Mama ostatnio weszła w dziwny etap kupowania różnych cukierków na wagę, które - lub podobne - lubiła kiedyś. Na wiele z kolejnych kupowanych kręciłam głową, podśmiewując się z niej serdecznie. Gdy stwierdziła, że przyszedł czas na krówki, nie ruszyłam się z pokoju. Zainteresowałam się dopiero, gdy powiedziała mi, że wzięła nam po jednej "dziwnej, czarnej". Zameldowała, że jej była bardzo ciekawa i "mimo że lukrecjowa, nawet smaczna". "Lukrecjowa!" - powtórzyła, wiedząc, że ja, w przeciwieństwie do niej lukrecję lubię. Chwilę pomyślałam... no cóż, mam słabość do czarnych rzeczy, nie da się ukryć. Krówki odpuścić nie mogłam. A jako że się zorientowałam, że ostatnio jakieś zwykłe jadłam w 2018, to i wyjściową krówkę Jutrzenki z tych zakupionych postanowiłam spróbować. Okazało się, że nie jest ona jednak taka bazowa, a zarówno krówki czarne, jak i te "z gór" są jakimiś wariantami krówek tej marki. Przy okazji dowiedziałam się, że Jutrzenka ma co najmniej dwie linie: krówki mleczne (jadłam je w 2017 jako biedronkowe Anabela) oraz krówki z masłem. "Co najmniej", bo pewnie jeszcze jakieś limitowane, "wydziwiane" jak te czarne itd. Nie przemawiało do mnie takie rozróżnienie, skoro krówki to cukierki mleczno-maślane, tak z założenia, no ale cóż. Jedzona w 2023 Jasiowa Piwniczka Krówka Miodowa Miętowa z kolei w ogóle krówkowo nie wyszła.
Po rozwinięciu papierka poczułam wyrazisty zapach krówki maślano-mlecznej, ze sporą ilością masła. Jej słodycz, mimo że wysoka, nie była chamska. Poziom słodyczy był zrozumiały i adekwatny dla krówki, jednak coś mi w niej nie grało, coś "nie tak" pobrzmiewało".
Cukierek w dotyku był delikatny i dość lepki, ale nie kleił się do rąk. Trochę się za to odkształcał, gdy mocniej ścisnęłam palcami. Przy podziale był powierzchownie minimalnie kruchawy, ale nie twardy, w środku zaś bardzo gęsto-miękki i ciągnący. Wydawało się, że krówka ta może ciągnąć się kilometrami. Zachowała przy tym gęstość.
W trakcie jedzenia krówka okazała się zwięzła i bardzo, bardzo mordoklejna. Zalepiała, zaklejała konkretnie i rozpływała się w tempie umiarkowanym. Dała się przy tym poznać jako maślano tłusta i wręcz śliska, gładka. Gdy ją żułam i pozwalałam częściowo się rozpuszczać, wydawała mi się specyficznie miękko-twardawa. Była zbito-gęsta i ciężkawa.
W smaku od początku uderzyła wysoką słodyczą, ale nie czystym cukrem. Krówkowy charakter prędko rozszedł się po ustach.
Maślana nuta nasiliła się w ciągu kolejnych sekund. Mleczność, łagodność nie nadążały za nią, acz mleko także było bardzo wyraźne. Krówka skupiła się jednak na słodyczy i maślaności.
Mniej więcej w połowie jedzenia słodycz zbliżyła się do niebezpiecznego poziomu. Do głowy przyszło mi krówkowe toffi z racji tej maślaności. Maślaność mieszając się z nim, przełożyła się na ciężkawy wydźwięk, a ja doszukałam się w słodyczy lekko sztucznego, dziwnego echa, które podkradło się do maślanej nuty.
Po zjedzeniu czułam cukrowo-krówkowy posmak ze sporym udziałem masła.
Krówka wyszła w zasadzie całkiem smacznie. Niby zjadłam całą, pod koniec trochę nią już zmęczona i lekko przesłodzona, ale to zrozumiałe, bo to nie mój typ słodyczy. Po kolejną za nic bym już nie sięgnęła, mimo że nie wzbudziła we mnie złych emocji, o nie. Nie mordowała cukrem, mimo że była bardzo, bardzo słodka - to jednak słodycz krówkowa. Coś mi w niej nie grało, ale i tak całkiem nieźle wyszła mimo obecności syropu glukozowego w składzie. Nie przekonuje mnie taka jej silna maślaność - krówka wg mnie powinna być przede wszystkim śmietankowa. Podobnie ta struktura - zbita mordoklejka, ciągnąca się bez końca. Wolę suchsze z zewnątrz, a wilgotne w środku - i taka powinna być prawdziwa krówka. Myślę, że to m.in. syrop przełożył się na taką strukturę. Nie sądzę też, by łatwo było o "zwykłe krówki" z lepszym składem, stąd wciąż jawi się ponadprzeciętnie. Do zwykłych jutrzenkowych mlecznych krówek Anabela jednak jej daleko.
