sobota, 4 czerwca 2022

100% Czekolady Dominikana 70 % ciemna z Dominikany

Polska marka 100 Procent Czekolady wprawiła mnie w spory smutek. Raz, że jej czekolady uważam za kiepskie, źle zrobione, smakujące nieszczególnie, to jeszcze przyprawiła mnie o pewne myśli. Nie do końca nawet sprecyzowane. Jaka szkoda, że na rynku jest tak wiele marek, którym wydaje się, że wiedzą wszystko, aspirują do wyższych półek, a wychodzi jedno wielkie... A jak już znajdzie się jakaś dobra marka np. Jakub Piątkowski Czekolada, znika. Do Manufaktury Czekolady straciłam serce, bo za bardzo przechodzi na "chwytliwość" i prawie masowość; SuroVital Cocoa zamiast trzymać się ciemnych, zaczęła iść w dziwne, zupełnie nie w moim typie OCTO z dodatkami, kremy etc.. Ciężko o czekoladowy biznes w Polsce. To smutne. 
Z dwóch ostatnich posiadanych 100% Czekolady cieszyłam się raz z tego względu, że były już ostatnimi, a dwa... że specjalnie tak zostawiłam akurat do porównania z tego samego regionu, a o innej zawartości.

100 % Czekolady Dominikana 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Republiki Dominikany, której producentem jest 100 Procent Czekolady Pawła Górnego.

Po otwarciu poczułam zapach mocno wypieczonej skórki chleba. Być może chleba pszennego, razowego, ale wciąż delikatnego, więc raczej pszennego... i zestawionego z orzechami? W tle zaplątała się przypalona nutka, od której rozchodziło się mnóstwo słodyczy melasy. Była intensywna, słodka i ciepło-korzenna. Za tym wszystkim nieśmiało pobrzmiewała cytrusowa nutka bardzo słodkich pomarańczy i... nie tylko. Do głowy przyszły mi jakieś ciastka ze zżelowano-przecierowymi cząstkami, skórką etc.

Marna, cienka tabliczka popisała się zaskakującą twardością, ale dość lichymi trzaskami już nie.
W ustach rozpływała się w średnim tempie, średnio chętnie. Była tłusta i chropowata, z wyczuwalnymi drobinkami i nie do końca rozpuszczonym cukrem, co jakby sztucznie powstrzymywało rozpływanie się. Ponadto wydawała się dość wodnista. Miękła, gibała się, a następnie zmieniała się na rzadką zawiesinę i znikała. 

W smaku od pierwszej sekundy czułam wysoką cukrowość, która prędko zaskoczyła na kandyzowaną, a więc również cukrową pomarańczę o bardzo nieznacznej soczystości.

Pojawiła się lekka gorzkość. Choć najpierw pomyślałam o skórce pomarańczy / innych cytrusów, zaczęła się nasilać jako przypalono-przypieczona. W wyobraźni zobaczyłam małą piętkę / skórkę chleba pszennego, z zagarniętą sporą ilością masła. Bazowo kompozycja za jego sprawą zaczęła łagodnieć.

Słodycz w tym czasie rosła bez skrupułów. Trochę trzymała się owoców w pomarańczowych kolorach, które teoretycznie powinny upuścić nieco kwasku, ale w tej strefie dominowała irytująca cukrowość. W tle przewinęły się nieśmiałe, raczej świeże morele i cytrusy... Chyba trochę pomarańczy i słodko-suche mandarynki... Coraz słodsze. Jakby w okropnie słodkiej zalewie? Owoce więc nie były takie całkiem suche, ale na pewno brak im soczystości. Znów pomyślałam o cukrowych, zżelowano-przecierowych dodatkach do jakiś słodkości.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa cukrowość pokusiła się o nieco lżejszą, wręcz zwiewną nutę. Pojawiły się kwiaty, a także wizja nalewki / syropu z kwiatów czarnego bzu. Było to bardzo, zalepiająco-drapiąco słodkie, ale i nieco rozgrzewające.

Nagle uderzyła melasa o ciepłym wydźwięku. Podkreśliła ją nuta przypieczonej skórki od chleba, a także drobna, ciepła korzenność. Goryczka z tła przywołała odrobinkę ziemi, acz wciąż to melasa dominowała. Otuliła poszczególne, lekko goryczkowate nuty, a pod koniec wydobyła z chlebowo-maślanej toni odrobinę pestek i orzechów.

Końcówka zrobiła się melasowo-orzechowa, wręcz niemożliwie cukrowa i... nawet nieco soczystsza? Tak cukrowo soczyście jednak, trochę pomarańczowo-mandarynkowo, ale jakby mówić o owocach w zalewie czy scukrzonych. Nie mogłam się opędzić wrażeniu, że w słodyczy tej było coś dusznego. Znów pomyślałam o morelach z odrobinką kwasku, ale i jakby aż pudrowych... jak jakieś liofilizowane? To samo było z echem nektarynek, których nie jestem w ogóle zbyt pewna. Albo wszystkie syropowe jak czarny bez. Przy jego nalewkowo-syropowej nucie raz i drugi mignęło mi grzańcowato-zacukrzone wino.

Posmak został właśnie takich zasłodzonych owoców (jakby skórka pomarańczy, która chciałaby być gorzkawa, ale uniemożliwiła jej to cukrowa otoczka? jakby coś koloru pomarańczowego, ale tak zacukrzonego, że aż nie do stwierdzenia, z jakich owoców?). Także czegoś ciepłego i słodko-goryczkowatej melasy. Czułam również lekko cierpkawą goryczkę kakao i po prostu czysty cukier, wsparty lekko paloną nutą. Był to jednak cukier, nie karmel. Do tego lekka suchość.

Całość mi nie pasowała. Smak zacukrzony, mało ambitny smak poprzypalany, a nie gorzki - raczej neutralny. Chleb, odrobinka orzechów i dużo, dużo melasy jakoś mnie nie chwyciły. Owoce nie usatysfakcjonowały, bo cytrusy też wpisały się w cukrowość. Ciekawa byłaby może nuta czegoś z kwiatów bzu, ale była tak drapiąco cukrowa, że zostawiła tylko niedosyt.
Konsystencja i forma okropna, charakterystyczna dla tej marki.
Tabliczka oczywiście jak najbardziej do zjedzenia, jak się już kupiło, ale jedna z takich, co to radzę się trzymać z daleka. Gdy chodzi o jej irytująco słodki smak - potem dojadałam sobie Grossem Ekwador 70 % i, choć on też jest bardzo słodki, tak w zestawieniu dzisiaj prezentowana tabliczka jawi się jako o wiele słodsza i tym samym męcząca. Piszę to tak, by Wam przybliżyć problem.


ocena: 5/10
cena: 14 zł (za 50 g)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy nierafinowany, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.