sobota, 29 czerwca 2024

Hands Off My Chocolate Chocolate Chip Cookie Dough Flavoured Chocolate mleczna z wafelkami i biała karmelowa o smaku cookie dough z kawałkami czekolady

Może i powinno paść pytanie, co też mnie podkusiło, by sięgnąć po tę tabliczkę. Gdyby padło, sytuacja nie byłaby jaśniejsza, niż jest, bo zwyczajnie nie wiem. Wyglądało to-to dziwnie i ponoć cała seria jej podobnych robi furorę w Niemczech. Czekolada niby do dzielenia się, którą jednak będzie się wolało zjeść samemu, nie oddając nawet kawałka? Wątpiłam. A byłam ciekawa, czy ciekawostkowo, trochę może jakoś się wkręcę? Chodziło tylko o dzisiaj prezentowany smak, bo zwyczajnie mam słabość do dobrego cookie dough. Tylko że nie przychodzi mi do głowy forma inna niż nadzienie, która mogłaby się w czekoladzie sprawdzić. Halloren Original Cookie Dough Chocolate Chip była przepyszna i pomyślałam, że skoro Mama zdecydowała się na kupić parę słodyczy na Allegro (mi czekolady w góry, sobie różne), do zamówienia dodam i tę. By zobaczyć, jak to inny producent z innym podejściem oddaje surową masę ciasteczkową. 

Hands Off My Chocolate Chocolate Chip Cookie Dough Flavoured Chocolate to (43%) mleczna czekolada o zawartości 38% kakao z kawałkami ciasteczek (wg mnie wafelków) połączona z (43%) czekoladą białą karmelową o smaku cookie dough z kawałkami czekolady.

Po otwarciu poczułam jednoznaczny zapach lodów waniliowych z kawałkami cookie dough o sztucznym, acz jeszcze nie rażąco charakterze. Czuć sporo mleka, a także wysoką słodycz. Zwłaszcza wierzch pachniał lodami cookie dough. Spód był nieco bardziej jawnie cukrowo słodki w typowy dla przeciętnych mlecznych czekolad sposób. Lody cookie dough jednak bardzo się rządziły. Mimo to zapach nie był chamski. Wielbicielom tego wariantu lodów powinien się spodobać, ja mam mieszane uczucia. Skojarzenie z lodami pełnymi aromatów wyjętymi z zamrażarki było aż szokujące. Wąchając tak pachnące lody w sumie nie narzekałabym, ale przy czekoladzie to było dziwne.

Tabliczka w dotyku wydała mi się trochę plastikowa, tłustawo-sucha. Przy łamaniu dała się poznać jako krucha, a także zaskakująco twarda. Łamała się z trzaskiem, a kiedy jedną kostkę przekroiłam, twardość ta się potwierdziła. Widać, że w obu częściach zatopiono sporo dodatków. Bazę stanowiła czekolada mleczna - było jej więcej, na łączeniach wystąpiła tylko ona. Biała to tylko "wierzchy" poszczególnych kostek. Choć jak się patrzy na niepodzieloną tabliczkę, wydaje się, że to białej jest więcej, no ale to tylko wrażenie. W obrębie samych kostek warstwy były równe.
Czekoladę łatwo rozdzielić na dwie części: białą (dla rozróżnienia tak ją będę nazywać, choć daleko jej do zwykłej białej czekolady) i mleczną. Można zrobić to przy użyciu noża lub po prostu gryząc pod odpowiednim kątem. Górną białą wzbogaciły malutkie czekoladowe kwadraciki w ilości nieco większej, niż się wydaje, natomiast mleczną ogrom średniej i malutkiej wielkości kawałków wafelko-ciastek.
W ustach całość rozpływała się w tempie szybko-umiarkowanym. Dała się poznać jako bardzo tłusta w sposób maślano-oleisty. Bazowo obie warstwy wydały mi się wręcz śliskawe. Kojarzyły się trochę z połączeniem polewy czekoladowej i mleka skondensowanego zagęszczonego. Zachowywały kształt niemal do końca. Także poczucie zbitości się utrzymywało, mimo że w ustach twarde to już nie było.
Rozpływały się mniej więcej równo i harmonijnie, ale różnice czuć. Próbowałam oczywiście i razem, i osobno.
Biała czekolada znikała nieco szybciej. Mimo że w pierwszej chwili przemknęła w niej proszkowość, okazała się bardziej gładko-polewowa, ślisko-mazista i oleista. Cechowała ją jedynie gęstawość. Z czasem wyłaniały się z niej drobne czekoladowe punkciki. Czuć je na języku, bo rozpływały się niby razem z nią, ale stawiając opór (nie tak jednak, by zostać na koniec). Wyszły plastikowo jak w produktach stracciatella. Gdy parę wyłuskałam i spróbowałam osobno, doszła do tego jeszcze proszkowość.
Mleczna czekolada była tłusta w bardziej maślano-kremowy sposób i pozbawiona proszkowości. Ta dała się poznać jako bardziej lepkawa, acz też niemal śliskawo-polewowa. Od jej struktury odwracały jednak uwagę "ciasteczka", bo była nimi najeżona aż przesadnie. Nie da się zrobić kęsa, by je ominąć. Według mnie to wafelki. A w zasadzie... jakby nieco skarmelizowane grubawe (jak na te gabaryty) płatki waflowe, miejscami w formie skupisk, pozbijane w kawałki - dziwny twór (feuilletine?). W pierwszej chwili, gdy zaczynały się wyłaniać, wydawały się ostro-suche, ale już po chwili nasiąkały. Zmieniały się w miękką, wafelkową papkę. Gryzione lekko chrupały, potem bardziej trzeszczały, skrzypiały.
Ciasteczka tudzież wafelki zostawiałam sobie na koniec, tylko sporadycznie podgryzałam już wcześniej. 
Całość jawiła się jako mocno tłusty, polewowy twór z ryzykownie dużą ilością wafelków, które z jednej strony nie były idealnie trafionym dodatkiem, z drugiej odwracały uwagę od wad bazy.

