wtorek, 11 czerwca 2024

Beskid Chocolate Ekwador Hacienda Limon 55°C temp. konszowania Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Ekwadoru niska temperatura konszowania

Bardzo lubię różnego rodzaju porównania, więc pewien duet tabliczek, jaki wydał Beskid, był niczym imienny prezent. Z kakao z tego samego regionu i plantacji zrobili dwie wersje: o niższej i wyższej temperaturze konszowania. W skrócie, konszowanie to już końcowy etap produkcji czekolady, kiedy to masa czekoladowa jest podgrzewana i ponownie mieszana. Wraz z czasem maleje wilgotność, a także osłabia się kwasowość. A temperatura? Skoro wyższa temperatura prażenia wzmacnia gorzkość... Może więc wyższa temperatura konszowania - podobnie - oznaczała wyższą gorzkość? Miałam przeczucie, że ta o wyższej temperaturze mi bardziej posmakuje, toteż zaczęłam od czekolady o niższej temperaturze konszowania (której bliżej do surowych?). A jednak... co do obu byłam pewna, że się nie zawiodę. Wszak miałam już przedsmak tego (miniaturka Beskid Chocolate Ecuador Limón Dark 70 % ). Gdy pomyślałam, jak pyszna była, tym bardziej nie mogłam doczekać się tego porównania! Kakao wybrano nie byle jakie, bo Arriba z plantacji Hacienda Limón, która leży u podnóża czynnego wulkanu Cotopaxi. Panują tam ponoć idealne warunki dla kakao. Kakao ze wspomnianego gospodarstwa ma certyfikat Heirloom Cacao.


Beskid Chocolate Ekwador Hacienda Limon 55°C temp. konszowania Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao Arriba z Ekwadoru, plantacji Hacienda Limon; jej temperatura konszowania to 55 stopni Celsjusza.

Po otwarciu poczułam cały bukiet owoców: od cytrusów, przez wiśnio-porzeczki (przy czym myślę o mieszance czarnych i czerwonych) po kwaskawe jabłka. Czy raczej coś z jabłek - masa z prażonych? Do tego pojawił się banan, który je wszystkie znacząco osłodził. A nie on jeden odpowiadał za słodycz, bo umocniły ją też kwiaty, głównie rześko-wilgotny jaśmin i palony karmel. Balans między lekkością, a ciężkością słodyczy wydał mi się idealnie zachowany. Karmel mieszał się z orzechami - mieszanką fistaszków i laskowych oraz drożdżami. Wypieczonym na nich chlebie? Na pewno czułam też sporo ziemi, zapewniającej powagę. Pomyślałam o ziemi wulkanicznej, z wyczuwalnym dymem (?), ale wilgotnej.

Twarda tabliczka już w dotyku była konkretna, a łamanie tylko to potwierdziło. Trzaskała głośno i masywnie.
W ustach utrzymała konkret, zmieniając się w bardzo gęsty, maziście-lepkawy krem. Była maślano tłusta, zachowywała kształt do końca, ale i soczystości nie żałowała. Ta ani trochę nie zaburzyła esencjonalnej, kremowej gęstości.

W smaku przywitał mnie karmel...owa drożdżówka. Słodycz od razu dała się poznać jako wysoka i palona, palono-pieczona.

Zaraz i same drożdże nieco zwróciły moją uwagę, acz potem grzecznie odeszły na tyły. Ruszyła za to gorzkość. Rosła powoli, ale porządnie, odważnie. Wypełniała całe usta motywem dymu. Nuta palona była istotna, ale nie dominująca. Wyobraziłam sobie ziemię... czarną, żyzną i wilgotną, ale i wulkaniczną, nieco suchszą. Całe mnóstwo ziemi.

Ziemistość została w pewnej chwili powstrzymana orzechami. Pierwsze pojawiły się słodkie orzechy laskowe, może w masie z ciągnącego, acz palonego karmelu... Czy na pewno karmelu? Przemknęła mi przez myśl melasa z winogron (jak zwykła, ale z echem soczystości). I trochę osobno samych orzechów.

W tle zaczęły przemykać nieśmiałe, kwaskawo-owocowe wtrącenia. Pomyślałam o czarnych i czerwonych porzeczkach, a także czymś ciemnym, acz niejednoznacznym. Może niemal muląco słodkie winogrona granatowe (np. mołdawskie) i jakieś pojedyncze wiśnie, acz jakby nieco bardziej egzotyczne?

