czwartek, 13 czerwca 2024

Beskid Chocolate Ekwador Hacienda Limon 65°C temp. konszowania Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao ciemna z Ekwadoru wysoka temperatura konszowania

O tej czekoladzie wspomniałam przy Beskid Ekwador Hacienda Limon 55°C temp. konszowania Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao.
W pierwszej chwili obstawiłam, że dzisiaj prezentowana posmakuje mi bardziej, jednak podlinkowana była tak pyszna, że... czy czekolada może smakować lepiej? Jak nie lepiej, to pewnie inaczej. Co miała ukryć, a co ujawnić wśród nut tego kakao wyższa temperatura konszowania? 


Beskid Chocolate Ekwador Hacienda Limon 65°C temp. konszowania Czekolada Rzemieślnicza Gorzka 70 % Kakao to ciemna czekolada o zawartości 70% kakao Arriba z Ekwadoru, plantacji Hacienda Limon; jej temperatura konszowania to 65 stopni Celsjusza.

Po otwarciu poczułam średnio intensywny zapach maślanki... czy raczej jakiś słodkich, maślankowo-drożdżowych bułeczek, drożdżówek z kwaskawym twarogiem i słodycz kwiatów, głównie jaśminu o wilgotnym charakterze. W tle zarysowała się lekka soczystość... przemknęła limonka z jabłkami... może jako drożdżówka z nadzieniem jabłkowym i orzechową kruszonką? Oprócz jabłek było w niej coś niedookreślonego. Do tego słodycz lekko dżemowa, palona. Przemknęła mi przez myśl stal i melasa, a z dżemów wskazałabym jakieś porzeczkowo-jagodowe, mieszane.

Tabliczka w dotyku wydała mi się lekko pylista i masywna. Była twarda, a a przy łamaniu trzaskała jak suche gałązki, średnio głośno.
W ustach rozpływała się umiarkowanie wolno, gęsto i maziście. Dała się poznać jako gładka i kremowa, a także wręcz nieco mleczna; maślano-mleczna. Niby niemal do końca zachowywała kształt, ale... wydawał się bardzo rozlazły, plastyczny.

W smaku najpierw poczułam wysoką słodycz, przedstawiającą krówkę i karmel. Może karmelową krówkę? Paloność zaznaczyła się dość mocno. Paloność i wypieczenie?

Pojawiła się słodka drożdżówka z twarogiem. Nieco kwaskawym, ale też aż ryzykownie słodkim. Słodziuteńkim! 
Za jego kwaskiem zaś pojawiła się subtelna obietnica soczystości.

Słodyczy dołożyły jeszcze kwiaty, głównie jaśmin. Na szczęście miał bardzo rześki charakter. Pomyślałam o poranku nad jeziorem i świeżym powietrzu.

W tym czasie niemal niezauważona wkradła się gorzkość. Wydała mi się trochę dymna. Była niska i otulona, osłodzona orzechami, acz rosnąca konsekwentnie. Wtórowały jej orzechy laskowe i arachidowe, same w sobie naturalnie słodkie, wręcz maślane. I na pewno surowe.

Ich surowość podkreśliło więcej kwiatów. Do jaśminu dołączyły róże i coś cięższego, ale to kwiaty lekkie i rześkie rządziły. Gorzkość pod ich słodkim nadzorem nieco wzrosła, prezentując alkoholowo-kakaowe trufle obtaczane jakimś różanym, słodkim pudrem.

W oddali wyraźniej rozbrzmiała drobna soczystość. Pomyślałam o dżemie z czarnych i czerwonych porzeczek z jagodami. Palona słodycz odnalazła się i trochę wzrosła. Palona aż nieco przesadnie? Mignęła mi melasa z ciemnych owoców, może winogron. Palona, goryczkowata, ale i soczyście słodka.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa soczysta słodycz zaserwowała mus z jabłek. Chyba jabłek prażonych z cynamonem, wplatającym lekką ostrość. Do cynamonu doleciała drobna metaliczność - pomyślałam o cejlońskim i... mieszającym się z ziołami?

Do gorzkości dymu dołączyła ziemia. Nieśmiała jednak. Porastały ją cierpkie zioła, które bardzo odwracały od niej uwagę. Pomyślałam o ziołach zbieranych, suszonych i... z niektórych już można było robić herbaty. Albo nawet robiono. Pojawiła się w nich ostrość i roślinny kwasek. Herbata zielona zaznaczyła się w tle, wraz z innymi ziołami, a potem wątek zdominowała herbata czarna. Do wszystkich tych herbat i ziół musiano dodać kwiaty - te pobrzmiewały cały czas, a to bardziej, a  to słabiej.

