środa, 6 września 2023

La Naya Nicaragua Nugu 72% Cacao Limited Edition Dark Chocolate ciemna z Nikaragui

Emocją, którą oddaje ta tabliczka jest "ebullience", według mnie w zasadzie trudną do przetłumaczenia. Może taka pozytywna jakość, efekt, które wynikają ze stanu bycia wesołym, pełnym energii? Chodzi o oderwanie się od pracy, codzienności - jak to Naive napisali w opisie: "wiemy, że każdy tego potrzebuje". Potem nakreślili obraz bryzy tropikalnego monsunu, który to ma niby pomóc w oczyszczeniu umysłu, chwaląc się przy tym jakością czekolady... na co sarkastycznie wykrzywiłam usta, patrząc na biały cukier w składzie.
Z opisu dowiedziałam się jednak czegoś ciekawego. Otóż na południu Nikaragui jest miasteczko Nueva Guinea - czyli Nowa Gwinea to nazwa nie tylko wyspy! W każdym razie, ludzie stamtąd ponoć przez setki lat starannie uprawiali kakao. Obecnie więc rośnie tam czyste genetycznie, naturalnie uprawiane. Naive ponoć zrobili, co w ich mocy, by oddać jego ciekawy smak. Jak to ujęli: "dla odnowy ciała i umysłu". Jako że miałam po nią sięgnąć raptem kilka dni po pysznej Chapon Cacao Rare Chuno Nicaragua, poprzeczka zawisła bardzo wysoko.

La Naya Nicaragua Nugu 72% Cacao Limited Edition Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao Nugu z Nikaragui, z okolic miasteczka Nueva Guinea; edycja limitowana wchodząca w skład zestawu Bean-To-Emotion.

Po otwarciu uderzył zapach czekoladek mlecznych z rumowym nadzieniem lub rumu czekoladowego. W trakcie degustacji, zapach raz i drugi przywiódł mi na myśl czekolady Zottera z nadzieniami z m.in. brandy. Goryczka wyraźnie należała do kakao, podkreślonego gałką muszkatołową, która wprowadziła, przy pomocy alkoholu, poczucie ciepła i przyprawy. Obok nich stało mnóstwo niemal ostrych, świeżych ziół. Podkreśliła je ziemistość i cytrusy. Same w sobie zioła były trochę kwaskawe. Przyszła mi do głowy m.in. trawa cytrynowa oraz limonka. Odlegle w tle, pod ich wpływem, a także wizji mlecznych czekoladek, zamajaczył kefir. Wszystko to jednak cechowała też wysoka słodycz, jako że nuty wydawały się otoczone wiankiem słodkich kwiatów. 

Średnio głośno trzaskająca w jakby pełny sposób, podczas łamania tabliczka była twarda w nieco polewowy sposób. Tam, gdzie była cieńsza wydawała się trochę krucha, a całościowo sprawiała wrażenie kryształkowej.
Rozpływała się w tempie umiarkowanym. Szybciej, gdzie była cieńsza, przyjemnie długo, gdzie gruba. Ogólnie cechowała ją tłustość śmietanki i kremowość. Początkowo sprawiała wrażenie wręcz śliskawej. Miękła, trochę zalepiała, a pod koniec upuszczała trochę soczystości, która jakby nieco ją rozrzedzała. Jakby na zbyt tłuste, śmietankowe i aż ciężkawe lody polać owocowy sos. Akurat by zniknęła z łatwością. Trafiłam w niej na parę kamiennych drobinek niedomielonego kakao.

W smaku w pierwszej sekundzie poczułam się, jakbym wgryzła się w bardzo słodką czekoladkę mleczną z nadzieniem rumowym. Po chwili jednak przyszła mi do głowy powoli rozpływająca się czekoladka z bardziej soczystym, może owocowym nadzieniem. Na pewno niemal cukrowo słodka.

Nadzienie musiało opierać się m.in. na śmietance. Lekki kwasek, zaznaczający się w tle na chwilę zasugerował kefir, lecz potem popłynął w owocowym kierunku. Pomyślałam o szampanie czy raczej właśnie słodkościach z nim, stylizowanych na niego itd.

Kwasek owoców w tle wzrósł. Był to jednak kwasek z wpisaną słodyczą. Na myśl przyszedł mi ananas, a potem jeszcze bardziej soczysta limonka. Spłynęło orzeźwienie. Odnotowałam trawę cytrynową, wplatającą kwasek ziół. Ich rześkość, świeżość. Trawa cytrynowa, biała szałwia były to i świeże, i suszone.

