Obecnie lody kompletnie mnie nie kręcą. Wszystkie są mi za słodkie, a w dodatku nabrałam dziwnej awersji do chłodnego jedzenia (zimnego nigdy nie jadłam). Na lodowe nowości patrzę więc niewidząc. A jednak te jakoś wyhaczyłam. I zainteresowałam się, mimo że ogólnie lodów Koral nigdy nie lubiłam. Ten jednak wariant był moim niespełnionym dotąd marzeniem z dzieciństwa: lody miętowo-czekoladowe, ale nie na zasadzie "zielone lody z blaszkami czekolady bez smaku", a właśnie wymieszana masa miętowa z czekoladową. Nie mogłam pojąć, dlaczego cały świat uparł się w lodach łączyć miętę i czekoladę w znienawidzonej przeze mnie stracciatellowatej formie. Jako dzieciak przeważnie wybierałam właśnie lody miętowe, bo od dziecka duet mięty i czekolady lubię. Obok jednak musiała iść druga gałka: czekoladowa. Gdy skończyłam z lodami na gałki (w późnej podstawówce?), tęskniłam za miętą i czekoladą w lodach, bo z pudełkowych niestety były tylko te "z blaszkami". Grycan mięta z czekoladą (recenzja z 2016) na pewno bowiem nie były tym, czego pragnęłam. Aż tu proszę, tyle lat trzeba było, by ktoś wreszcie ruszył głową! Jako że skład był w porządku - upewniłam się, dzwoniąc do producenta, czy olej kokosowy to na pewno olej kokosowy, a nie palmowy (Koral, jak się dowiedziałam, tylko do rożków dodaje palmowy) - kupiłam. Choć na lody jako produkt nie miałam wielkiej ochoty, chciałam zrealizować to marzenie z lat młodości. Dopiero po zakupie odkryłam, że i te zawierają blaszki, ale na szczęście na tym się ich czekoladowość nie kończyła.
Koral Vibes Czekolada & Mięta to lody czekoladowe oraz miętowe z kawałkami czekolady ciemnej o zawartości 50 % kakao (3,4%); opakowanie zawiera 475g/1l.
Już po otwarciu poczułam intensywny i sztuczny, dość nachalny zapach mięty. Dominowała, kojarząc się z cukrowo-miętowymi cukierkami białego koloru (wszelkie Tic Taki, Mentosy itd.) oraz sztucznie-cukrowymi białymi miętowymi nadzieniami z czekolad. Czekolada, a dokładniej odrobinka kakao o słodkim charakterze majaczyło nieśmiało w tle. W trakcie jedzenia odważyło się trochę, ale w zasadzie nieznacznie. Subtelna mleczna baza także zgłosiła swoją obecność.
Zawartość pudła to masa w dwóch kolorach - na szczęście nie były "jak pod linijkę", a jedna z drugą poprzekładane. Na mój gust trochę za bardzo, przez co gdy się zaczynały topić, łatwo mieszały się zupełnie. Było ich mniej więcej po równo. Zielona była nieco rzadsza, jednak żadna nie była rzadka. Gęsta też nie; jedynie prawie gęstawa. Całość wydała mi się jakby spulchniona, lekka i bardzo miękka. W dodatku miałam wrażenie, że próbowano ją zagęścić.
Większość tzw. kawałków czekolady znalazłam w zielonej części, ale wydaje mi się, że dodano je do obu kolorów. Średniej wielkości cienkich czekoladowych "blaszek" w ilości średniej oraz sporo drobinek.
W trakcie jedzenia potwierdziła się jakby spulchniona, roztrzepana lekkość. Jednocześnie lody wydawały się jakby zagęszczono-ciągnące, trochę "potencjalnie gumiaste", acz jeszcze nie po prostu gumowe. Masa rozpływała się raczej szybko, ale jakby próbowała się trochę hamować (z racji "usiłowanego zagęszczenia"?), znacząco mięknąc. Była średnio tłusta, chwilami rzedła mocniej, acz potem jakoś wracała na bardziej kremowy tor.
W zielonej, nieco rzadszej części wyraźniej czuć lekką oleistość. Na szczęście nie wyszła ani ciężko, ani wodniście.
Czekoladowe blaszki były raczej cienkie. W większości trochę plastikowe, ale rozpływały się... Jakoś. Wprawdzie trzeba było trochę na to poczekać (ja w ogóle wybierałam je na talerzyk, by trochę doszły do temperatury pokojowej), ale potem już to im w miarę wychodziło. Były maziste, śliskawe - niespecjalnie czekoladowe, ale znośne. Skore do mięknięcia, czasem pałętające się po ustach i łatwo znikające (zwłaszcza w przypadku tych mniejszych).
Test zaczęłam od części brązowej. Od początku wykazywała wysoką, jednak przystępną słodycz. Miała charakter słodkiego kakao, kojarzyła się z cukrowym napojem kakaowym. Gorzkości czy cierpkości w niej brak. Pojawiała się za to sugestia niedookreślonej czekolady, jednak cały czas masa lodowa brązowa jawiła się jako mało wyrazista. Czuć w niej też akcent mleka, lecz trzymało się na uboczu i nie pchało do czekoladowości. Nie powiedziałabym jednak, że baza miała smak czekolady, tylko że to typowe, łagodne i bardzo słodkie lody kakaowe nie najwyższych lotów.
Po zagarnianiu innych części lodów, czekoladowa część wydawała się jeszcze łagodniejsza, acz w zestawieniu z miętową, nieco mniej słodka.