W smaku pierwszy uderzył cukier. Obie warstwy dały się poznać jako przesłodzone właśnie cukrowo, ale nie tylko.

Pierwsza zaznaczyła się czekolada mleczna. Roztoczyła właśnie cukrowość i mleczność, a także powiedzmy akcent kakao - nie, że kakao jako kakao, ale po prostu w odróżnieniu do białej specyficzną nutkę. To najzwyklejsza, przeciętna i powalająca cukrem mleczna czekolada (nawet nie przesiąkła szczególnie drugą warstwą). Puściła przodem czekoladę białą, która przez pewien czas dominowała.

Górna warstwa to ogrom słodyczy, ale nie czystego i samego cukru. Przypominała przesłodzone, mocno waniliowe lody na bazie mleka. Czuć w niej ogrom mleka, ocean mleczności. Na tej płaszczyźnie właśnie zarysował się charakter lodów coraz bardziej sztucznych. Wanilia mieszała się z jednoznacznym smakiem cookie dough, zupełnie jakbym jadła te kawałki-kulki z lodów w tym wariancie. Pojawiła się też maślaność - nie jednak zwykła, a właśnie tych kawałków surowego, sztucznawego ciasta z lodów - a mleko stało się mlekiem skondensowanym karmelowym.

Kumulacja obu części i ich słodyczy mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa drapała w gardle porządnie. Na języku jednak wtedy zaczęły wyłaniać się kawałki ciasteczek-wafelków. Dodały pszennego smaku, a także nieco odciągały uwagę od cookie dough, bo przedstawiły się jako dość mocno wypieczone, karmelizowane wafelki. Gdy czekoladowe punkciki z czekolady karmelowej rozpływały się porządniej, przemykało nawet echo... nie tyle kakao, co cierpkości takich kawałków posypek czekoladowych.

Mocniej rozbrzmiała cukrowa, dolna warstwa czekolady mlecznej. Sprawiła, że poziom słodyczy męczył - ona sama była do bólu przecukrzonym średniakiem. Czekolada z wierzchu nieco osłabła, a w obliczu tego wszystkie wyszła bardziej jak typowe czekolady karmelowe. Otoczenie nieco stonowało bowiem sztuczność.

Wątek cookie dough, surowej masy na ciastka prosto ze sztucznawo waniliowych lodów w tym wariancie, do końca był wyraźny, mimo że przepleciony... cukrem, karmelizowanymi wafelkami i jeszcze raz cukrem.

Gdy na koniec zaczęłam gryźć dodatki, kakaowe, ale w sumie nijakie punkciki-kwadraciki zaplątały się jeszcze sporadycznie wśród ciasteczko-wafelków. Zawilgocone, trzeszczące wafelki smakowały karmelizowanymi waflami duńskimi, które przy echu waniliowych lodów cookie dough przywiodły na myśl właśnie wafelki do lodów.

