czwartek, 15 kwietnia 2021

lody Magnum Double Chocolate Deluxe Tub

Pojawienie się magnumowej serii Double nałożyło się na siebie z tym, że przestałam lubić patykowce itp. (małe lody mają kiepskie składy, co w moim odczuciu strasznie odbija się na smaku + nie lubię ich formy - lody muszę jeść łyżeczką) oraz że Magnumy przestały być bezkonkurencyjne (pogorszyły się, a w marketach zaczęły się pojawiać podobne). Patykowy Double Caramel wspominam strasznie. Zraziłam się do Magnum, więc i pudełkowe mnie nie ciekawiły do czasu gdy coś mi się odmieniło i jednym, przekornie postanowiłam dać szansę. Magnum Intense Dark 70 % Tub okazały się bardzo zacne i aż zachciało mi się spróbować innych smaków. Na pewno chciałam spróbować maksymalnie czekoladowy wariant, z którym to pomyliłam podlinkowane. Bardzo kusił sos, jednak gdy dotarło do mnie, że te pewnie będą bardziej mlecznoczekoladowe, zrobiło mi się trochę smutno, że po prostu połączyłam dwa smaki, a coś, o czym myślałam, nie istnieje. Niemniej, cieszyła mnie możliwość porównania lodów reprezentujących ciemną, a mleczną czekoladę.

Magnum Double Chocolate Deluxe Tub to lody o smaku mlecznej czekolady z czekoladowym sosem (11%) oraz 22 % mleczną czekoladą w formie polewy na wierzchu, "skorupki" i kawałków. Sama lodowa baza zawiera 5 % mlecznej czekolady.
Pudło zawiera 440 ml / 310 g.

Po otwarciu poczułam raczej delikatny zapach mlecznej czekolady, który nasilił się po podziale. Wprawdzie już po rozłupaniu polewy na wierzchu, ale w trakcie jedzenia już w ogóle... To po prostu obłęd: bardzo, bardzo słodka i pełnomleczna czekolada zawarła w sobie też odrobinkę kakao, więc wyszła charakternie, szlachetnie. Było w tym też coś, co kojarzyło się z dość wytrawnie czekoladowym deserem mlecznym. Za tym stał sos, ewidentnie właśnie wytrawniejszy i dodający nutki kakao.

Struktura lodów okazała się ogółem dość problematyczna. Otóż warstwa mlecznej czekolady na wierzchu była gruba niemal na centymetr, przez co trudna do rozłupania. Łatwiej już z cieńszą "skorupką", która pokrywała ścianki. Dzięki temu, jak zrobiono pudełko, można ją połamać (ściskając pudełko) - jest to jednak i tak możliwe dopiero po jakimś czasie. Pod tym względem wypadła jednak gorzej niż ciemna, bo miejscami, zalewana topiącymi się lodami, trochę miękła, nie odchodziła od opakowania z taką ochotą. Mimo to, czekolada - także ta jako kawałki w masie - nie miała w sobie nic ani z ulepka, ani z kamienia.
Trzaskała przy łamaniu czy odgryzaniu kawałka, ale w ustach rozpływała się łatwo, zaraz mięknąc. Była maziście tłusta, zalepiała i oblepiała, ale wszystko to w granicach rozsądku, bo... zupełnie jak pełnomleczna tabliczkowa. Gęsta kremowość tłustej czekolady mlecznej aż tak nie raziła (tłustość typowej polewy mogłaby). Kawałki to... właściwie giganty - niektóre długości 3 cm, też grube. Sprawiły, że lody wydawały się chwilami... czekoladą z lodami. Masa była bardzo najeżona (choć nie aż tak jak ciemnoczekoladowa 70 %).
A sama w sobie... również gęsta i kremowo-tłustawa, ale jednocześnie zachwycająco puszysta, lekka. Jej gęstość wydawała się pochodzić z czekoladowości, sama zaś reprezentowała lżejsze lody mleczne, kojarzące się ze spienionym mlekiem.
Wszystko to zalewał gęstawy sos, który wraz z tym jak ocieplał się, stawał się coraz rzadszy, choć wciąż z elementem zagęszczenia (jak czekolada do picia?). Odebrałam go jako śliskawo-gładki, jednak to w trakcie jedzenia umykało, bo mieszał się z resztą. Dodali go tylko pod warstwą polewy na wierzchu, ale łatwo o to, by wszystko bardziej się przemieszało. Nie uważam tego za wadę.

Zaczęłam od polewy. To bez wątpienia porządna mleczna czekolada: głębia mleka, mleko wyraziste i naturalne, zmieszane z leciutką maślanością i nutką kakao, a także zasłodzone do granic możliwości. Słodycz czekolady była wręcz cukrowa, choć całość miała szlachetniejszy, nawet odrobinę waniliowo-wanilinowy akcent. Skojarzyła mi się z fuzją Lindta i Milki (co ciekawe, z lodami odbiór był o wiele lepszy niż w przypadku tabliczki).
Czekolada na brzegach wyszła nieco bardziej polewowo, ale możliwe, że to przez formę.
Kawały wtopione w masę z kolei były przesłodzoną, mocno mleczną czekoladą, jak ta na wierzchu. Może wydawały się... nawet jeszcze bardziej mlecznoczekoladowe? Choć wciąż z nutką kakao. Zwłaszcza gdy jadłam je po zagarnięciu sosu.

