wtorek, 7 czerwca 2022

100% Czekolady Dominikana 90 % ciemna z Dominikany

Niedługo po 100% Czekolady Dominikana 70 % sięgnęłam po już zupełnie ostatnią posiadaną tabliczkę tej marki. Choć podlinkowana nie wyszła najlepiej, cieszyłam się na to porównanie.

100 % Czekolady Dominikana 90 % to ciemna czekolada o zawartości 90 % kakao z Republiki Dominikany, której producentem jest 100 Procent Czekolady Pawła Górnego.

Po otwarciu poczułam mocno prażony zapach, którego istotnym elementem było wędzenie. Szary dym kłębił się i otaczał wokół orzechów, słodu i nibsów z paloną goryczką. Z czasem bardziej wyklarowały się prażone migdały. Zupełnie jakby rozsypały się przy cytrusach pod przewodnictwem cytryn. Dosłownie widziałam owoce o grubych skórach, ponakrajane i z jedynie wyciskającym się sokiem. Zapach mimo tej mocy, niemal wytrawności i cierpkości, był jednak też aż nieco cukrowo słodki jak bardzo słodka nalewka śliwkowa... A jednak z kwaskiem śliwek węgierek, który podsyciło jakieś czerwono-jeżynowe wino. Dość owocowe, choć wytrawne... tylko że o nutach nieokreślonych. Do tego pojawił się soczyście-kwaśny ananas, a zwłaszcza w trakcie jedzenia też jakby słodko-drapiące, pikantniejsze kwiaty (polne?).

Absurdalnie cienka tabliczka (z jednej strony w połowie chyba w ogóle najcieńsza ze wszystkich, jakie miałam tej marki) była dość twarda i trzaskała w miarę głośno, łamiąc się trochę w porcelanowo-kamienny sposób. Niekoniecznie trzymała się linii podziału. Wydała mi się dziwnie twardo-krucha przy tym.
W ustach jakiś czas podtrzymała twardość, rozpływając się średnio chętnie, w umiarkowanym tempie. Choć tłustawa, brakowało jej gęstości. Kształtu nie zmieniała, acz w końcu miękła i gięła się. Rozpływała się szorstkawo, czuć niedomielone kakao i drobinki cukru, spomiędzy których płynęła jakby tłusta woda. To było jak pylista zawiesina, znikająca bez echa.

W chwili, gdy kawałek lądował na języku, błyskał motyw mleka, na który naskakiwała cukrowo-karmelowa słodycz. Nie zdążyłam się nawet zdziwić, a już mleko zaczęło przejawiać kwasek, stając się jogurtem. Ten, delikatny, cały czas pobrzmiewał w tle jako coś nieuchwytnego. Wydaje mi się, że kręcił się tam z cytrusami, także trudnymi do połapania.

W ciągu kolejnych sekund uderzał mocno prażony motyw całej zbieraniny nibsów, orzechów, migdałów, słodu. Wyszły goryczkowato, a jednak mięsiście-tłusto (?), nieco oleiście. Pojawiła się przy nich gorycz, która przywołała dym. Także wśród nich zaplątała się słodycz. Tu okazała się jednak dość niska i ciepła - melasowa.

Gęsty, szary i cierpki dym zakłębił się. Chwilami odsłaniał suchy popiół, który zahaczał o pyliste kakao i jeszcze więcej sucho-palonych nibsów. Mimo tego całego mocnego palenia i aż podwędzonych tonów, gorzkość nie była mocna. Wydała mi się jednak dziwnie "nasączona kwaskiem". Nuta nibsów raz po raz wzmacniała kwaśność kakao. A ono puszczało oczko do cytryny w tle.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa spod migdałów i słodu, wylała się odrobina nalewki czy wina... Obstawiałabym raczej nalewkę i to taką z cukrowym echem. Nalewka śliwkowa pozwoliła z czasem śliwkom na więcej kwasku i soczystości. Zdecydowanie i wyraźnie czułam drobne węgierki. Ich kwaśność wsparł, podsycił ananas i cytryna. Ta jednak wydała mi się dziwnie... suchawa? Jak suchy owoc z grubą skórą, a małą ilością soku. A jednak na pewno kwaśna. Ananas z kolei do kwaśności dodał sporo słodyczy. Wciąż pobrzmiewała też po prostu cukrem. W pewnym momencie pomyślałam aż o kandyzowanych czy liofilizowano-pudrowym owocu... Albo nasączonym alkoholem?

Kwasek owoców mieszał się z cierpkością dymu. Bliżej końca dym i wędzenie pilnowały wytrawności, a jednak... i ta zaczęła trochę słabnąć. Jogurt na moment przybrał na pewności siebie. Mignął mi wędzony, lekko kwaskawo-soczysty, ale dość "mleczny" ser, potem znów zrobiło się bardziej śmietankowo-mlecznie. Zdążyłam jeszcze pomyśleć o jakiś alkoholowych czekoladkach w wariantach może właśnie ananasowym, winnym... Owoce odpuszczały, a słodycz nasiliła się. Choć przejęła palony aspekt i wyszła trochę karmelowo, wydawała się irytująco wysoka i odstająca.

Kumulacja nalewek i wędzenia pokusiła się o cierpkawą ostrość polnych, może chwastowatych kwiatów. Chyba wyłapałam specyficznie słodkawo-goryczkowaty motyw leków. Zrobiło się cieplej także w gardle, znów pomyślałam o wytrawnym, ale o dziwnie słodkich nutach, winie. Jakimś duecie ser&wino? Słodycz zrobiła się z kolei czysto melasowa.

Po zjedzeniu został kwasek cytryny (może też lekka goryczka jej skórki?) i cukrowo-nalewkowa słodycz, jak również lekkie ciepło. Owoce inne wyszły jako ciepło-alkoholowy motyw oraz kwaskawo-soczysty splot, mieszający się z dymem / wędzeniem. Ostatnie wydobyły z kompozycji też pewną oleistość oraz jej goryczkę, mieszającą się z tą cytrynową.

Całość uważam za przeciętną w smaku, bo miała przyjemne nuty dymu, słodu, orzechów i niezłe owoce (cytryna, śliwki, owocowe wino i ananas); alkoholowy motyw byłby miły, gdyby nie ta cukrowa słodycz. Właśnie ogólnie ta mi się nie podobała; nie wpasowała się w ogóle. Konsystencja kiepska, a cienizna zasługuje na naganę. Choć ogół jak najbardziej zjadliwy, to jednak nudny i niesatysfakcjonujący. Kwaśno-palony, gorzki delikatnie i topornie słodki. Smakowo mogłaby mieć nawet 7 z aspiracją do 8 (zależy, jak przy innej konsystencji nuty by się rozłożyły).

Suche cytrusy czułam również w 70 % (w 70% mandarynki, w dzisiejszej cytryna), podobnie z "nalewką z kwiatów" - ta nuta z 70% znalazła odzwierciedlenie w nalewkowato-kwiatowych nutach dzisiejszej. Obie cukrowo-melasowe, dzisiejsza jednak oczywiście mniej słodka, a bardziej palono-gorzka, choć mam wrażenie, że wcale nie za sprawą nut kakao, a właśnie prażenia i ilości tłuszczu kakaowego.


ocena: 6/10
cena: 14 zł (za 50 g)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy nierafinowany, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.