czwartek, 16 czerwca 2022

Benns Ethicoa Anaimalai Hills - India 72% ciemna z Indii

Indie niepodważalnie mają ciekawą kulturę. A właściwie... wiele kultur, biorąc pod uwagę obszar. Kakao indyjskie uważam za intrygujące i smaczne, więc i ono dokłada się do ogólnej sympatii do indyjskich klimatów. A jednak nie umiem idealizować Indii i pewnych spraw związanych z nimi, jak np. z wierzeniami (podpowiedź dla ciekawskich: myślę tu o kościach i Gangesie, biedzie oraz ze wszelkimi zanieczyszczeniami z tym związanymi - byłoby jednak nie na miejscu pisać o tym we wstępie do czekolady). Niestety jednak, coś tak czułam, że ta tabliczka wpisze się w "mroczną stronę Indii", bo marka Benns może robić za przykład, jak nie powinna wyglądać porządna czekolada. Cieszyłam się, że to już koniec mojej przygody z nią.
Podsumowaniem jej miała być tabliczka z kakao od pana Harisha Manoja Kumara z 13letnim doświadczeniem. U podnóży Gór Słoni hoduje on hybrydę amelando i criollo - te ziarna znalazły się w top 18 światowego rankingu ICA.

Benns Ethicoa Anaimalai Hills - India 72% Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao hybrydy amelando i criollo z Indii, z obszaru gór Anaimalai (Góry Słoni), ze stanu Tamil Nadu, okolicy miasta Pollachi.

Po otwarciu poczułam słodki zapach śmietanki i mleka z jasnym miodem (np. wielokwiatowym), który krył sporo słodkiej soczystości rodzynek i fig. Do głowy przyszły mi jasne, niemal "miodowe" bakalie. Zaplątało się tam trochę delikatnych orzechów. Drobna soczystość z mleczno-śmietankowym wątkiem przełożyła się na myśl o słodkim mleku smakowym np. wiśniowym. W trakcie degustacji doniuchałam się też różowych winogron czy może... słodko-różowego wina (ale jakby z wyciętą alkoholowością)?

Średnio ciemna tabliczka przy łamaniu trzaskała całkiem głośno. Okazała się twarda i bardzo krucha, łamliwa. Nie trzymała się linii podziału, a w paru miejscach dosłownie roztrzaskiwała się na drobne kawałki.
W ustach rozpływała się w średnim tempie i dość opornie. Choć trochę miękła, to do końca w pewien sposób, bazowo trwało poczucie twardości; zachowywała zwartość. Gięła się trochę ulepkowato roztaczając tłusto-rzadkie smugi. Wydała mi się lekko śmietankowo-tłustawa, śliskawa, może nawet wodnista. Znikała na nic.

W smaku pierwszy pojawił się miód. Taki najzwyklejszy, prosty wielokwiatowy. Roztoczył słodycz, która choć nie była bardzo wysoka, to wydała mi się odosobniona.

Po chwili podszył ją drobny kwasek, który... był w zasadzie słodko-kwaskiem, bo należał do bardzo słodkich suszonych owoców, które właśnie jedynie kryły trochę soczystej kwaśności. Pomyślałam o ciemnych, soczyście-jędrnych rodzynkach i złocistych figach. Takich, w których aż wydzielił się słodki, naturalnie owocowy cukier.

Po chwili mignęło pewne ciepło. Pomyślałam o przyprawach, w tym cynamonie cejlońskim o zerowej gorzkości. W zasadzie nawet o pikanterii nie można tu mówić. Było łagodnie, niemal neutralnie. A jednak... może to jakieś ciepełko, jakby wspomniane rodzynki były nasączone w rumie / winie, ale z których alkohol już wyparował? Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa już wydawało mi się, że chwytam jakąś gorzkawość. Nikła jednak w innych wątkach.

Napływały za to orzechowe, również słodkawe nuty. Wyszły tłusto, słodko-maślanie... Wyłoniły się pyszne, delikatne nerkowce, po czym osiadły w ogólnej orzechowości. Zalała je śmietanka. Delikatna i pełna, trochę słodkawa... Kumulowała się i z czasem zasugerowała jakiś delikatny, pełny jogurt z serkiem mascarpone. Wciąż bez kwasku.

A jednak soczystość czułam... od suszonych, miodowych rodzynek odłączyło się jej trochę i choć wciąż w słodkich klimatach, to jednak zrobiła się nieco konkretniejsza. Pomyślałam o mleku wiśniowym, słodkim nabiale w tym wariancie. Ten jednak szybko umknął na rzecz nabiałowego deseru zasłodzonego miodem z rodzynkami nasączonymi... może właśnie też miodem. Albo czymś mocniejszym... to jakby odległa kompozycja "rum&raisins" (rumowo-rodzynkowa), może odrobinka cynamonu, ale i z jasnym miodem na pewno...

Z czasem słodko-miodowa, minimalnie owocowa soczystość zmieszała się ze słodyczą miodu i cukru, scukrzonych owoców i scukrzonego miodu oraz śmietankowo-maślanymi nutami. Końcówka była niczym śmietankowy, aż mdławy (już prawie bez "ciepełka") deser z nutką owoców i orzechów.

W posmaku wyraźnie został splot śmietanki i masła, ale też odrobinka nerkowców w towarzystwie rodzynek. Zasłodzonych co niemiara miodem i... cukrem, ale takim ze scukrzenia. Może miodu. A do tego tanina oraz poczucie, jakby miało pojawić się ściągniecie (ale bez realnego).

Całość była przede wszystkim słodka, a więc po prostu słodko-nudna, nijaka. Nawet gorzkawości prawie w niej nie było, soczystość raczej jedynie sugerowała kwasek, niż jakikolwiek przytaczała. Odrobinka owoców wyszła na słodko (mleko wiśniowe, suszone "miodowe"), a do tego wpisała się w ogrom miodu, scukrzenia i cukru. Z kolei śmietankowo-maślana reszta była aż neutralna. Słodycz więc szalała w najlepsze (doskwierał brak przełamania albo wyważenia). Motyw ciepła i nerkowców był niemal nieuchwytny, a że był i rozczochrał, w zasadzie tylko irytował, że zamknięto go w takim nudnym otoczeniu i beznadziejnej formie / strukturze. Myślę, że nerkowce mogłyby wybłagać u mnie 6, gdyby właśnie nie ta forma i struktura. A może wtedy i inne nuty inaczej by pracowały?

Soklet 57%, choć o znacznie niższej zawartości, także bardzo słodka, a prawie bez gorzkości, miała na ten przykład głębię i bogactwo smaku: przyprawy od wanilii po charakterne korzenne, owoce oprócz "miodowo"-suszonych też inne, soczystsze, a i ogrom wytrawniejszych (marchew, orzechy, kasza) nut. W ciemno upierałabym się, że zawartości się producentom pomyliły.


ocena: 5/10
cena: 25 zł (za 50 g; cena półkowa)
kaloryczność: 562 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, nierafinowany cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.