Mama latem ze zwykłych słodyczy przestawia się na lody i zawsze ma mi trochę za złe, że zawalam jej zamrażarkę swoimi (latem dotąd robiłam zapasy na jesień, bo to właśnie jesienią / wiosną była moja pora na lody; obecnie, czyli na dzień publikacji lody przeszły mi zupełnie i ich liczba w zamrażarce wynosi równo 0). W końcu zrobiło mi się jej szkoda i aby zrobić trochę miejsca, gdy wpadło kilka chłodniejszych dni, postanowiłam się za kolejne zabrać (i tak, działo się to latem 2021 - taak, ładna kolejna wpisów). Na cel wybrałam dosłownie "zawalacz miejsca", bo lody z serii, która zdążyła mi bardzo podpaść. Niby pocieszałam się, że ten smak trudno zepsuć tak, jak poprzednie, ale dobrze wiem, że w dzisiejszych czasach producenci nie takie rzeczy psują.
Gelatelli Vegan Brownie Love to "wegańskie lody o smaku czekoladowym na bazie napoju migdałowego z 14% kawałkami ciasta typu brownie i 10% sosem o smaku czekoladowym".
Pudło zawiera 400g / 500 ml.
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach kakao, jeszcze przybierający na wyrazistości w trakcie jedzenia. Miało wydźwięk słodkiego kakao zrobionego na wodzie lub napoju kakaowego. Chwilami, zwłaszcza przy podziale, kiedy ujawniły się dodatki, nabrał trochę likierowo-sosowatego zabarwienia. Kojarzył się z przeciętnych lotów lodami z budki.
Podczas nakładania lody były bardzo twarde jak kamień. Dzięki rozmieszczeniu sporej ilości dodatków (np. sos od razu był miękkawy, brownie łatwo podważyć) całościowo w zasadzie wyszło to w miarę przystępnie.
Topiąc się, lody dały się poznać jako dość gęste, ale w sposób ciągnąco-"zagęszczony". Były kremowo-tłuste i bardzo oleiste, acz można było doszukać się w nich czegoś śmietankowego. Zmieniały się w ustach w oleistą chmurkę. Kojarzyły się trochę ze śmietanką kokosową jakby w formie bitej. Otłuszczały oleiście usta. Nie podobało mi się to wszystko.
W pudle znalazło się sporo kawałków ciasta o różnej wielkości. W większości były to kostki o wielkości centymetra kwadratowego, ale trafiłam też na takie wmieszane w masę, kawałeczki i drobinki.
Choć przy nabieraniu na łyżeczkę wyglądały na twarde, w miarę prędko dochodziły do siebie. W ustach dały się poznać jako konkretne, zbito-gęste i kleiste ciasto. Było w nich coś zakalcowo-mokrego, trochę mącznego. Rozpływały się muliście i tłusto. Ciężkie w raczej pozytywnym sensie, rzeczywiście były to kawałki papkowatego brownie. Odsłoniły przede mną także pylistość. To raczej udany dodatek, uprzyjemniający strukturę lodów i nadający całości sytego konkretu.
Sos był średnio gęstym, ciągnącym i rozpuszczającym się w oleiście-wodnisty sposób, trochę glutowatym żelo-sosem, którego zawijasy przeplotły pudło. Kojarzył się ze ślisko-tłustą wodą, mimo że i on krył lekką pylistość.
Jeśli chodzi o ilość, proporcje i rozlokowanie dodatków uważam za bardzo trafione. Niczego nie pożałowano, nie przesadzono. Przynajmniej w części, z którą miałam do czynienia.
W smaku sama masa lodowa od początku dała się poznać jako bardzo słodka i kakaowa, ale w delikatny sposób. Pomyślałam o słodkim kakao zrobionym na wodzie, bo i wodnisty motyw cały czas mocno pobrzmiewał. Mniej więcej tak sobie wyobrażam słodkie napoje kakaowe (z torebek tylko do zalania). Kakao przybrało orzechowy wydźwięk, który z czasem pokusił się nawet o pewną migdałowość. Wyraźnie z czasem, wraz z jedzeniem, wypłynęła na wierzch oleistość, smakowa tłustość. To było mdłe i odpychające.
