wtorek, 4 czerwca 2024

Wolność Cukierek Michałkowy

Czasem mam jakieś strzały dziwnego nastroju, bardziej wariackiego... no, powiedzmy. Rzadko, bo rzadko, ale jak widać zdarza się. Spontanicznie kupiłam obiekt dzisiejszej recenzji podczas comiesięcznych sobotnich zakupów z ojcem. Dlaczegóż to? Mama przechodziła jakiś dziwny etap testowania różnych cukierków, aż końcowo zmęczyła tym i siebie, i nawet mnie. A jednak te cukierki jeszcze załapały się jak widać na test. Śmiałam się, że produkt Wolności nawet nie próbuje niczego udawać, jak poprzednio testowane Mieszko i Śnieżki. "A jeszcze wezmą i okażą się najlepsze" - śmiałam się, acz obie wiedziałyśmy, że to ponury żart. Czekały nas kolejne cukierki niskiej jakości. U mnie miały być końcem Michałków (Mama miała jeszcze różne warianty Mieszka, ale ja już nie chciałam się do żadnych zbliżać). Przy nich odkryłam, że to właśnie Wolność jest producentem cukierków Pyszne, których lata świetlne temu wariant kawowy lubiłam, a kakaowo-rumowy mogłam zjeść do czasu, aż jeszcze przed blogiem zaczęły wydawać mi się obrzydliwie margarynowo-cukrowe. Wątpiłam, by ta marka umiała jakiekolwiek cukierki zrobić. A gdy spojrzałam na skład (z prośbą o niego napisałam do producenta, nie mogąc znaleźć w internecie), przeszły mnie dreszcze. Gdybym widziała go wcześniej, nie kupiłabym. Już mniejsza o śmieciowość, ale on po prostu nie jest michałkowy - co za pomysł, by dać do Michałków wafelki?


Wolność Cukierek Michałkowy to "cukierki o miękkim rdzeniu orzechowym w polewie kakaowej (20%)", powiedziałabym: cukierki kakaowo-arachidowe z wafelkami.

Po otwarciu poczułam zapach, kojarzący się bardziej z wedlowskim Bajecznym niż Michałkami w wydaniu skrajnie tanim, nieprzyjemnym. Czułam fistaszki raczej nieprażone, a także ogrom cukru, taniość... nawet jakąś pseudotruflową naleciałość. Polewa dodała nutę ciemnej... na pewno nie czekolady. Ciemno-plastikowej polewy czekoladopodobnej.

Wagowo i te cukierki, jak wszystkie dotąd testowane, były nierówne - 4 kupione ważyły kolejno 11, 12, 13 i 14g. 
W dotyku cukierek wydawał się średnio masywny, nie za ciężki i nie za twardy. Polewa sprawiała wrażenie plastikowo-tłustawej, nietwardej. Przy krojeniu czy odgryzaniu kawałka dało się to poznać jako raczej delikatne. Polewa chyliła się ku miękkawości, a środek przedstawił się jako krucho-sypki. Na oko widać w nim sporo drobnicy - orzeszków i może pojedyncze drobinki wafelków.
Średnio gruba na wierzchu i bokach, a bardzo cienka na spodzie polewał była miękkawa, acz kształt trzymała. Można ją zdjąć z nadzienia.
W trakcie jedzenia polewa dała się poznać jako wręcz gumowo zwięzła, miękka i plastyczna. Była mazista i odpychająco tłusta, bardzo ulepkowata i śliskawo-gładkawa.
Rozpływała się niechętnie i długo - prawie wcale, przez co zostawała na koniec wraz z kawałkami orzeszków. Środek rozpuszczał się o wiele szybciej, niezależnie od niej.
Wydał mi się suchawo-sypki, piaskowy. Rozpadał się na proszek i kryształkowo-waflowe drobinki. Jednocześnie nie brakowało mu miękkiej, margarynowej tłustości.
Podczas gryzienia skrzypiało i trzeszczało to od kryształków cukru i kompletnie zmielonych wafelków. Kiedy orzeszki wyłaniały się z tej masy, stanowiły marginalny element.
Gdy zostawiłam orzeszki na koniec, by je porządnie pogryźć, okazały się małymi i bardzo małymi kawałkami o przeciętnej świeżości. Trzeszczały i skrzypiały, były twardo-miękkie.
Całość wyszła obleśnie margarynowo i ulepkowo.

W smaku polewa w pierwszej chwili wydała mi się... szokująco żadna. Mimo ciemnego koloru, za nic nie nazwę jej kakaową. Roztoczyła cukrową słodycz i margarynę. Miała tani, plastikowy charakter. Kakao, jakie z czasem się w niej zaznaczyło to odrobina odtłuszczonego, mdłego kakao w proszku. Aż do końca jawiła się jako cukrowa i wodnista, margarynowa, że aż wykręcało.