Sos bowiem dodawał całości kakao i wytrawności. Również zasładzał, aż drapiąc w gardle, jednak towarzyszyła temu cierpkość i delikatna gorzkawość o poważniejszym wyrazie. Zdarzyło mu się zahaczyć o sztucznawość i smakową wodnistość, ale szło na to nie zwrócić uwagi. Chwilami wydawał mi się wręcz lekko alkoholowo-truflowy. Tym samym (mimo że sam był słodki) jakoś przełamywał mleczne zasłodzenie.

Pewnie przez kontrast, sama baza znów niesamowicie uderzała czekoladą. Powiedziałabym, że "czekoladą abstrakcyjnie" (jak to lody czekoladowe) i czekoladą mleczną na równi. Mleko wyraźnie czuć także jako bazę lodów - pełne i naturalne, harmonijne z dodatkami. Czekoladowość bazy była głęboka i wszechobecna. Chwilami obok mlecznoczekoladowego smaku, upuszczała odrobinkę kakao. Bliżej sosu, a już w ogóle po małym przemieszaniu, zostało uwypuklone. Słodycz, mimo że także silna, była dlatego bardziej... łagodząca. Stanowiła spójnik między sosem, a czekoladą.

Ucztę jednak zakończyła mleczna, przecukrzona czekolada, taka jaka zaczęła. Ta aż przyprawiła o przyspieszone bicie serca i nieco zamuliła. Nic dziwnego, skoro na dnie dali jej dobry centymetr.

Po zjedzeniu czułam się nieźle zacukrzona i zatłuszczona... mlecznością tłustej czekolady.
Całość była smaczna i wcale nie tak straszliwie zacukrzająco-mdląca, jak się obawiałam. Owszem, całość przesłodzono, ale można w tym zasłodzeniu odnaleźć przyjemność dzięki wyrazistej mleczności. Wbrew pozorom, odrobinkę kakao też czuć, a sos wyszedł w porządku. To niby niezły, ale jednocześnie najsłabszy element - wolałabym, by zrobili go lepiej, bo to on dodał trochę kakao, acz nie był idealny.
Lody te skojarzyły mi się trochę z niegdyś ukochanym Muller de Luxe Creme au Chocolat.
Wydają się zrobione na jednym poziomie, co ciemnoczekoladowo-wytrawniejsze Intense 70 %, jednak z bardzo subiektywnych względów oceny różnicuję. Sos tym nadał głębi, to pewne. Same w sobie bowiem to mlecznoczekoladowa bomba, która zasładza niemiłosiernie, co jednak trochę tonuje mleko. Wersja ciemna, również przesłodzona, wydała mi się bardziej mdląca, ale zawierała to, czego mi trzeba - porządną dawkę kakao i zero nieprzyjemnych nut. Dobrze, że sos dają tylko do tych, a nie do 70 %, bo on jest do dopracowania. Jak i ilość cukru w obu do zmniejszenia.
Osobiście dodam tylko, że wolę tamte, bo mleczna czekolada tak mnie nie chwyta. Zmalał jednak tym samym zapał do próbowania wersji właśnie z mleczną. Jestem jednak ogromną entuzjastką pomysłu posiadania w ofercie czegoś dla wielbicieli mlecznej czekolady oraz ciemnej (bo wiadomo, że jedne nie zadowolą i tych, i tych).


ocena: 7/10
kupiłam: Kaufland
cena: 15,99 zł (za 440 ml)
kaloryczność: 323 kcal / 100 g; 226 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Skład: odtworzone mleko odtłuszczone, cukier, śmietanka 16%, koncentrat odtłuszczonego mleka,  tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 3%, syrop glukozowo-fruktozowy, pełne mleko w proszku, tłuszcz mleczny, syrop glukozowy, słodzone zagęszczone mleko odtłuszczone, śmietanka w proszku 1%, emulgatory (E442, lecytyna sojowa, E476, E471), stabilizatory (E410, E412, E407), aromat

3 komentarze:

  1. Podoba mi się moc czekolady mlecznej ^^ zawsze mnie te magnumy kusiły przez tą polewę ale odstraszały kalorie i cena :'D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się nadziwić, iż z nas dwóch to - w moim mniemaniu - ja od zawsze byłam magnumowa, tymczasem od paru lat nie kupuję żadnych nowości, a Ty obskakujesz sporo. Co prawda pudełkowe, ale jednak. // Kurczę, czekolada i na górze, i po bokach. W kubeczku to dla mnie nie do przejścia. Twardą lubię wyłącznie w napatykowcach. W kubeczkowcach powinien być sam sos i ewentualnie kawałki, wszelako drobne i nie za dużo (coś jak w smaku stracciatella). Zatłuszczona bym się nie czuła w takim produkcie, ale zacukrzona - możliwe. Wiem, jak dają popalić Grycany. Ale porównanie do Mullera, accchhh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lata temu Magnumy były jednymi z moich ulubionych lodów, ale potem się zepsuły, powchodziły nowe, a ja w tym czasie zrobiłam się niepatykowolodowa. Pudła w większości mają lepsze składy i czuję tę ich lepszą jakość, co mi przypomina te dawne tylko że w mojej formie. Ja nie widzę w tym nic dziwnego.

      Czekolada też na dnie jako denko! Stracciatella?! Dlaczego chciałabyś tak zepsuć te lody? Ta czekolada jest do połamania, co pewnie fajnie wychodzi, gdy za łamanie jej bierze się np. jakiś mięśniak. Obstawiam, że gdyby zrobili taką formę w mniejszej wersji, byłoby łatwiej dla mnie.

      Grycan dają popalić, więc od lat za nimi nie przepadam. Niektóre z jedzonych Magnum chyba były na ich poziomie zacukrzania (obstawiam, że te tutaj właśnie to mniej więcej poziom Grycan), ale nie wszystkie - niektóre są nieco mniej słodkie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.