niedziela, 30 czerwca 2024

Sobieraj Chocolate Czekolada Deserowa ciemna 60 % z Wybrzeża Kości Słoniowej

Smutne, że po dwóch małych czekoladkach, które wpadły mi dodatkowo do czekolad, o które poprosiłam w ramach współpracy z producentem Sobieraj, w zasadzie miałam już dość. Zrobiłam przerwę, by jakoś uszły złe wspomnienia i postanowiłam przysiąść do jednej z dwóch otrzymanych tabliczek z czystą głową. Nie było to jednak łatwe - a szkoda, bo marka nie wygląda tak źle na pierwszy rzut oka.

Sobieraj Chocolate Czekolada Deserowa to ciemna czekolada o zawartości 60% kakao z Wybrzeża Kości Słoniowej, słodzona słodzikiem ksylitolem fińskim (bez cukru).

Po otwarciu poczułam wyrazisty, gorzki zapach dymu na równi zmieszany ze słodką, chłodną miętą. Wyobraziłam sobie jej świeże, zielone listki, a także chyba trochę innych roślin, ziół w porannej, chłodnej scenerii. Czułam też sporo maślaności, sugerującej raczej jasny biszkopt. "Raczej", bo i nutka kawy się przy nim zaznaczyła. Nie jednak samej kawy, a czegoś kawowego. To jednak chyba nie biszkopt był kawowy... A jakiś jogurt lub serek?
Tabliczka wyglądała na polewową, a w dłoniach zaskoczyła ciężarem. Przy łamaniu trzaskała średnio głośno, ale dosadnie, jakby była wyjątkowo gęsta, wręcz skondensowana.
W ustach mimo że najpierw czekolada jakby chwilę się wahała, ogólnie rozpływała się łatwo, w tempie umiarkowanie-wolnym. Acz w zasadzie jakby tylko z wierzchu. Niemal do końca zachowywała kształt i pewną twardawość. Nie była jednak oporna. Szybko dała się poznać jako wodnista i szorstka, ziarnista, a bliżej końca ziarnistość zmieniła się w pylistość. Choć zbita i syta, nie była czekoladowo gęsta.

W smaku pierwsza przywitała mnie średnia, ale jakby odosobniona słodycz o niesprecyzowanym charakterze. Zaraz dołączyła do niej roślinna świeżość, rześkość. Wyobraziłam sobie chłodny poranek i zielone listki pokryte rosą. Listki mięty!

Słodycz podłapała miętowy klimat, dzięki czemu ta wyszła na pierwszy plan. Wydała mi się chłodząca i coraz odważniej słodka. W tle przewinęło się trochę kwiatów.

Z lekkim opóźnieniem odezwała się też gorzkość. Od razu startowała z w miarę wysokiego poziomu. Zaserwowała dym, cały czas spokojnie rosnąc. Zajęła pierwszy plan, a słodycz nieco przed nią pierzchła. 

Poczułam paloną nutę, a także przebłysk jakiś... kawowych słodkości? I gorzkawe orzechy... Włoskie? Zaraz mieszały się jednak z łagodniejszymi - laskowymi. Te zaś ułożyły się w krem orzechowo-kakaowy.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa do głowy przyszły mi miętowo-orzechowe czekoladki w ciemnej polewie. Mimo miętowej słodyczy, w której zdradziło się już ewidentnie słodzikowe pochodzenie, doszukałam się akcentu konwencjonalnie cukrowej słodyczy. Ta ogólnie wzrosła i otarła się o przesadę. Słodycz zrobiła się wręcz ostra. Mrożąca? Mięta na pewien czas się schowała, pozwalając działać słodzikowi i jakby cukrowi.

Orzechowe, w porywach tylko miętowe słodkości mieszały się z kawowymi, które jeszcze kontynuowały gorzkość, ale też traciły na znaczeniu.

Gorzkość zatonęła w chłodnej, słodzikowej słodyczy, która do ogółu dodała trochę wodnistości, rozrzedzając smak i spłycając go, a także tchnęła maślaność. Ta nagle się pokazała i szybko wzrosła. Przy tych łagodniejszych wątkach, mięta zdecydowała się na powrót.

Do głowy przyszedł mi bardzo maślany biszkopt. Jasny, lekko wypieczony, ale z kawowym echem. To jednak znowu nie była kawa, a słodki, kawowy nabiał, np. jogurt lub serek? Wyjęty prosto z lodówki, a więc chłodny, o spłyconym smaku.

Końcowo mięta na słodzikowo-cukrowej, chłodnej fali znów weszła na pierwszy plan, zostawiając goryczkę w oddali. Ziołowość nie miała siły przebicia, ale gdzieś się kryła. Raz po raz na język wtrącała jakby mrożącą pikanterię. Mieszała się z cierpkawą, ciemną niby czekoladową polewą, która przewinęła się wśród motywu słodkości.

Po zjedzeniu został posmak jakby miętowego, białego cukru oraz dymu. Ten był gorzki, cierpkawy, ale mocno złagodzony maślanym biszkoptem i akcentem cierpkawej polewy kakaowej. Na języku zaznaczyło się dziwne, cierpkie szczypanie - jakby przemrożenie, pikanteria.

Całość choć zaskoczyła przyjemnie wysoką, znaczącą gorzkością, to i tak nie wyszła dobrze. Mimo dymu i miętowej nuty, była denerwująco słodzikowa. Słodzik w smaku nie tylko mocno to osłodził, ale dodał też chłodno-wodnistego elementu, który spłycał kompozycję. Bardzo dużo tu słodyczy o takim... dotkliwym charakterze. Jasny biszkopt i słodkości kawowe, orzechowo-miętowe nie były złe, ale sprawiły, że całość wyszła słodko-łagodna, a gorzkość się w nich za bardzo zatracała. Nie podobała mi się dziwna, mrożąca pikanteria. Na plus jednak, że smakowo, choć dosadnie słodka, wydawała się mieć więcej niż 60%.
Strukturę uważam za to za jednoznacznie okropną. Wodniście-ziarnista, potem pylista i cały czas z wodnistym elementem za nic mi nie odpowiadała. Była bardzo nieczekoladowa.
Uwierzę jednak, że dla osób przyzwyczajonych do słodzików, nie wyda się tak zła. Rozumiem w końcu, że niektórzy zwyczajnie cukru jeść nie mogą. 
Mimo szczerych chęci, bo wiedziałam, że Mamie za nic nie podejdzie, nie zmogłam całej. To mrożące gryzienie, struktura i słodzikowość za bardzo mnie zmęczyły, że już 30 g nie zjadłam.

Resztę oddałam Mamie, ale i ona nie zmogła. Podsumowała: "Okropna ta czekolada, nie da się w niej niczego dobrego znaleźć. Dziwnie gorzka nie jak czekolada, a jakieś lekarstwo okropne, struktura też beznadziejna. Jakbym nie mogła jeść cukru i miała taką czekoladę jeść albo nic, to już wolałabym głodna siedzieć". Resztę oddałyśmy ojcu.


ocena: 3/10
kupiłam: dostałam od sobierajchocolate.pl
cena: jak wyżej, ale cena to 23 zł za tabliczkę 70g
kaloryczność: nie znam
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa min. 60%, tłuszcz kakaowy, ksylitol

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.