Za ziołami znów wychwyciłam lekką metaliczność. Wyobraziłam sobie melasę w garnku, stal. Czyżby coś się przypalało? Metaliczność skierowała uwagę na drożdże.

Mus z prażonych jabłek nagle wypełnił drożdżówkę. Jej wierzch ozdobiła kruszonka orzechowa. Laskowce i fistaszki zyskały pieczono-prażoną nutkę. Pojawił się leciuteńki kwasek słodkiego twarogu, a oczami wyobraźni zobaczyłam jeszcze drożdżówkę z twarogiem i mleczno-maślankowe bułeczki. Może w ogóle jakąś twarogowo-mleczną bułeczkę?
Krówkowo-karmelowy wątek podyktował temu splotowi wyższą słodycz.

Owoce w dużej mierze też były dosłodzone, dodatkowo kwiaty je przyozdobiły, acz i kwasek się zaplątał. Jabłka podkreśliła limonka, co trochę przełamało wysoką słodycz.

Kwiaty z czasem, ze względu na cierpkość, trochę pochowały się w ziołach. Te rozkręciły pikanterię, aż lekko szczypiąc w język. W ziołach kwiaty trafiły na lawendę. Lawendowo-kwiatowa, może nieco korzenna nalewka dołączyła do melasy.

Końcowo melasa zaś przybrała bardziej uroczy, krówkowy wydźwięk. Wyobraziłam sobie mleczne krówki i... mleko po prostu. Poziom słodyczy otarł się o przesadę, ale jeszcze nie drapał. 

Po zjedzeniu został posmak drożdżowo-ziemisty, nieco cierpki od ziół i herbat, goryczkowaty od przypalonych dżemów i melasy, ale też słodki. W słodyczy czułam kwiaty i dżem... jabłkowo-jakiś, mieszany. Kwasek zaznaczył się subtelnie i w nim, i w maślankowo-twarogowym wątku. Ten jednak stonowały orzechy laskowe. Ostała się też lekka pikanteria, alkoholowość, szczypiąca w język.

Całość bardzo mi smakowała, choć wyszła nieco za słodko, a za mało gorzko-kwaśno. Zarówno kwasek, jak i gorzkość wydały mi się tu uładzone, uspokojone. Lekkie akcenty dżemu z porzeczek i jagód, musu jabłkowego i limonki, odrobina kwaskawego twarogu i maślanki zacnie zgrały się z drożdżówkami i orzechami. Kwiaty, głównie jaśmin i lawenda, rewelacyjnie uszlachetniły słodycz, ale oczywiście bardzo podniosły też intensywność słodyczy. Słodycz krówek, melasy i tych mas, dżemów owocowych pasowała, acz przydałaby się tu nieco wyższa gorzkość i byłabym w pełni zachwycona. Ta kompozycja jawiła się jako niemal mleczna, acz i pokazała trochę alkoholowo-pikantnych pazurków.  Trochę dymu, ziemi przez większość kompozycji jedynie pobrzmiewały. Pokochałam za to uderzenie ziół i herbat na końcówce. Intrygowała mnie metaliczna nuta, w zasadzie nie przeszkadzała. Wydaje mi się, że tak konszowane kakao idealnie sprawdziło by się przy zawartości 75-80%.

Czekolada wyszła podobnie do wersji konszowanej w niższej temperaturze 55°C, acz podlinkowana wydawała mi się właśnie bardziej gorzka, dymno-ziemista, palona i kwaśna za sprawą cytrusów, cydru i większej ilości owoców (egzotycznych), a mniej słodka. Dzisiaj prezentowana, mimo że bogatsza w zioła i herbaty, wyszła spokojniej i słodko za sprawą krówek, drożdżówek i kwiatów. 
Przypominała krówkowo-karmelową, z nutami herbat i croissantów, a skąpą w owoce miniaturkę Beskid Chocolate Ecuador Limón Dark 70 %, acz też nie w pełni. Była jej chyba jednak mimo wszystko bliższa niż ta o krótszym czasie konszowania.


ocena: 9,5/10
kupiłam: Beskid Chocolate (dostałam)
cena: 25 zł (za 70 g; ja dostałam)
kaloryczność: 439 kcal / 100 g
czy kupię znów: mogłabym do niej wrócić

Skład: ziarno kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.