poniedziałek, 27 czerwca 2022

Cacaosuyo 80 % Cuzco - Peru ciemna

Nie wiedziałam, co mogę napisać we wstępie tej recenzji. Z pomocą przyszedł mi opis czekolady, w którym mój wzrok padł na nazwę miasta Quillabamba. To skojarzyło mi się z jednym z poziomów z gry Tomb Raider 1, którą kocham. Przemierzało się w nim teren dawnego miasta Inków, zaginionego Vilcabamba. A potem skojarzenia jak zwykle same sobie poleciały, nie umiałam (i nie chciałam) ich hamować. Kolor opakowania skojarzył mi się z koszulką bohaterki tej gry, Lary. I cóż... zrobiło się sentymentalnie. Może to i nic dziwnego, bo lubię sobie właśnie do peruwiańskich tabliczek wracać. To w końcu czekolada z peruwiańskiego kakao była moją pierwszą maksymalnie ciemną (myślę o Zotterze Labooko Peru 100% (recenzja z 2015)).
W Tomb Raiderze chodzi o odkrywanie artefaktów, tajemnic. Otwarcie kartonika kilka ujawniło, bo ze środka dowiedziałam się, że nazwa "Cacaosuyo" jest na cześć Four Suyos, czyli dystrybutorów najlepszego kakao w Peru. Do tego trochę wyjaśnień co do symboli z opakowania, bo to nie przypadkowy wzorek. Hanah Pacha to kondor odpowiadający za duchowość, święty ptak Inków. Oznaczał łączność między światem bogów, a realnym.
Kay Pacha, puma związana z siłą, według Inków reprezentowała z kolei połączenie świata bóstw ze światem umarłych.
Uku Pacha, czyli węża również uważali za świętego i sądzili, że łączy świat umarłych ze światem realnym (naszym ludzkim).

Cacaosuyo 80 % Cuzco - Peru Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao z Peru, z departamentu Cuzco, z okolic miast Cuzso i Quillabamba.

Po otwarciu uderzył zapach kwaśnych cytrusów, głównie cytryn, podsyconych rześką limonką, które to goniła słodycz. Chrupiące jabłka i maliny wygłaskały owocową mieszaninę, wpadając w... sok malinowo-marchwiowy? Gęsty i słodki, aż przecierowy. Owoców zbierało się coraz więcej, słodyczy drastycznie też. Pomyślałam o bananach i jasnych, żółtych wypiekach o wysokiej słodyczy. Mimo że kwaśność w tle wzbogaciła się o jogurtowo-kefirowe nuty, na pierwszym planie cytrusy ułożyły się w biszkoptowe, wysokie ciasta oraz drożdżówki... może niekoniecznie cytrusowe. Wewnątrz  drożdżówek rządziły się raczej owoce czerwone, może jabłka także. Na wszystkich tych tworach musiała piętrzyć się kruszonka maślano-orzechowa, podkreślająca lekko pieczoną nutę.

Tabliczka wydała mi się masywna i nieco kremowa już dotyku. Podczas łamania potwierdziła masywność, do której dodała twardość. Dźwięk wydawała taki, że byłam niemal pewna, iż okaże się zbito-kremowa i tłusta, pełna także w ustach.
Miałam rację. Rozpływała się w tempie umiarkowanym i przez większość czasu idealnie gładko. Zbity, zwarty i do pewnego stopnia twardy, a jakby dopiero chcący zmięknąć kawałek przypominał chłodne masło. Opływał tłustymi falami, które bliżej końca rozrzedzała soczystość. Na jaw wychodziła lekka proszkowość / pudrowość, a czekolada soczyście znikała bez echa, jak woda. Lekko jednak ściągający efekt zostawiła.

Od pierwszej chwili w ustach grzmiała słodycz ogromu owoców. Słodki, gęsty sok marchwiowo-malinowy rozlał się, dbając o soczystość, ale i zapraszając jeszcze więcej słodyczy... innej.

Poczułam pudrowość. Najpierw przypisałam ją malinom. W głowie zaczęły mi się kumulować jakieś pudrowo-słodkie, różowo-czerwonawe kremy, maliny jako słodki składnik czegoś. Mignął syrop rozrobiony z wodą do picia, ale nie był to zupełnie / tylko syrop malinowy. Owoce te na pewno wystąpiły z czymś, ale może raczej  w soku... może banan-marchew z maliną?

I tu pojawiło się echo kwasku. O malinowy zawalczyły jabłka. Myśli zaczęły kierować się ku bardziej kwaskawym. Bananowa nuta nagle zrobiła się niedojrzała i mało bananowa. Do kompozycji przeniknęła przez nią lekka cierpkość. Poczułam nieco cięższy, charakterniejszy kwasek wiśni.

Słodycz jednak i tak rosła. Obok owocowej czułam trochę irytującą, pudrowo-cukrową.

Analogicznie do niej rozchodził się (ale nie za bardzo rósł) motyw neutralniejszy. Wymknął się z marchwi, zdecydował się na trochę orzechów.  Niby zapowiedziały odrobineczkę gorzkawości, ale nie nadeszła. Te zaczęły podsuwać więcej maślaności. Początkowo była to maślaność łagodnych orzechów, naturalna, potem bardziej zwyczajnie maślana. Za nią zaś... skryte coś duszno-pikantniejszego, dziwnego. Drożdże? Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, gdy słodycz doszła do ryzykownego poziomu, pojawiać się zaczęły słodkie wypieki.