Po zjedzeniu już małej ilości zostało silne przesłodzenie, w tym drapanie w gardle. Czułam się przecukrzona, ale posmak był wręcz szokujący. Zupełnie jakbym tylko co zjadłam lodowate, przesłodzone i sztuczne lody waniliowe z cookie dough. Chemia zdawała się nieco gryźć w język ze specyficznym przechłodzeniem, zamrażarką. W tle zaznaczyła się też zwykła cukrowa czekolada i wafelki karmelizowane. Osobliwe, nieprzyjemne odczucie - zwłaszcza, że dawno przeszły mi już lody. Jeszcze jak się je, on aż tak nie przeszkadzał, ale jak zrobi się choćby krótką przerwę, posmak dręczył i męczył, toteż taak, faktycznie trudno się od czekolady oderwać, bo wisi groźba czegoś takiego.

Całość wyszła ciekawie. Nie w moim typie, ale jako ciekawostkę sporo zjadłam - prawie połowę (przy czym zgryzałam raczej wierzchy, jedząc mniej mlecznego spodu); częściowo pozbywając się dolnej warstwy. Górna była właśnie ciekawsza i nawet smaczna, dół nie był smaczny ani trochę.
Zasłodziłam się kompletnie, ale nawet słodycz wydała mi się zrozumiała dla wariantu... do pewnego stopnia. Także ten smak można by zrobić mniej słodko i w moim odczuciu wyszłoby lepiej, ale porywając się na coś takiego raczej można przewidzieć efekt. Jak w końcu, jak nie słodko, ma smakować cookie dough? Zaskoczyło mnie skojarzenie nie tylko z samą surową masą na ciastka, ale konkretnie ze sztucznawymi lodami waniliowymi na mleku z cookie dough. W zasadzie potencjał tkwi w górnej części - czuję, że gdyby dać jej dobry, np. mocniej kakaowy, nieprzesłodzony dół, wyszłaby mniej sztucznie i smaczniej.
Całość była mocno mleczna, mimo słodyczy, a to plus.
Czekolada mleczna wyszła bardziej chamsko cukrowo i do bólu przeciętnie, a biało-karmelowa sztuczniej. Nie była to jednak bardzo odpychająca sztuczność - waniliowe lody z cookie dough nawet przyjemnie wyszły. Sprawiły, że słodycz tej części aż tak bardzo nie męczyła. 
Szkoda, że aż tak przesłodzono mleczną czekoladę z dołu - gdyby dół był zacny, a nie tak zwyczajnie przeciętny, całość mogłaby bardziej po prostu smakować, a nie w dużej mierze głównie plusować przez intrygowanie. Czekoladowe punkciki niewiele wniosły. Nie były najlepiej zrobione, ale w sumie gdyby nie było żadnego przerywnika od tej tłustości i słodyczy, może byłoby gorzej. Ciasteczko-wafelków dodano tak dużo, że aż przeszkadzały. Karmelizowane wafelki w sumie wpisały się na wydźwięk do wariantu, jeśli mówimy np. o lodach cookie dough podanych w rożku-waflu, wtedy już owszem, ale powinno być ich znacznie mniej.

Reszta, której nie zjadłam, powędrowała do Mamy, która opisała ją tak: "Czekolada ciekawa, ale zdecydowanie obie części lepiej smakują oddzielnie. Dobrze więc, że łatwo je rozdzielić. Razem ta ciekawość i charakter uciekają. Całość byłaby świetna, ale na jedną dużą wadę: zdecydowanie za słodka. Ta ciemniejsza, dolna bardziej ciekawa chyba. Zdecydowanie były w niej wafelki, nie ciastka. Ta na górze chyba smaczniejsza, ale nie wiem, czy taka mocno smakująca zakalcowymi kulkami cookie dough, bardziej całymi lodami cookie dough. rzeczywiście tam trochę cookie dough pobrzmiewało, ale nie wiem, czy naprawdę to czułam, czy bo wiedziałam, że mam czuć".


ocena: 6/10
kupiłam: Allegro
cena: 5,90 zł (za 200g)
kaloryczność: 535 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, 6,9% kawałki ciastek (mąka pszenna, cukier, olej kokosowy, lecytyna sojowa), proszek karmelowy (odtłuszczone mleko w proszku, serwatka w proszku, cukier, tłuszcz mleczny, naturalny aromat: wanilia), odtłuszczone mleko w proszku, serwatka w proszku, cukier karmelizowany, 0,4% naturalny aromat cookie dough, lecytyna sojowa, naturalny aromat: wanilia; sól, tłuszcz mleczny

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.