Gorzkość na pewien czas drożdżową nutę osadziła w realiach ciemnego chleba na drożdżach. Palona nuta znalazła upust właśnie tu, nieco oddalając się od ziemi. Także wysoka słodycz wciąż była palona, ale nie tylko. Karmel w pewnej chwili prawie zupełnie zmienił się w soczystą melasę, lecz potem nagle w ogóle prawie się schował. A w kompozycji czuć słodyczy tyle, że spokojnie wystarczyło na kilka wątków. 

Ziemia mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa skupiła się na wilgoci i pewnym chłodzie. Optowały za tym słodkie kwiaty, całe mnóstwo kwiatów. Wyobraziłam sobie kwiaty zalegające na ziemi, opadłe z krzewu drobne kwiatki jaśminu, ale też... kwiaty w zacienionej kwiaciarni. Były tam róże. Kwiaty zdecydowały się kontynuować słodycz. Ta nagle wydała mi się bardzo wysoka.

Orzechy jednak zreflektowały się. Do laskowych dołączyły ziemne. Miały nieco fasolkowy, goryczkowaty od skórek charakter, toteż złagodziły słodycz (mimo że i one słodkawe były).

Chleb na drożdżach nieco się rozmył... pomyślałam o drożdżowym karmelu... drożdżówce z karmelem? Drożdżówce z jabłkami, a do tego słodkim cydrze! Z lekkim kwaskiem.

Owoce nasiliły się. Kwasek nieco się wyłonił za sprawą cytrusów, acz pobrzmiewało tam też jabłko. Bardziej chyba jednak jako alkohol jabłkowy i np.... mus jabłkowo-bananowy? Masa z prażonych jabłek? W owocach znalazło się sporo słodyczy, ale nie wydawała się rosnąca z racji soczystości i rześkości. Wyłapałam mango, a do głowy zaraz, za sprawą porzeczkowo-jakiś, jagódkowatych (?) przebłysków, przyszło mi kiwi czerwone (próbowałam niedawno i ono właśnie smakuje tak trochę bananowo-jagodowo). Cytrusy wszystko to podkręcały, acz same wydawały się wycofane. Owocowa mieszanka zaraz jednak nieco się uspokoiła...

Soczystość owoców przemieszała się z rześkością kwiatów, a te, jako że gorzkość i ziemia znów przypomniały o sobie, zmieniły się w napary i herbaty. Herbatę czarną, cierpkawą. Przewinęła się też nuta bardziej ziołowego naparu. 

Ziemista gorzkość złagodniała, gdy dołączyły do niej drożdże - już bardziej jako chleb, tym razem jasny? Słodycz kontrastowo po występie owoców wydała mi się bardziej słodko karmelowa, wręcz krówkowa. Nie jednak taka "słodziuteńka", bardziej jakby chodziło o krówkę z melasy z winogron?

Po zjedzeniu został posmak cytrusów, cydru i naparu z ziół oraz cierpkawej herbaty, które jakby tonował gorzkawy, spokojny dym i krówkowo-melasowa słodycz. Ona też bardzo tonowała kwasek. Nie było jednak bardzo słodko. Całość wydawała się świetnie wyważona.

Czekolada bardzo mi smakowała, acz trochę mnie zaskoczyła - niższa temperatura konszowania zasugerowała mi wyższą kwasowość, a kwasku tu w sumie było niewiele. Początkowo czułam trochę porzeczek czarnych i czerwonych, pojedynczą wiśnie, potem więcej cytrusów, cydr jabłkowy i egzotyczny splot mango, bananów, z doleciałościami porzeczkowymi, ale nie był to motyw dominujący. O wiele więcej w tej kompozycji ziemistości, orzechów laskowych i ziemnych, a także słodyczy kwiatów - jaśminu i róż - oraz karmelu. Ten zmieniał się od karmelowej drożdżówki, przez melasowy karmel po krówki. Drożdżowo-chlebowe nuty ciekawe, a herbaciano-ziołowa, cierpkawa końcówka była przepyszną niespodzianką.

Bardzo podobna do miniaturki z 2023 Beskid Chocolate Ecuador Limón Dark 70 %, acz wspomniana wydawała mi się nieco bardziej kwaskawa. Jak rozumiem, miniaturka pochodzi z etapu prób, eksperymentów z nowo zakupionym kakao? To trzeba przyznać, że świetnie rozegrali jego nuty. 


ocena: 10/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.