Słodycz ogólna rosła, kontrastowo jawiąc się jako dość ciężka. Jak likier o cukrowo-owocowym, limonkowym smaku? Z kwaskawo-goryczkowatym dymem tuż obok?

Lekka goryczka, na początku niemal znikoma, podsunęła mi na myśl mleczne czekoladki, w których jest wyczuwalne kakao, a następnie rozszerzyła się na skórkę limonki i zioła. Kwaśno-ostre zioła dopuściły do siebie trochę przypraw. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pomyślałam o goryczkowatej gałce muszkatołowej.

W tym czasie na kompozycję opadły kwiaty. Nieco łagodziły słodycz, pilnowały, by już tak nie rosła, nadały trochę lekkości tu i ówdzie. Pomyślałam o białych kwiatach i... kwiatkach na krzaczkach truskawek. Potem przyszła pora na jeszcze niedojrzałe truskawki i jabłka. Oraz kwitnące jabłonie?
Łagodzić próbowało też echo śmietanki, ale w całym tym bukiecie w sumie zatonęła zupełnie.

Rumowa nuta z początku związała się z przyprawami, w tym gałką muszkatołową. Przypiekły, rozgrzały i podkręciły gorzkość. Do głowy przyszła mi nalewka ziołowo-kwiatowa. Przemknęły nibsy kakaowe i ziemia. Ziemia została na dłużej, nadając głębi gorzkawym przyprawom. Osnuła je dymem, jakby ktoś niektóre z nich palił jako naturalne kadzidła.

Alkoholowa nuta mocno piekła w język. Limonka mu towarzyszyła. Wątek ten był tak jednoznaczny, że przypomniała mi się czekolada z ziaren macerowanych w pisco (stylizowana na drink Chocolate Tree Pisco Sour Nibs 70 %).

Zioła też miały w tym przypiekaniu udział. To było też... ostro roślinne? Niby świeże, a jednocześnie ciężkie. Kwiaty i część ziół, chyba biała szałwia, zagrały na suszony, pikantny akord. Pomyślałam o alkoholowych czekoladkach z cukrową warstwą jakby "cukrowego szkła". Słodycz drapała w gardle, a alkohol je rozgrzewał. Nie był to już taki jednoznaczny rum... Rum, brandy... coś mocnego, z wyraźnie dymną nutą, ale chyba też owocowego. Ananasowego? Cytrusy go podkreśliły, acz i truskawka jakoś się utrzymywała niemal do końca.

Tak, że w posmaku oprócz głównie cukrowych alkoholi, a więc brandy i rumu, czułam niejednoznaczne kandyzowane owoce, zestawione z niedojrzałymi truskawkami. Do tego trochę jabłek, ananas - czyżby gąbczasto-suszne? A jednak z kwaskiem... o raczej cytrusowym (limonkowym?) charakterze. Wszystko to mogło być nadzieniem czekoladek mlecznych... które podarowano komuś ze słodkimi kwiatami.

Całość była ciekawa i w zasadzie smaczna, ale przesłodzona. Ciężko-cukrowa, co objawiło się jako mocne, cukrowe alkohole (brandy, rum) i mleczne czekoladki z nadzieniami. Właśnie mlecznej nuty, kwiatowego łagodzenia nie brakowało... tylko że łagodziły nie to, co trzeba, bo głównie gorzkość i kwaśność. Słodyczy nie ruszyły i tak była aż drapiąca. Trochę kwasku owoców takich jak ananas, truskawki czy jabłka, podkreśliły cytrusy i zioła - też jakby nieco cytrusowe. Gryzły się jednak ze słodyczą, jakby na zasadzie kontrastu ją podkreślając. Ziemistości, przypraw i ziół, dymu czułam mały niedosyt - mogłoby być ich więcej. Myśl o "cukrowym szkle" była ciekawa, ale właśnie... też nadto już cukrowa.
Szkoda, że La Naya tak się uparła stracić w moich oczach. Za nic nie przypominała Chapon Cacao Rare Chuno Nicaragua, mimo paru nut, które mogą się kojarzyć takich jak suszone... w Chapon liście, tu zioła oraz mleczność, żółte owoce, soczystość.


ocena: 7/10
cena: 200 zł (cena za cały zestaw 4 tabliczek po 60g; dostałam zniżkę, cena półkowa to 260 zł)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.