poniedziałek, 6 czerwca 2022

Chapon Bolivie Beni 75% ciemna z Boliwii

Francuską markę Chapon widywałam w internecie raz po raz, ale mimo pięknych, malowniczych opakowań, nie zainteresowałam się nią zbytnio. Aż do składania większego zamówienia zza granicy, kiedy to uznałam, że jednak chcę poznać. Opakowanie przyciągnęło mój wzrok i zapadło w pamięć. Nawet nie to konkretnie (acz podobają mi się pawie i jestem dumna ze swej kolekcji pawich piór), bo tabliczkę wybrałam ze względu na zawartość i pochodzenie kakao, ale styl opakowań jest podobny dla wszystkich. Tak samo jak i strona internetowa - ta ma nawet ruchome elementy zwierzęce i florystyczne. Jak się z niej dowiedziałam, nic dziwnego, bo twórca marki Patrice Chapon to rysownik i właśnie prace plastyczne, ale też architektura są pasjami jego młodości. Potem zainteresował się czekoladą, słodkościami i szykował nawet desery na Pałac Buckingham. Samymi czekoladami zaś zajmuje się od roku 2010.

 Chapon Chocolatier Bolivie Beni 75% Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Boliwii, z departamentu Beni.

Po otwarciu poczułam delikatne kwiaty, niosące subtelną słodycz oraz leciutkie, słodko-soczyste owoce. Po chwili pojawiło się więcej nut roślin i surowych orzechów. Również były delikatne; przedstawiały wyraźnie naturalnie słodkawe laskowe i nerkowca. Z czasem napłynęło trochę miodu i wanilii (jakby miodu waniliowego), dosładzając je. W tle pojawiła się delikatna gorzkość, kojarząca się z truflowo-ziemistym, ciemnoczekoladowym kremem / mousse'em w udany sposób tonując i uszlachetniając kompozycję.

Choć tabliczka wyglądała na tłustawą i kremową, nie wydawało się to jednoznaczne. Była twarda i pełna, o czym świadczyły zdrowe, choć raczej średnio głośne, trzasko-chrupnięcia podczas łamania. Wydała mi się leciutko krucha.
W ustach była kremowa i rzeczywiście pełna, bardzo gęsta. Powoli i ochoczo zmieniała się na zalepiający, syty budyń. Okazała się tłusta, ale w wyważony i uzasadniony, śmietankowo-maślano-maślanoorzechowy sposób. Jej gładkość wydawała się mięciutka jak aksamit, choć z czasem zostawiała lekko pyłkowy efekt.

W smaku w pierwszej sekundzie mignęła nuta maślana, która mrugnęła do delikatnej, zwiewnej słodyczy i połączyła się z nią.

Niemal natychmiast także gorzkość zgłosiła swoją obecność, niczym uwielbiany przez wszystkich władca, doglądający z oddali dworu.

Pierwsze połączenie zaobfitowało i weszło w skład kremu z nerkowców, który uderzył już w kolejnych sekundach. Drogę przecinała pasta 100 % z orzechów prażonych. Błyskawicznie jednak łagodniały. Orzechy nerkowca niosły swoją naturalną słodycz, pewien "kremowy" wątek, acz zaraz wyklarowały się na świeże surowe orzechy po prostu. Wydały mi się wręcz niewiarygodnie świeże. Dominowały przez dłuższy czas, aż pojawiły się przy nich także nieco słodkawe orzechy laskowe. 

W tle pojawiła się delikatna soczystość. Pomyślałam o niemal nieuchwytnych, słodkich i dojrzałych brzoskwiniach w pełni sezonu, ogrzewanych otulającymi promieniami słońca. Wyobraziłam sobie sad pełen drzewek z dorodnymi owocami.

