poniedziałek, 19 kwietnia 2021

Sarotti No. 1 Edelbitter 85 % ciemna z Dominikany

Bardzo pozytywnie zaskoczona Sarotti Feine Edelbitter 72 % szybko nabrałam ochoty na kolejne. A że ostatnio nazbierałam parę czekolad o zawartości kakao 85 %, uznałam, że to właśnie tę sprawdzę. I... to już dziecinne, ale po prostu zakochałam się w jej opakowaniu: oszczędne, a eleganckie. W dodatku łączące uwielbiane przeze mnie kolory: fiolet i złoto.
Tym razem uzupełnienie do wstępu pozwoliłam sobie dopisać po napisaniu recenzji, bo naszła mnie pewna myśl: spotkałam się z krytycznymi opiniami o tej czekoladzie, że jest zbyt zwyczajna, np. na uznawanym blogu chclt.net (czasem z ciekawości przeczytam, co autor czuł w danej czekoladzie, ale fanką nie jestem). Faktycznie, Akademii Czekolady pewnie by nie podbiła, ale doszło do mnie, że na szczęście wciąż umiem czerpać radość także ze zwyklejszych czekolad. I nie ukrywam, że trochę mnie denerwuje, jak ktoś zachwyca się tylko tymi drogimi, choćby miały nie być ani gorzkie, ani kwaśne, ani słodkie, a żadne, że są takie "creamy", przy czym nawet nie wiadomo, czy chodzi o konsystencję, smak czy o co.

Sarotti No.1 Edelbitter 85 % Santo Domingo to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao z Republiki Dominikany, z okolic miasta Santo Domingo.

Po otwarciu poczułam bardzo intensywny słodko-kwaśny zapach daktyli i rodzynek. Wraz z subtelnym, miodowym zacięciem odpowiadały za niską słodycz i lekką soczystość. Nawet gdy o miodzie mowa - nie był jedynie słodki, a... wielokwiatowy aż w abstrakcyjnym stopniu, ze wskazaniem na kwiatowość. Kwaskawość tychże suszonych owoców była z kolei mocno związana z cierpkim kakao, poprzez które do kompozycji wchodziła ziemistość. Kryły się w niej migdały, raczej gorzkawo-świeże, jakieś skóry (oczami wyobraźni widziałam skórzane paski). Jedno z drugim wiązało się spójnie, nad czym czuwała znacząca palona nuta.

Tabliczka, mimo iż twarda, trzaski wydawała raczej liche. Nie przypisałabym tego jednak tłustości wyczuwalnej już na dotyk, bo mimo wszystko zachowywała zwartość i konkret. To pewnie ze względu na to, jak cienka była. Tłustość czuć też przy odgryzaniu kęsa, przy czym to aż trzeszczała / skrzypiała.
W ustach rozpływała się bezproblemowo, umiarkowanie powoli. Od początku czuć jej tłustość, która potem nieco rozrzedzała się, stając się i tak bardzo gęstym, mulistym, wysoce lepkim kremem z oleiście-emaliowym poślizgiem. Raz i drugi upuściło to lekką soczystość, by mniej więcej od połowy rozpływania się kęsa wykazać silną pylistość, proszkowość. Wszystkim tym zupełnie zalepiała usta i nawet gardziel. Na koniec nieco wysuszała i ściągała.

W smaku od samego początku czułam leciuteńką słodycz. Pomyślałam o dosłownie odrobinie jasnego miodu (np. wielokwiatowego) i drobnych kwiatach... a raczej porannej rosie, jaka się na nich zebrała? Słodycz miała bardzo delikatny wydźwięk.

Już po chwili dołączyła do niej kwaśność. Okazała się o wiele dynamiczniejsza i żywa. Poczułam, jak rośnie kwasowość... miodu (jakby zmieniał się w jakiś np. ze spadzi iglastej - kwaskawy właśnie). Szybko odnotowałam soczyście owocowy motyw, a zaraz potem zwykłe, proste (ale smakowite) kwaśno-gorzkie kakao. Mieszając się z delikatną słodyczą, poszło to w kierunku kwaskawych rodzynek i daktyli, które oprócz słodyczy, zawierają podkwaszoną nutę. W mej wyobraźni powstał obraz owoców suszonych w kakao, może też ciemnej czekoladzie, ale niewątpliwie oprószonych gorzkawo-palonym kakao. Jakby... próbowało ukryć, jakie to owoce.

