czwartek, 9 czerwca 2022

Moser Roth 70 % Cacao Dominican Republic ciemna z Republiki Dominikany

Gdy mój wzrok padł na tę czekoladę i pomyślałam, że na dzień, na który czegoś szukałam się nada, błysnęła mi pewna zabawna myśl. Otóż byłam po dwóch rozczarowujących czekoladach z tego regionu od 100 Procent Czekolady (70% i 90%) i... dominikańskie rozczarowania pewnie miały trwać dalej. Jakoś nie sądziłam, by MS się wybroniło. O ile dawno, dawno temu trafiałam na ich smaczne czekolady... jak to się mówi: dawno i nieprawda.

Moser Roth Privat Chocolatiers 70 % Cacao Dominican Republic Czekolada Gorzka to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Republiki Dominikany.

Po otwarciu poczułam ogrom orzechów na mocno palonym tle. Laskowe mieszały się z włoskimi, bo jedne i drugie przejawiały skórkowatą goryczkę. Podkreślała ją palona nuta, w specyficzny sposób nadająca wysokiej słodyczy likierowo-syropowego charakteru. Do głowy przyszedł mi likier orzechowy i czekoladki "deserowe" (nienawidzę tego określenia czekolad, ale co poradzę, że to miało taki wydźwięk?) z alkoholowo-orzechowym, śmietankowym nadzieniem. Może wysoka mleczna kawa ze śmietanką i likierem? Podana rześkiego, ciepłego jesiennego dnia... Czułam i ciepło, i rześkość, a w wyobraźni widziałam drzewa ogrzewane nieśmiałymi promieniami słońca. Była w nich lekka soczystość... Moreli? Świeżych surowych, ostatnich już, bo z końca sierpnia. W trakcie jedzenia chyba wyłapałam też namiastkę wiśni...owych nadzień?

W dotyku czekolada wydawała się suchawa, ale jednocześnie sugerująca kremowość i tłustość. Przy łamaniu okazała się bardzo twarda. Czynność tę uhonorowały dźwięki przypominające wystrzał z shotguna (nauszniki poproszę).
W ustach rozpływała się powoli i bardzo kremowo. Bazowo była gładka i dość twardawa. Pokrywała podniebienie tłusto-śmietankową warstwą. Z czasem trochę miękła, jednak zachowywała zwartość. Było w niej coś z ulepka "czekoladkowego" - myślę o słodyczach w twardej skorupko-polewie i ukrytym miękkim nadzieniem. Właśnie jakby... wstydziła się potencjalnej miękkości. Doszukałam się też rzadszego efektu cukru / cukrowej warstewki. Na końcówce lekko ściągała.

W smaku pierwszy zalśnił biały cukier, nic sobie nie robiąc ze swojej ordynarności. Szybko dogonił go cukrowy orzech. Pomyślałam o orzechach laskowych w cukrze - może siekanych, w dziwnej warstewce (co kiepscy producenci nazywają "karmelizowaniem", a do prawdziwego skarmelizowania temu daleko). Zdecydowanie były to orzechy w formie słodkości. Łatwo o myśl o tandetnych czekoladkach "deserowych".

Do tego doszła wanilia... niosąc z kolei skojarzenie z papierem, jak... wanilia / cukier waniliowy z torebki właśnie - wrażenie wsadzenia nosa do takiej.

Orzechy laskowe rozeszły się wyraźniej, ale i one początkowo kurczowo trzymały się słodyczy, jakby to był jakiś orzechowy lukier. A przynajmniej orzechowe desery, budynie, kremy z ciast / tortów. 
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa przełamała to gorzkość. Także częściowo należała do orzechów, ale raczej do włoskich. Podkreśliło je mocne palenie, chwilami nawet błyskające lekką cierpkością.

Od tego ruszyła kawa... czarna, palona... choć w zasadzie delikatna. Dodano do niej syrop (aż likierowo-słodki?) orzechowy, trochę spienionej śmietanki. Wysoki, słodki twór dbał o lekkie ciepło. Pomyślałam właśnie o takiej zasładzającej usta i gardło kawie, pitej jesienią.

