niedziela, 2 czerwca 2024

Heinde & Verre Dutch Original Dark 71 % ciemna z Indonezji, Dominikany i Peru

Poznawanie mniej znanych albo przynajmniej gorzej dostępnych w Polsce czekoladowych marek do degustacji trwało u mnie w najlepsze. Kolejną miało być Heinde & Verre, co znaczy "blisko i daleko", z Holandii. Aby poznać ich jakość, wybrałam blend, ponoć ich klasyczną czekoladę - może najlepiej pokazującą, na czym im w czekoladzie zależy? Jak rozumiem, to taka ich popisowa tabliczka? Na opakowaniu chwalą się, że dodają do niej holenderski cukier z buraka... No tak, bo jest się czym chwalić - zwykłym białym cukrem. Dobre sobie! Zdecydowanie wolę czekolady słodzone trzcinowym, ale nie skreślam wszystkich słodzonych białym. Jak widać uznali, że ten lepiej się wpasuje... "Zobaczymy!" - pomyślałam sobie.

Heinde & Verre Dutch Original Dark 71% to ciemna czekolada o zawartości 71% kakao z Indonezji, Republiki Dominikany i Peru (blend).

Po otwarciu uderzył mnie zapach soczyście kwaśnej cytryny i chyba limonki, mieszających się z cierpkim, czerwonym winem. Do głowy przyszła mi też dosadnie alkoholowa grappa i sok z kwaśnych winogron... Chyba czerwonych. Słodycz poniekąd wchodziła w alkoholowość, dając się poznać jako ciężko-cukrowawa, nalewkowata, acz w dużej mierze należała do karmelu. Pomyślałam o "karmelowawym" cukrze cytrusowym. Ogólnie jednak, słodycz mimo ciężkości, była niska. Paloność natomiast zaznaczyła się dosadnie, przywodząc na myśl przydymione orzechy. Do tego odważnie zaznaczyła się czarna, nieco rozgrzana ziemia. Przemknęła też kawa.

W opakowaniu trafiłam na dwie małe, ale dość grube, oddzielnie hermetycznie pakowane tabliczki.
Nieco pylista w dotyku tabliczka wyglądała na raczej kremową. Dała się poznać jako bardzo twarda. Przy łamaniu trzaskała jak grube, suche gałęzie.
W ustach rozpływała istotnie kremowo i wolno. Dała się poznać jako gęsta, lepkawo-mazista. Przypominała nieco śmietankowo-owocowe, soczyste lody. Z czasem rzedła i znikała soczyście, osnuwając się wspomnieniem pyłku. Raz po raz trafiłam w niej na namiastkę szorstkości, wkomponowanej w kremowość.

W smaku pierwsza rozeszła się słodycz karmelu, niemal natychmiast trochę zgaszona przez świeże zioła. Zioła jednak same w sobie wydawały się raczej słodkie, acz w sposób inny, bardziej rześki. Czyżby była to m.in. słodka, zielona mięta?

Zza leniwie, nieśmiało rosnącej słodyczy wymknęła się soczystość, sugerująca kwaśność, acz jeszcze nie kwaśność jako taką. Zapowiedziała cytrynę i inne cytrusy. Słodycz sama w sobie wydała mi się z kolei nieco ciężka... w alkoholowy sposób?

W tym czasie w kompozycji rozgościł się dym, budując wątek palonej gorzkości. Wydawało się, że zaraz zrobi się siekierowa, ale nie... Jakoś jednak jej się nie spieszyło z poważnym wzrostem.

Poczułam za to trochę rozgrzanej ziemi. Pojawił się dym, odsłaniający jakby przydymione, nie do końca jednoznaczne orzechy. Chyba m.in. laskowe, ale nie tylko. Oprócz orzechów zaplątała się lekka maślaność (może nawet maślaność kremu 100% z orzechów?), też w dymie. Gdy ten "orzechowy dym" i ziemia się zmieszały, gorzkość odezwała się odważniej.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa soczystość cytryny upuściła trochę kwasku. Nie jednak dużo - pomyślałam o cytrynowym cukrze. Nie zwykłym, a karmelowym. I do tego wątku dołączyła bowiem paloność. Trochę przygaszała i słodycz, i kwaśność.

W tle przemknęła mi bardziej soczysta słodycz - bardzo dojrzałych bananów? Karmel spróbował się umocnić... a to zmotywowało kwaśność do działania. Po ustach rozlała się cytryna w towarzystwie limonki i soku z kwaśnych winogron. Pomyślałam o niezbyt dojrzałych winogronach czerwonych.

Przy kwaśnych owocach jednak cukier wciąż pobrzmiewał... Przekładając się z czasem na myśl o cukrowej nalewce, grappie... alkoholu mocnym i jednocześnie nieco cukrowym. 

Kwasek stał się po tym mniej oczywisty. Owoce, zwłaszcza cytrusy jakby skryły się w dymie. Soczystość wydała mi się... świeższa bardziej niż kwaśna. Nuta bananów dodatkowo wygłaskała kwaśność. Soczystość przypominała trochę trawę cytrusową i inne kwaskowate zioła. Kwaskawo-cierpką szałwię? Grappa przycichła, acz rozgrzewanie zostało - sugerując motyw mojito, łączącego limonkę i miętę w alkoholowym wydaniu.

Z czasem czerwone winogrona zmieniły się w cierpko-kwaskawe wino czerwone, a cytrusy w słodko-kwaśne egzotyczne owoce, jedynie z cytrusowym echem. Mimo soczystości, wino i grappa porządnie rozgrzewały gardło, do czego dołożyła się wysoka, acz jakby odymiona, słodycz.

Po zjedzeniu został posmak dymu i rozgrzanej ziemi oraz jakby osadzonych w dymie orzechów i limonki. Do głowy przyszedł mi też cytrynowy cukier, karmel i trochę świeżo-kwaskawych ziół. Było lekko cierpko, a do tego jakby gorąco od alkoholu.

Całość była bardzo ciekawa i smaczna, jednak niestety za słodka. Karmelowo-cukrowy motyw wkradał się w wiele nut - a to jako cytrynowy cukier, nazbyt cukrowe alkohole (grappa, nalewka). Ogólnie bowiem cierpkawe akcenty ziół, soczyste zioła i rozgrzana ziemia, dym, kryjący orzechy podobały mi się bardzo. Najpierw delikatna kwaśność, a potem ogrom cytryny, limonki i kwaskawych czerwonych winogron, przechodzących w wino również mnie urzekły, tylko właśnie szkoda, że końcowo motyw alkoholu rozgrzewał wraz z cukrem. Może nie było to mocno przesłodzone, ale ciężko-słodkie. Gorzkość w porządku (wolałabym mocniejszą), a kwaśność przyjemnie wysoka i soczysta. Obstawiam, że mała modyfikacja, np. podwyższenie kakao do 75% załatwiłaby problem. Swoją drogą - po smaku obstawiam, że w tym blendzie dominowało kakao z Peru. Ciekawe, czy mam rację.


ocena: 8/10
cena: €4,50 (za 70g; około 19 zł)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.