Konsekwentnie w tle malowała się gorzkość. Niczym obraz, warstwowo. Pierwsze warstwy były mało jednoznaczne. Zbudował się palony klimat, uchwyciłam poprzypiekane nuty... migdałów? Mignęła mi pewna oleistość, tłuszczowość... Kwasek i cierpkość dodały ziemię, co było aż chwilowo mało "spożywcze". To pomogło migdałom się umocnić, a mnie nazwać oleistość - jakby kokosową. Podkreśliła ją nieco pikantna ziemia. Gorzkość wydawała się leniwą bazą. Kwasowość wzrosła i...

Znów odbiła ku owocom, w drugiej połowie żywszym i świeższym, choć niejednoznacznych. Pomyślałam o egzotycznych... mango, podkreślonych cytrusem (cytryną?). Zawinęła się do nich ta lekkość kwiatów, rosy z początku.
Pomyślałam o białych kwiatkach truskawek, po czym też o rozmytych samych truskawkach... Jakby jeść takie z krzaków: trafiają się różne, a więc słodkie mniej czy bardziej, kwaskawe... Szybko jednak zniknęły na rzecz bardziej cierpkawych nut.

Im bliżej końca, tym bardziej niesiekierowo, ale przewodnio gorzka robiła się ta czekolada. Ziemia, migdały i lekko skórzany akcent, podkreślone dosadną palonością, na koniec odcięły się od owoców, ale nie od lekkiego kwasku. Pod koniec skojarzył mi się z kwaskiem kokosa. Nuty te przywołały leciutką słodycz miodu.

W posmaku została więc słodka cierpkawość i dużo kwaskawo-cierpkich jedynie przebłysków, gorzkich nut migdałów, skór... miały nieco ziemiste, ściągające podszycie, jak również pewny kręcący aspekt... jak miód? Co więcej, czułam kokosa, ale nie jako kokos, a jego kwasek i niemal nieuchwytna oleistość. Czuć, że do wszystkiego pchało się kakao, takie zwykły.

Całość odebrałam pozytywnie, lecz bez zachwytu. Pomyślałam o niej jako o wyższej półkowo wersji Eti 70% - też tłustej i właśnie takiej... czysto-zwyczajnie kakaowej. Sarotti cieszy niską słodyczą, jednak jej smak był dość toporny, ciężki i prosty. Palony motyw oraz ziemia i migdały wydawały się bazowe, a jednak to żywsza kwaśność była bardziej... wszechobecna. Tykała różne owoce: od suszonych rodzynek i daktyli po świeższe egzotyczne i truskawki - choć żadne z nich nie było nutą jednoznaczną. Była wszechobecna, chwilami za silna, ale jednocześnie nie odpychająca.
Nie sposób nie pomyśleć przy niej o Tesco finest Dominican Republic 85 % - też była cierpko owocowa (chociaż to raczej ogólnie leśne, głównie czerwone porzeczki) i rześka (kwiatowo-bananowa). Nuty miały do pewnego stopnia podobny wydźwięk, ale czekolady różniły się bardzo: Tesco była o wiele bardziej waniliowa (Sarotti miodowa) i mniej tłusta; pobrzmiewała suchym kakao w proszku, w momencie gdy Sarotti to kakao "trochę bardziej ogólne, abstrakcyjne").
Mało podobna była do Beskid Republika Dominikany 70 %, ALE! Pewna ostrość, daktyle i cytrusy (także ogółem to, jak owoce dołączały do pozostałych nut) były w bardzo podobnym stylu.

Moim największym zarzutem jest struktura, bo mnie męczyła wysoka tłustość i poczucie takiej pylistości, że aż jakby źle wymieszanej - z nie do końca rozpuszczonym. Co do smaku... podobała mi się niska słodycz owoców i miodu, podobało mi się mocne palenie, ale nie przypalenie*, ale... kwaśność chwilami wydawała mi się zbyt kąśliwa, a za mało jednoznaczna (np. wszystkie owoce były wręcz sugestywne*). Spokojna gorzkość i cierpkość jak najbardziej na plus, ale tylko, gdy akurat nie liczy się na żadną głębię, a ma się ochotę na mało słodką czekoladę. Nie zajeżdżała odtłuszczonym kakao w proszku, tylko smakowała zwykłym kakao. Lubię kakao, więc cieszę się, że skoro twórcy tej czekolady nie potrafią lepiej wydobyć jego nut, to przynajmniej go nie zepsuli*. Efekt? Kompozycja prosta i smaczna, nieambitna.
*Lubię przypalone nuty, ale tu by nie pasowały. Poszczególne smaki tej czekolady widzą mi się tak: nie jak truskawki, a jak jedzenie truskawek. Mimo że zwyczajnie kakaowa, wciąż smaczna. I teraz wstęp może wyda Wam się bardziej zrozumiały.


ocena: 8/10
kupiłam: Kaufland
cena: 4,79 zł (chyba promocja)
kaloryczność: 597 kcal / 100 g
czy kupię znów: od biedy mogłabym

