrobię. Chociaż ostatnio byłam zła na siebie, jak sobie kawę guaraną zepsułam.

      "Niedostateczna kakaowość" jest taką specyficzną głębią nut smakowych. Obstawiam, że jej nie znasz, bo nigdy nie miałaś do czynienia z tymi czekoladami, które mi zapewniają pełnię tej kakaowości. Original Beans to już trochę coś w tym kierunku - ze dwie z ich oferty to właśnie TO. Tych akurat nie jadłaś. W ciągu ostatnich dni wzięłam sobie tak pod lupę najzacniejsze plantacyjne, a takie całkiem niezłe 70-80 % ogólnodostępniejsze i... doszłam do wniosku, że to po prostu "coś", czego nawet nie da się tak jasno wytłumaczyć. To trochę jakby próbować niewidomemu od urodzenia tłumaczyć, co widzisz. Z jednej strony nie wytłumaczysz i bardzo, bardzo Ci żal, że nie dasz rady, choćby używając najlepszych słów, z drugiej... jemu tego nie będzie aż tak żal, jak Ci się może wydawać, bo po prostu tego nie zna, nigdy nie znał.

      Usuń
  2. O widzę, że muszę koniecznie wybrać się do Carrefoura ;) brzmi mojo. Tzn bazuje na procencie kakao w składzie i "czystym" składzie. Twoje opisy są bajeczne, ale niestety ja smaku na ich podstawie odwzorować nie potrafię :/ posiłkuje się zatem zakupem tych tabliczek które są w zasięgu moim tzn sklepów stacjonarnych ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Próbowałaś kiedyś jakąś czekoladę jeść, czytając moją recenzję i dopasowywać, co czujesz Ty do tego, co i jak nazywam ja? :D Może byś się wciągnęła i kontynuowała już na własną rękę?

      Polecam! Ale uważaj na linię Selection z dodatkami (paskudy).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.