Sos tę mdłość podbijał. Oddawał plastikową, słodko-kakaową podróbkę czekolado-polewy z założenia ciemnej. Miał mocno sztuczny, likierowy - acz bez procentów - charakter. Choć czuć w nim kakao i lekką cierpkość, szarżował cukrem... Albo nawet nie tyle cukrem, co dziwnie sztuczną słodyczą. Podnosił słodycz całości (zwłaszcza, gdy miejscami przemieszał się z bazą), a także wnosił motyw tanich, polewowych bombonierek. Niby wytrawny, a uderzająco tani.
Kawałki brownie okazały się najlepszą częścią, bo rzeczywiście muliście-kakaowym, bardzo słodkim ciastem. Wydawały się nasączone trochę alkohlowo, a cierpkawe kakao z lekko mącznym tłem ułożyło się w wydźwięk kapciowatych brownie gotowców (co wyszło neutralnie, nie zaś pozytywnie / negatywnie). O dziwo tłumiły sztuczność sosu, a w całości pobudzały kakao i czekoladowość. Choć również były bardzo słodkie, znalazł się w nich wyrazistszy, lekko gorzkawy czekoladowy smak. Same jednak też zahaczały o motyw tłusto-ciastowy.
Brownie z sosem stworzyły truflowo-ciastowy klimat. Niestety jednak tanio-sztuczny, cukrowy i tłusto-mdły. Baza po nich wydawała się jeszcze bardziej tłusto-wodnista, mdła i słodka w kiepski, sztuczny sposób.
Po zjedzeniu został posmak chemii, w tym dziwne napastowanie języka jakby cukierkowo-sztucznym likierem, cukru i taniego kakao, splątany nieprzyjemną oleistością. Usta miałam otłuszczone.
To było trochę jak tanie, gotowcowe brownie, lody z dawnej, ale niskich lotów budki i polewowa bombonierka czekoladowa w jednym pudle. W zasadzie, biorąc pod uwagę konkurencję i jej ceny, składy, może nic dziwnego, że tak to wyszło. A jednak szczerze liczyłam, że ten smak z wegańskiej lidlowej serii wyjdzie najlepiej. Może nie było tu wad tak drastycznych, bym uznała te lody za dużo gorsze od marnych przeciętnych, ale były po prostu odpychające, niesmaczne i tłuste; niewarte jedzenia w moim odczuciu.
Nie dałam rady więcej niż 1/3, mimo że miałam silną motywację (Mama nie je czekoladowych lodów, więc nie miał kto skończyć). Gdy jednak męczyłam, męczyłam i wczytałam się w skład... no nie, nie polecam, chyba że masochistom.
ocena: 5/10
kupiłam: Lidl
cena: 9,99 zł (za 400g / 500ml)
kaloryczność: 231 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: woda, cukier, syrop glukozowy, tłuszcz kokosowy, 6% kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, 3% przecier z migdałów, mąka pszenna, syrop glukozowo-fruktozowy, skrobia modyfikowana, emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, stabilizatory: mączka chleba świętojańskiego, guma guar, karagen; sól, naturalny aromat waniliowy
Chciałem wczoraj kupić, ale o ile gumę guar czy mączkę chleba świętojańskiego zniosę, to syrop glukozowo-fruktozowy już nie.
OdpowiedzUsuńWięc nie kupiłem.
Szukając w necie opinii natknąłem się na Twój blog. Fajnie, że to robisz. Dzki i powodzenia.
Obecnie też nie kupuję niczego, co zawiera syrop glukozowo-fruktozowy. W zasadzie do dziś nie wiem, co mnie podkusiło kupić te lody.
Usuń