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, substancja przeciwzbrylająca: węglan wapnia; naturalny aromat waniliowy

5 komentarzy:

  1. Powiem Ci że miałaś szczęście. Do mojego Kauflandu ta wersja nie dotarła. Ostatnio w netto mieli oprócz tych o których pisałam z malinami także czyste 85%, alw coś było w nich co mi nie pasowało. Nie potrafię jednak scharakteryzować co to takiego, ale intuicja mi mówi, że Tobie by mogły się spodobać ;)
    Co do kolorów. Takie połączenie to tylko z biskupami i sędziami mi się kojarzy. Z uwagi na wykonywany zawód wręcz tymi drugimi ;) toga z tym kolorem lamówki i łańcuch z polskim godłem :D
    Spróbowałabym chętnie. No ale mam ubogie w rozmaitości sklepy twj sieci ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma u mnie Netto, więc i nie mamy co myśleć, czy by mi się spodobała.

      Biskupi odcień jest inny! To niemiłe skojarzenie, ale na szczęście oni mi akurat głowy nie zaprzątają. Sędziowska toga? A to już mi się podoba; wygląda elegancko.

      Pociesz się, że obecnie i u mnie ich nie ma. Może je tak... rzucają? Nie chciałabym napisać "pojedynczy rzut", bo tego się obawiam.

      Usuń
  2. Kojarzy mi się z jogurtem o kompozycji greckiej, czyli z miodem, figami, daktylami. Nie lubię takiego. I raczej nie chciałabym ani jego samego, ani jego elementów w czekoladzie. Zwłaszcza ciemnej o wysokiej zawartości kakao. // Nigdy nie pomyślałam o truskawkach inaczej niż o owocach. Z czego wynika pomyślenie o ich kwiatach? Dla mnie to kosmos. Nie wiem jak pachną, a tym bardziej smakują. Nawet wygląd musiałam sobie przypomnieć, googlując.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre skojarzenie. Jogurt kiedyś tak podobnie jeść (orzechy / pestki z miodem albo np. jogurt z figami) - poznawczo - i nie był zły jednorazowo, ale nie chciałabym tak jadać. Dla poznania mi wystarczyło. A gdybym miała i miód, i figi, i daktyle wymieszać z jogurtem - to podziękuję, nawet poznawczo nie, bo za dużo słodzideł do jogurtu. Wolę wszystko oddzielnie. W czekoladzie - zdajesz sobie sprawę, że to nie wychodzi tak, że czujesz to, zamiast ciemnej czekolady? Wszystko to "serwuje Ci" czekolada. Kakao to wszystko szlifuje, łączy. Nie umiem tego lepiej wytłumaczyć. To tak jak... zgadzasz się, że mleko jest naturalnie słodkie? Pijąc je nie czujesz "mleko + słodycz", tylko czujesz, że ta słodycz JEST mleka, należy do niego. Wiesz, o co mi chodzi?

      Ale przecież pisałam o ogólnie o kwiatach, i truskawkach. Tylko raz przyszła mi myśl o krzaczkach truskawek. Skąd? Pewnie z racji ziemistej nuty. Patrz, że te krzaczki są niskie, a więc blisko ziemi. Truskawki na nich też często mogą być właśnie w ziemi. A jak one jeszcze kwitną to wyglądają uroczo.
      Ja wącham wszystko-wszystko (pisałam Ci, jak ogólnie jestem wyczulona), stąd i zapach ich znam.
      Wiesz, że zdziwiło mnie Twoje zdziwienie? :P Ja je ogólnie kojarzę... np. w dzieciństwie na wsi obok domu babci i dziadka była ziemia wujka i on tam miał małe pole truskawek. Łaziłam tam, unikając innych dzieciaków, haha. Nawet ostatnimi czasy - ojciec ma mały ogródek, a tam różne owoce (pojedyncze sztuki, ale rosną). Ot, widuję je czasem... I lubię to, jak wyglądają.

      Usuń
    2. Albo mam lepszy przykład; wszak mleka pijamy zupełnie inne.
      Pomidory malinowe! Obie lubimy, obie znamy, nie? Pomidory malinowe są słodkawe, jednak nie jest to efekt "dosłodzonego pomidora", tylko on jest tak naturalnie słodki, słodycz płynie bezpośrednio z niego. O! Bo posłodzony pomidor zwykły za nic nie będzie tak słodki jak malinowy.

      Tak samo nie uważam, by czekolada z daktylami / figami (poparte już pewnym doświadczeniem) wyszła tak dobrze, jak czekolada o ich nutach (i abstrakcyjnie, a nie z założeniem: bo ja wolę bez dodatków).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.