Słodycz rosła nieznacznie, delikatnie tuląc wanilią. Miała rześki, zwiewny wydźwięk. Wanilia wzbogaciła się o kwiaty. Z czasem wyobraziłam sobie jakiś kwiatowo-waniliowy miód... Może jako słodzący element kremu śmietankowego? Ten pojawił się jako łagodniejszy wątek w połowie rozpływania się kęsa. Na moment słodycz zbliżyła się do niebezpiecznie wysokiego pułapu, ale jej aspiracje nieco powstrzymała zaskakująco wyraźna nuta naturalnie słodkiego mleka.

Orzechy wzmocniły się wtedy. Choć nerkowce wciąż królowały, laskowce pozwoliły sobie na więcej, podkreślając się leciusio prażoną nutką. Ta zwabiła trochę słodkawo-podprażonych migdałów.

Mimo słodyczy, z czasem okazało się, że i gorzkość miała się bardzo dobrze. Choć nie pchała się na pierwszy plan, czuć jej moc, głębię. Pozornie delikatna, odegrała ogromną rolę. Za jej sprawą pomyślałam o truflowo-grzybowym kremie kakaowym, jak z jakiś szlachetnych, wykwintnych ciemnoczekoladowych tortów, deserów. Pojawiła się tam goryczka ziemi. W niej ulokowała się odrobina wręcz... pikanterii. Podchodziła pod orzechowo-migdałowe wątki i jeszcze bardziej podkreśliła orzechy nerkowca. 

Te, nerkowce, pod wpływem słodyczy i śmietanki pod koniec dołączyły do powyższych jako krem nerkowcowy z innymi orzechami. Zrobiono go na pewno z delikatnych, świeżo-surowych orzechów. Zarządzały słodyczą, dzięki czemu nie była za wysoka; to one odpowiadały za jakiekolwiek łagodzenie. Umożliwiło to na rozwinięcie się kwiatów (pomyślałam o kwiatach brzoskwiń i wanilii, nie wiem dlaczego). Kompozycja była rześka, aż roślinna, świeża. I z delikatnym charakterem a'la lukrecja?
Rośliny, kwiaty i nerkowce kontrastowo podsyciły cierpkawą (aż pikantnawą?) ziemię na samym końcu. 

Ziemia została w posmaku razem właśnie z orzechami nerkowca (głównie), rześkością oraz słodyczą wanilii i miodu; kwiatów... niosących odrobinę soczystej rosy? Mimo goryczki, istotny okazał się mleczno-kremowonerkowcowy wątek, kontrastowo zestawiony ze szlachetną cierpkością.

Czekolada zachwyciła mnie. Chyba jeszcze nigdy nie jadłam czekolady o tak wyraźnych nutach orzechów nerkowca. Otoczone trochę innymi, nienachalną a zwiewną słodyczą (kwiatowo-waniliowo-miodową), z charakterkiem ziemi sugerowały szlachetny tort czekoladowy, który choć nie był bardzo gorzki, to jednak dosadny i wyrazisty w smaku. Konsystencja mimo że tłustawa, była cudnie czekoladowa, pełna, pasująca do smaku.

Czekoladowe ciasto, kwiaty i trochę miodu to też Morin Bolivie Ekeko 70 %, ale on był mocno śliwkowy; a brownie, miód, kwiaty oraz owoce (z tym że leśne) to ogromne podobieństwo z Georgia Ramon Bolivia Beniano Wild Beni 84%. Chapon, skąpa w owoce, zdecydowała się na nerkowce, co mnie urzekło. To kolejna 10 dla Boliwii, ale... jakże odmienna od wspomnianych (a z jakimi podobieństwami zarazem!).
Odlegle przypomniała mi uwielbianą Zotter Boozy Chocolate Mousse.
Pokochałam tę tabliczkę i wydaje mi się, że mogę też markę pokochać. Wydaje się jakościowo i pod względem klimatu / stylu blisko uwielbianych Pralusów.


ocena: 10/10
kupiłam: CocoaRunners
cena: £8.95 (za 75g)
kaloryczność: 569 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.