Czekoladowe kawałki "blaszek" lekko podkreślały kakaowość lodów (nie tak jednak, by zrównała się z miętowością).
W zasadzie, chwilami wydawało mi się, że czekoladowa część przesiąkła dominującą w kompozycji miętą. Na pewno mięta dominowała, gdy lody mieszały się bardziej się topiąc lub gdy zagarnęłam łyżeczką oba kolory.
Część zielona od początku do końca wyraźnie smakowała słodką miętą rodem z cukierków typu Tic Taki i sztucznych, cukrowych nadzień z czekoladek. Miała chłodno-rześki charakter, a jej słodycz to prawie sama cukrowość, mimo że... masa nie była specjalnie zasładzająca. Chodzi bardziej o jej charakter. Miętowość nie stała koło naturalnej mięty - to mieszanina aromatów, rysująca się na całkiem wyraźnym, choć delikatnym, mlecznym tle.
Mięta była imperatywna i w zasadzie czuć ją w każdym elemencie pudła.
Czekoladowe blaszki w zestawieniu z miętowymi lodami wydawały się plastikiem bez wyraźniejszego smaku, a i niczego nie zmieniały w zielonej bazie. Gubiły się w napastliwej miętowości.
Kawałki czekolady jedzone osobno, gdy trochę doszły do przystępnej temperatury zaskoczyły całkiem wyraźnie czekoladowym smakiem. Były gorzkie, nieco cierpkie i choć cukrowo słodkie, to ewidentnie ciemnoczekoladowe. Kojarzyły się z "deserówkami", ale nie były najgorsze.
Po zjedzeniu czułam się przesłodzona i przytłoczona chłodno-cukrową, imperatywną i sztuczną miętą. Doskwierało mi też poczucie tłustości, mimo że lody nie były tłuste. Pozostał posmak cierpkiego olejku, aromatu miętowego, stonowanego cierpkością prostego, gorzko-cierpkiego kakao w proszku. Daleko w tle wisiało echo czekolady ciemnej i bazowa mleczność lodów.
Lody wydały mi się po prostu przeciętne do bólu. To taka nisko-średnia półka. Słodko kakałkowe, nieambitne lody czekoladowe w zasadzie wyszły nieokreślone, bardzo wyjściowe. Choć nie cukrowe, to bez charakteru. Miętowa część była przesadnie miętowa. Sztuczna i napastliwa, ale w zasadzie nie jakoś szczególnie rażąca. Była po prostu... spodziewanie kiepsko miętowa. Rządziła się w całości za bardzo, czekolada i kakao nie radziły z nią sobie. W miarę miłym zaskoczeniem okazały się kawałki czekolady, które zaskakująco nieźle się sprawdziły - i jakoś się rozpływały, i miały smak czekolady. Mimo to, nie uratowały całości. Całość słodka, acz nie niemożliwie. Brakowało jej pazura, charakteru.
Tak mieszająca się kompozycja po prostu potrzebuje porządnej, wyrazistej w gorzkość kakao masy lodowej czekoladowej.
Zjadłam z 70g - to moje maksimum. Choć nie wywołały w sumie żadnych skrajnych emocji, nie doszukałam się w nich elementów wartych pochwały. Zjadłam, ot, bo były, bo już nałożyłam.
Reszta leżała smutna w zamrażarce, że pewnego dnia Mama postanowiła spróbować, mimo że nie lubi lodów czekoladowych, a od wariantu "mięta z kawałkami czekolady" zawsze trzymała się z daleka. Z zaskoczeniem powiedziała: "a ty wiesz, że one mi nawet smakowały? Nie żebym miała kupić, ale skoro już były to takie zaskakująco dobre. Czekoladowych czuć o wiele mniej, prawie wcale. Bardziej, jakby to były kakaowe, jak już. Mięta to wszystko zdominowała, że powiedziałabym raczej, że to po prostu lody miętowe. Napastliwe właśnie, ale nawet nie jakoś szczególnie sztuczne. Te kawałki czekolady mi nie przeszkadzały, czasem do przeoczenia, te większe chwilami trochę dziwne. Ogólnie chyba na tle tych innych lodów to w porządku, skład niezły, więc ja bym wystawiła więcej niż 4". Zgodziła się jednak, gdy powiedziałam, że jako właśnie po prostu lody miętowe, mogłyby mieć 5, ale miętowo-czekoladowe - czym się przecież chyba miały wyróżniać! - za nic, bo czekoladowa część niedomagała, nie satysfakcjonowała. Przyznała, że "jak ktoś liczył na czekoladowo-miętowe lody, to rzeczywiście mógłby się rozczarować".
ocena: 5/10
kupiłam: Kaufland (Mama kupiła)
cena: jak wyżej, więc dokładnej nie znam, ale chyba 16 zł za 1000ml (475g)
kaloryczność: 189 kcal / 100 g
kaloryczność: 189 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: odtworzone mleko odtłuszczone 66%, cukier, olej kokosowy, czekolada 3,2% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy), glukoza, odtłuszczone mleko w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu 11%, serwatka w proszku, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar; czekolada 0,2%, barwniki: karmel amoniakalny, kompleksy miedziowe chlorofil i chlorofilin, kurkumina; aromaty, sól
koral to nie lody, coś podłego z najgorszych składników, syrop glukozowo-fruktozowy
OdpowiedzUsuńI po co głupoty wypisywać? W innych może i jest, w tych nie. Wystarczy zerknąć okiem na listę składników, a potem porównać z innymi sklepowymi lodami - czego się spodziewać?
Usuń