wtorek, 14 czerwca 2022

Amano Guayas River Basin Ecuador 70 % Dark Chocolate ciemna z Ekwadoru

Nawet się nie zorientowałam, gdy została mi już ostatnia tabliczka Amano. Po pierwszej (Madagascar Sambirano Valley 70 %) zupełnie bym nie pomyślała, że zakocham się w marce. A jednak! I... gdy miałam zjeść ostatnią, poczułam ukłucie w sercu. W opisie tej przeczytałam, że wyszła smakowo tak, że zawsze wszyscy proszą o "więcej". Hm, jeszcze nie wiedziałam, jak będzie w przypadku tej konkretnej, ale i moje serce, i umysł krzyczały: "więcej Amano!".

Amano Guayas River Basin Ecuador 70 % Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Ekwadoru, z basenu rzeki Guayas, z okolic miasta Guayaquil (prowincji Guayas).

Po otwarciu poczułam ziemię i drzewa z ciasnym splotem soczyście kwaśnych jeżyn i cytryn. Jeżyny zdawały się nasączać ziemię, co przypieczętowały akcenty kakaowe. Przewinęła się myśl o mocno kakaowym cieście. Z cytrusami zaś mieszały się poprzez lekką cierpkość. W tych był i wątek skórki cytrynowej, co próbowała wygładzić nuta ciemnego agrestu. Wprowadziła rześkość, za sprawą której pojawiły się kwiaty. Ich oraz waniliowa słodycz, choć wysoka, miała lekki wydźwięk. Wyszła kontrastowo do mocniejszych, poważniejszych nut, kumulujących się przy drzewach jako dym. Skierował on myśli na palone drewno. Może z kominka? Przy którym pito czarną kawę?

Tabliczka była bardzo twarda i masywna. Trzaskała głośno, przy łamaniu okazując się skaliście kruchą. Trochę jak porcelanowa skała. Wyglądało na to, że będzie suchawa, może ziarnista.
W ustach nieco miękła. Gdy tak rozpływała się bardzo powoli, aż leniwie, dała się poznać jako kremowo-ziarnista (jak zwarty ziarnisty krem) i średnio tłusta, a jednak z maślanym motywem. Rzeczywiście była masywna i pełna, trochę soczysta. Miałam wrażenie, że z rozchodzącego się na gęsty budyń kawałka wyciska się trochę soku jak z wyjątkowo pełnego, sytego owocu. Zdarzyło mi się raz po raz przypomnieć o porcelanowości. Chwilami pod koniec nasilał się pylisty efekt, ściągający na koniec.

Od pierwszej sekundy w ustach popłynęła soczystość cytryn i kwaśnych jeżyn. Znalazły się pod bardzo istotnym parasolem słodyczy wanilii. Wyłapałam agrest... dojrzały, słodki, raczej ciemny. Jeżyny jakby nieco dojrzały w przyspieszonym tempie. Pojawiła się w nich lekka cierpkość, uwypuklając słodko-rześki, delikatniejszy motyw rdzenia owocu. Ten i "kuleczki" jakby się rozdzieliły.

Wanilia i rześka, lżejsza słodycz szybko zaznaczyły swój rewir. Początkowo zadbały o lekkość. Pomyślałam o echu agrestu (jasnego?), czymś melonowatym...

Jeżynowe kulki, z których płynął kwaśny sok, rozpłynęły się po ziemi, trochę dając o sobie zapomnieć. Ziemia rozchodziła się powoli i konsekwentnie. Nasilała się epizodycznie, będąc jedną z przewodnich nut. Pomogła sobie lekką ostrością. Wykorzystały to przyprawy korzenne, częściowo też słodkie.

Słodycz pobrzmiewała od początku, jednak po paru chwilach bardzo się umocniła. Wanilia podprowadziła delikatny karmel aka wyraźnie (ale nie za mocno) palony cukier. Ta, wciąż trzymała z rześkim, owocowym wydźwiękiem, że sama wyszła jakoś tak... subtelnie-zwiewnie. A może to kontrast do karmelu, który nagle podskoczył, decydując się na mocniej paloną nutę? Do głowy przyszły mi też białe kwiaty o miękkich, wielkich płatkach. Te dodały rześkości odrobinę ciężkości, starając się wygładzić kontrast.