Polewa średnio zgrała się z wnętrzem. Połączyła je co prawda taniość i mnóstwo margaryny, ale ono wydawało się intensywniejsze gdy chodzi o cukier i kakao. Wciąż jednak nie ma mowy o gorzkości, a raczej kakao w proszku mieszającym się z ogromem margaryny i mlecznym akcentem. Arachidowość wyłaniała się z czasem. Wydała się onieśmielona resztą, zwłaszcza dominującą margaryną i... nutą wafelków.

Mniej więcej w połowie czy to rozpływania się kęsa, czy gryzienia, cukrowość drapała w gardle, a taniość panoszyła się w najlepsze. Wzmocnił ją wyraźny wątek stetryczałych wafelków, jaki wydobywał się z masy, spomiędzy nijakich kawałków orzeszków i proszku.

Gdy tak to wszystko podgryzałam, słodycz jeszcze podskakiwała, orzeszki niewiele wnosiły, acz czuć, że to arachidy raczej nieprażone. Wafelkowość była jednoznaczna - acz to bardziej stetryczało-wafelkowość niż wafelkowość sama w sobie. Całość wyszła bardzo plastikowo, w pewnej chwili może nawet sztucznie-rumowo (ale nie alkoholowo). Na pewno nie michałkowo.

Kiedy na koniec gryzłam orzeszki, napastliwa, obleśna mieszanina margaryny, cukru i plastiku wciąż pobrzmiewała, a fistaszki wydały się zwyczajnie zbyt delikatne, nijakie. Nie zagłuszyły okropieństwa. Przewinęła się za to lekka goryczka - nawet nie wiem, czy od orzeszków, czy od polewy, która końcowo wreszcie może łaskawie zdecydowała się dodać coś (niby kakaowego?).

Po zjedzeniu został posmak margaryny i sztucznej... niby kakaowości, plastiku kakałkowego, mieszających się z przecukrzeniem. Czułam waflowo-tani motyw i echo fistaszków. A do tego margarynowo-niedookreślony niesmak.

Całość wyszła wprost obrzydliwie. Margarynowo-cukrowa polewa i margarynowo-cukrowo-mleczne wnętrze z echem odłuszczonego kakao, niesatysfakcjonującymi orzeszkami mieszały się tu z plastikiem i taniością, którą wzmocniły wafelki. Pojęcia nie mam, co to w ogóle za pomysł dodać je do Michałków. Cukierkom Wolności bliżej do wedlowskiego Bajecznego, który u mnie na blogu wystąpił jako czekolada E. Wedel Czekolada Bajeczny. I choć nie lubię produktu Wedla (w dzieciństwie uwielbiałam), Wolność zaserwowała straszliwie margarynowo-cukrową, plastikowo-tanią, obrzydliwą wariację na temat tego smaku. Te wszystkie obrzydliwe elementy dominowały nad tym, co w nim najważniejsze, czyli orzeszkami, wafelkami i kakao. Nie zjadłam nawet połowy cukierka - to było definicją obrzydliwości.

Mama też spróbowała, a jej opinia wygląda następująco: "W pierwszej chwili tak mi coś mignęło, że pomyślałam, że nawet nie będzie taki zły, jak ugryzłam, ale jak zaczął się po ustach tak rozchodzić, muziać i nie wiem, co jeszcze, okazał się okropny. Czysta margaryna z cukrem. I to margaryna w najgorszym tego słowa znaczeniu. Kakaowy? Czekoladowy? W życiu. I na pewno nie michałkowy. Polewa na wierzchu dziwnie się rozpuszczać nie chciała, środek zaraz zniknął i niesmak zostawił. Najgorszy ze wszystkich próbowanych Michałków". 

Z Mamą mamy taki sam ranking Michałków i cukierków tego typu. Prowadzą u nas Michałki z Hanki w sreberku jako najbardziej michałkowe, ale nie smaczne ex aequo z Mieszko Michaszkami jako mało michałkowymi, ale przeciętnymi (czyli najsmaczniejszymi... czy raczej najmniej niesmacznymi z zestawienia) cukierkami kakaowymi. Potem Śnieżka w papierku, co do której się zgadzamy, że była obrzydliwie miękka i mało michałkowa, a na końcu wprost obrzydliwe, niemichałkowe cukierki Wolności.


ocena: 1/10
kupiłam: Auchan
cena: 2,79 zł (za 100g)
kaloryczność: 378 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: polewa kakaowa (cukier, oleje i tłuszcze roślinne: całkowicie utwardzony
olej z ziaren palmowych, palmowy; stabilizator: E492; kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 12,2%, emulgator: lecytyna rzepakowa; aromat), cukier, preparat na bazie produktów mlecznych z tłuszczem roślinnym (mieszanka tłuszczowa w proszku: serwatka z mleka, tłuszcz roślinny palmowy nieutwardzony; serwatka w proszku z mleka, glukoza, maślanka w proszku z mleka), tłuszcz palmowy, orzeszki arachidowe 10%, serwatka w proszku, łom waflowy (mąka pszenna, olej rzepakowy, emulgator: lecytyna sojowa; substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu: sól,
substancje słodzące stewia,<0,1 %: izomalt, glikozydy stewiolowe), aromat

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.