Wymienione już owoce przywołały do siebie więcej owoców o wydźwięku ogrodowym i polankowym. Jabłko podsycone kwaskawym rabarbarem, wciąż maliny... Z nutką cytrynki, zabiegającą o kwasek. Pomyślałam o zielonkawych, niedojrzałych poziomkach, które potem uciekały. Niejednoznaczne wiśnie przewijały się w tle.

Wypieki jednak porządnie przyciągały uwagę. Wyobraziłam sobie wysokie biszkopty poprzekładane śmietankowymi kremami i biszkoptowe babki cytrusowe. Musiały być polane lukrem... może też cytrynowym? Trochę posypane goryczkowato-kwaskawymi skórkami cytrusów. O pieczone nuty dopominały się delikatne orzechy. Coś tam i z nich więc czułam. Maślaność, kruszonkowość, a w końcu charakterniejsze, drożdżowe nuty. Najpierw dziwnie neutralne... chwilami wyłamujące się ze słodyczy, ale w dużej mierze też słodkie.

Pomyślałam o drożdżówce z malinami, ogólnie czerwonymi owocami oraz o... sowicie nadzianej gęstą, kleistą i słodką masą jabłkowo-rabarbarową? Kwaśność i słodycz były nierozerwalne, przy czym obie jakby podkręcone. Do kwasku ciągle dokładały się cytrusy, a słodycz była... toporna i pudrowo-lukrowa. Chwilami nawet leciusio karmelowa (karmelowo goryczkowata?), ale odstająca.

Z czasem kwaśności pomogła śmietanka. Śmietankowe kremy z biszkoptowych tworów, jakaś śmietankowa nuta z ciast... z czasem puściła oczko do śmietankowego jogurtu. Może nawet nieco śmietanowego? Maślaność rosła, a ja pomyślałam o tartach czy ciastach typu lemon bar, a więc masie cytrynowej, ale tu... wzbogaconej o limonkę? Jej specyficzny słodkawy kwasek raz po raz się wychylał. Cierpkawość znalazła upust w tych nutach. Z czasem wydało się jasne, że musiał to być twór, który opiera się też na maśle i śmietanie; na pewno na kruchym spodzie... Ale może też trochę drożdżowym? 

Drożdże (już bardziej "czysto drożdżowe") na koniec zagrały pewną pikanterią, do której dołożyła się pieczona nuta, a ja pomyślałam o suszonych, szeleszczących i ostrawych ziołach... które jednak nie odcięły się od... soczystości czy już raczej rześkości. Cytrusowe akcenty ziół - może biała szałwia - orzeźwiały. Goryczka, cierpkawość znów coś próbowały ugrać.

A jednak w posmaku, oprócz charakterniejszych ziół, pieczoności, została też maślaność i jogurtowa śmietanowość wraz z ogromem owoców w cukrowo-pudrowych realiach. Maliny, czerwone jabłka, a także cytryna, cytrusy i kwaskawy nabiał straciły część impetu soczystego przez słodycz "docukrzoną" wszelkich wymienianych słodkości. Mimo to, to właśnie cierpkość cytrusowych skórek i lekki kwasek (bardziej ziołowy?) utrzymywały się najdłużej, aż zaskakująco długo.

Całość była w porządku, jednak bardzo brakowało mi gorzkości. Kwasek to nie siekiera, ale był wszechobecny i przyjemnie soczysty. Niestety spotkał się z wysoką i nieco irytującą słodyczą, więc nie rozwinął charakteru, jakiego można by oczekiwać od zawartości kakao. Prawie przesłodzone wypieki to nie to, czego szukam w takiej tabliczce. Co ciekawsze nuty niestety trochę za bardzo tonęły w gorszej reszcie. A jednak neutralniejszo-drożdżowe, marchwiowe czy w końcu ziołowe były nie do przegapienia i zdobyły moje uznanie i tak.

Nuty drożdżówek i ogrodowych owoców, jogurtu czułam również w wersji 70%. Mimo że dzisiaj opisywana była wyraźnie kwaśniejsza, obie nie były gorzkie a pudrowo-delikatniusio słodkie, czym irytowały. 70% miała nuty drzew, które 80% zmieniła w duet orzechów i masła, a czerwone owoce (maliny, poziomki, wiśnie, grejpfruty) 70tki, dzisiaj przedstawiana ograniczyła. Zdziwiło mnie, że miały zupełnie inne struktury. 
Marchwiowa nuta i śmietankowy aspekt przypomniał mi Original Beans Femmes de Virunga 55 %, tylko że podlinkowana tym wątkom zafundowała o wiele ciekawsze towarzystwo.
Długo wahałam się, czy wystawić jej 7,5, czy 8, ale niech ma, mimo że wiele 70-75% potrafi wyjść bardziej charakternie. 


ocena: 8/10
cena: 42 zł (za 70 g - cena półkowa)
kaloryczność: 640 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.