Przyprawy korzenne mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa też zagrały na paloność, ale raczej... pieczoność. Pomyślałam o kominku z płonącym drewnem w domu, wypełnionym przyprawami korzennymi. Zupełnie, jakby tak przy kominku jeść ciastka i czuć, że w kuchni dzień pieczenia słodkości trwa w najlepsze. Palone drewno z echem gorzkiego dymu mieszało się z delikatnym akcentem orzechów (ziemnych?). Te skierowały myśli na tylko-co wyciągnięte z piekarnika ciasto czekoladowe z polewą czekoladową. Mocno przypieczone, trochę cierpkie od kakao, ukryło w sobie nutkę wilgotnej ziemi. A może ktoś po prostu przepijał je czarną kawą? I choć czułam intensywną gorzkość, w tym wszystkim było też coś łagodniejszego, maślanego. Stało to na drodze do siekierowości. Ziemia wydała mi się trochę poskromiona.

Przyszła pora na kolejne wypieki (prawdopodobnie szykowano wielką ucztę), a mianowicie mocno wypieczone ciastka melasowe, melasowo-korzenne o mocno pieczonym charakterze. Z wyczuwalną, twardo-ciastkową pylistością / suchością?

A w wypiekach oczywiście znalazła się także słodycz. Karmel i wanilia trzymały się razem, ale z czasem znów odnotowałam więcej kwiatów. Wpisały się w cierpkość, przypomniały o soczystości. To już jednak nie tyle jeżyny, co słodko-kwaśny ciemny agrest i... agrest jasny i... coś jaśniejszego jak cierpki banan? Owoce niejednoznaczne, niespecjalne dojrzałe...? Lekko wodniste? Kryły się w wysokiej waniliowo-kwiatowej słodyczy. Nie zupełnie, bo wciąż je czuć, ale trudno połapać. W końcu jednak uległy, bo...

Dosłownie na sam koniec z ziemi, a także palonego drewna, ciastek wyrwały i wyklarowały się orzechy. Fistaszki uderzyły niczym grzmot, błyskawica podczas burzy. Świeże, surowe i specyficzne. Wyraziste, lekko duszne. Mieszały się z cierpkawą, kakawo-ziemistą nutką, ale to one dominowały, zagłuszając niemal zupełnie wszystko inne.

W posmaku zostały głównie fistaszki, ale też korzenne wypieki, słodycz kwiatowo-karmelowo-melasowa. Wyłamała się przy tym pewna maślaność. Czułam lekką cierpkość ziemi i owoców ogrodowych ciemnych, już niejednoznacznych, a podsyconych kwaskiem cytryny. Wszystko to splótł dym. 

Całość była pyszna, choć czasami cierpkość owoców (jeżyn, agrestu) trochę gryzła się ze słodyczą wanilii, karmelu i kwiatów. Do tego rześkość / zwiewność, która cały czas była, ale jakby z przypadku. A jednak... pozytywnego przypadku. Mocno palone, melasowo-drewniane nuty nie wydawały się pochodzić z mocnego palenia kakao, co było interesujące. Sporo ziemi, kominek i korzenność, a na koniec uderzenie fistaszków kupiło mnie. Czekolada miała wydźwięk zimowych, przedświątecznych dni, rodem z filmów familijnych. Wyrazista, ale nie siekierowa. Była przystępnie gorzka, chwilami kwaśna od owoców, ogólnie natomiast bardzo słodka. W sposób złożony, ambitny, ale jednak - wolałabym, by skupiło się to na poważniejszych nutach.
Mam też drobne zastrzeżenia co do zbyt twardo-porcelanowej, trochę leniwej struktury, ale to szczegół. 


ocena: 9/10
cena: 49 zł (za 85g; cena półkowa)
kaloryczność: 505 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, czysty cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne ziarna wanilii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.