Waniliowa czy raczej "waniliowata" słodycz też do tego ciepełka się dołożyła. Irytowała, mieszając się z cukrem. Znów myślałam raczej o cukrze wanilinowym z torebek. Słodycz o alkoholowym (alkoholowo-słodkościowym) wydźwięku rozgrzewała język. Było to ciężkie i przeszkadzające, mimo że w tle odnotowałam też lekką soczystość.

Soczystość była nieśmiała, słodka, a chwilami bardziej słodko-kwaśna jak świeże morele. Dojrzałe i te mniej, różne. Z czasem przewinęła się wśród nich lekko cytrusowa nutka (mowa o jakiś łagodnych... np. wplecionej cytryną mało wyrazistej pomarańczy?), by też osiąść w rześkości.

Ta przypomniała o wizji rześkiego, ale ciepłego jesiennego dnia. Oczami wyobraźni patrzyłam na drzewa lekko już ozłacające się. Ich liście mieszały się z papierową nutą... miałam wrażenie, jakby zakradło się tu przepalenie kakao i cukier, odbierając "papierem" właśnie wyrazistość tych nut. Przy czym wciąż myślę też o torebce cukru. A z racji soczystości... może również jakimś nadzienio-wsadzie cukrowo-wiśniowym? Syropie owocowym? Wiśniowym i cytrusowym...? Niby z kwaskiem, ale tak słodkim, że w sumie czysto słodkim?

Pod koniec zrobiło się bardziej cierpko kawowo-drzewnie, myślałam o leszczynie i drzewach orzechów włoskich, ale też... o gorzkich orzechach... o nich i kawie za mocno palonych, przez co właśnie gorzkich, a raczej jedynie gorzkawych, bez głębi. Dzięki temu, choć smak nieco się na koniec zreflektował, poczucie silnej słodyczy w gardle nie ustąpiło.

W posmaku została cierpkość kakao i... zmieszana z przesadnią słodyczą cukru i aromatu waniliowego, wanilii podkręconej. Wróciła myśl o jakimś lukrze, np. z pyłkiem kakao czy... czekoladkach "deserowych" z nadzieniami, czymś syropowo-likierowo orzechowym.

Całość wyszła kiepsko. Za słodka zdecydowanie i od cukru, i od karykaturalnej wanilii. Mało w niej gorzkości, jednak na szczęście palona nuta nie zawaliła sprawy kompletnie. Wyszła całkiem w porządku, jak i lekka soczystość (bez kwaśności). Orzechy laskowe i włoskie, morele, dużo drzew, kawa i śmietankowo-syropowe dosładzacze, orzechowe słodkości, jesienny dzień to nuty o ogromnym potencjale; szkoda, że zawalona jakość, proporcje. Konsystencja natomiast to synonim bezpiecznej, ciemnoczekoladowej przeciętności.
A jednak oszukaństwo w sprawie zawartości kakao boli. Dotychczas z tej serii to było tylko jakieś 10% różnicy (z Ekwadoru niby 74%, ale miazgi kakaowej jedynie 60%; reszta to tłuszcz), jednak już 20% to gruba przesada. To mi też uzmysłowiło, że przy proporcjach, gdzie miazgi jest mało, dużo tłuszczu kakaowego, cukier biały (a do tego jeszcze aromat waniliowy) - ja obecnie odpadam. Oczywiście czekoladę zjadłam, ale takie cieszą już zdecydowanie mniej niż dawniej. Przy trzeciej kostce słodycz męczy i irytuje porządnie; po 4 już po prostu nie mogłam; musiałam ją podzielić na dni.
Ona wśród czekolad 70% z jej półki jawi się jako jeszcze słodszy Lindt Excellence 70 % Mild do zwykłego. Taka... udeserówkowiona 70tka.

Drzewa, kawa z syropem i skąpa soczystość to też Bonvita Premium 71 %. Wszelkie budyniowato-waniliowe nuty czy te oddające orzechy laskowe w jakimś wydaniu lub słodkości ze śmietanką, też można by powiązać, ale jednak dzisiaj prezentowana była w swojej słodyczy ordynarna.
Morele i syropowość pewnych nut MS skojarzyły mi się odlegle z syropową i z mandarynkowo-pomarańczowym echem 100% Czekolady Dominikana 70 %.


ocena: 6/10
kupiłam: Aldi
cena: 5,99 zł
kaloryczność: 578 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa 51%, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, naturalny ekstrakt waniliowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.