Mama opisała te krówki: "Dawno tak mordoklejnej krówki nie jadłam! Może to nie mój ulubiony typ, ale jak na mordoklejkę ta była no, mordoklejką przez duże M... choć chyba aż nawet nieco za mordoklejna. I aż taka dziwna jakby mazista do tego. W smaku w sumie dobra, bardzo słodka, przyjemna i właśnie krówkowo-maślana, z tym że... z tą maślanością chyba trochę przedobrzyli. Nawet szkoda, że aż tak maślana, a nie bardziej zwyczajna, mleczna. Ta była trochę przeciętna, ale po zjedzeniu większej ilości, nie aż tak smaczna, jak w pierwszej chwili się wydaje. Zdecydowanie wolę mleczne Anabela".
ocena: 6/10
kupiłam: Mama kupiła w Biedronce
cena: 1,99 zł (za 100g)
kaloryczność: 405 kcal / 100 g
kaloryczność: 405 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, syrop glukozowy, mleko w proszku pełne 14%, masło 4,5%, aromat
-------
Jutrzenka Krówka Czarna Śląska to: "pomadka mleczna niekrystaliczna z ekstraktem z korzenia z lukrecji".
Czarna krówka zaskoczyła tym, że... nie pachniała prawie wcale. Coś lekko krówkowego pobrzmiewało, ale w zasadzie mogła to być jakakolwiek lekka słodycz.
Struktura krówki czarnej częściowo przypominała wyżej opisaną, ale była bardziej miękka i mniej ciągnąco-zalepiająca. To przystępniejsza mordoklejka, która w dłoniach z łatwością się odkształca. Była więc bardzo plastyczna, mniej masywna. Rozpuszczała się nieco szybciej.
W smaku przywitała się zachowawczą jak na krówkę słodyczą. Przez chwilę cukierek wydał mi się nawet dość mdławy, ale już po chwili krówkowy smak obudził się. Zaraz doleciała do niego nieoczywista nuta lukrecji. Trzymała się tyłów.
Rozszedł się mleczny wątek, a słodycz wydała mi się nieco palona - lukrecja nieco zmieniła wydźwięk typowej krówki. Przewinęło się lekko margarynowo-sztuczne echo, ale lukrecja nieco to stłumiła. Do głowy przyszła mi mleczna, słodka kawa, mieszająca się z delikatną krówkowością.
Mniej więcej w połowie jedzenia słodycz wzrosła, ale dzięki nienachalnej lukrecji wydała mi się szlachetna i nie imperatywna. Wysoka słodycz mieszała się potem z nieco chłodniejszą goryczką lukrecji właśnie. Subtelnie zaznaczyła się na języku, acz wtapiała się też w mleczno-krówkową toń.
Po zjedzeniu został posmak delikatnie krówkowy, lekkie przesłodzenie i nieoczywisty, ale do rozpoznania, motyw lukrecji.
Czarna krówka zaskoczyła mnie tym, jak autentycznie ciekawie wyszła. Nie była jakoś wybitnie, mocno krówkowa. Powiedziałabym, że bazowo krówkowa przeciętnie, ale nie była też mocno lukrecjowa. A jednak to właśnie się zgrało, tworząc kompozycję niecodzienną i po prostu całkiem smaczną. Chyba właśnie lukrecja zagłuszyła gorsze składniki (syrop glukozowy i tłuszcz palmowy). Plus, że jej słodycz była przyjemnie niska (jak na krówkę, bo ogólnie wysoka). Niestety tak miękka konsystencja i ciągnięcie się z mordoklejnością nie przemawia do mnie. I tak jednak z przyjemnością zjadłam jedną.
Opinia Mamy: "Mimo że nie lubię lukrecji, muszę przyznać, że ta krówka była interesująca. Krówkowa przede wszystkim, lukrecja nie była w niej silna, nachalna, a ciekawie wkomponowana, że zjadłam, zaintrygowana. W zasadzie ta krówka nie smakowała tak mocno lukrecją, ale... tak inaczej. W dodatku konsystencja nieco lepsza, zwyklejsza od tej maślanej".
ocena: 8/10
kupiłam: Mama kupiła w Biedronce
cena: 1,99 zł (za 100g)
kaloryczność: 404 kcal / 100 g
kaloryczność: 404 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: cukier, syrop glukozowy, mleko w proszku odtłuszczone 10%, tłuszcz palmowy, aromat, ekstrakt z korzenia lukrecji w proszku 0,2%, barwnik: węgiel roślinny, sól
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.