piątek, 3 czerwca 2022

Dick Taylor Mexico Soconusco 72 % ciemna z Meksyku

Śmiesznie się złożyło, bo ta tabliczka trafiła do mnie dosłownie dzień przed tym, jak zamierzałam otworzyć inną z Meksyku. Acz wymyślniejszą, więc o jakimś dokładniejszym porównaniu nie ma mowy i tak - to mnie urządziło! Miałam bowiem zamiar i dzisiaj przedstawianą zjeść na dniach. Nie, żebym jakoś się specjalnie nastawiła na pierwszą (i limitowaną) propozycję marki z Meksyku, ale... no, trochę ciekawiła. Wybrali region przygraniczny z Gwatemalą, Soconusco.
Po prostu pomyślałam, że wypada, bym trochę przemodelowała kilkumiesięczną kolejkę wpisów i tę recenzję puściła znacznie wcześniej. Dostałam ją bowiem w prezencie (a właściwie prezentem była możliwość wyboru dowolnych słodyczy) od strony Białaczekolada.pl, traktującej o różnych słodyczach. Jestem jej właścicielom bardzo wdzięczna, bo Dick Taylor według mnie ceni się za wysoko. Gdybym miała za nią zapłacić sama, chyba biłabym się z myślami, czy to zrobić. Nie rozumiem w dodatku, dlaczego producent w przypadku tej poskąpił trochę kakao (obie jedzone przeze mnie miały 75%).

Dick Taylor Mexico Soconusco 72 % Dark Chocolate Limited Release to ciemna czekolada o zawartości 72% kakao z Meksyku, z regionu Soconusco.

Po otwarciu uderzył zapach drzew, z których ściekał karmel, kajmak... Oczami wyobraźni widziałam gęste, napływające fale kajmaku, mieszającego się z krówkami. Drzewa jednak mocno trzymały się ziemi, która trochę tę abstrakcyjną wizję rozproszyła. Pomyślałam o czarnej i suchej, rozgrzanej. Wszystko to przełożyło się na duszny, trochę ciężkawy efekt. Odlegle może kojarzyć się z fistaszkami, ale to nie one... Mimo wysokiej słodyczy, nie brakowało wytrawności, podobnie zresztą jak mimo ciepła... czułam też jakby roślinną wilgoć, świeżość - do soczystości temu daleko, ale i owoce się tu znalazły. Przede wszystkim kaki (sharon), ale też jakby... wytrawniejszy, jakiś egzotyczny "pomidorowaty" (nie na tyle mocno pomidorowy, bym właśnie tego określenia użyła) owoc typu tamarillo, miechunka - z tym, że bez kwasku.

Już w dotyku tłustawa i kremowa tabliczka przy łamaniu trzaskała porządnie i głośno, zdradzając swoją gęstość i masywność. Jej przekrój wydał mi się bardzo zwarty.
W ustach rozpływała się, mięknąc w umiarkowanym tempie. Oblepiała usta jak tłuste i kremowo-aksamitne ciasto (brownie?), serwowane z tłustą śmietanką. Minimalna soczystość przewijała się raz po raz. Z czasem rzedła też właśnie trochę śmietankowo. 

W smaku pierwsza przywitała się lekka soczystość jako słodka, ciemna wiśnia. Mignęła leciusieńkim kwaskiem. Przez moment pomyślałam o słodkim syropie wiśniowym (jakby ciężko-dusznym?), od którego potem słodycz zaczęła zmieniać się w bardziej karmelową.

Niemal natychmiast naskoczyły na nią drzewa. Zajęły miejsce na pierwszym planie, roztaczając wytrawność. Ogrzewało je słońce, a moje myśli skierowały się na ich grube, masywne gałęzie, korę i wreszcie korzenie. Porastały czarną, rozgrzaną ziemię. Ziemia właśnie przejęła od wiśni drobną cierpkość i konsekwentnie ją podtrzymywała.

Pod wpływem tego wszystkiego wiśnia... zrobiła się jakaś wytrawniejsza, mniej owocowa, a bardziej jak słodko-kwaskawy, "marakujowy" pomidor, acz właśnie wciąż z jej nutą. Czyżbym czuła owoc tamarillo? 

Kwasek zaczął narastać, ale ogólnie nie był silny. Pomykał wśród drzew, czasem dodał trochę soczystości... I schował się. To już nie soczystość, a bardziej... świeżość? Roślinność?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa słodycz znacząco wzrosła. Drzewa oblepił kajmak. Kajmak i krówki nagle znalazły się wszędzie, otuliły każdą z nut. Myślę tu o krówkach bardzo cukrowych, mlecznych, które aż zadrapały w gardle. Drzewa niczym Bijąca Wierzba z Pottera otrząsnęły się zaraz i przemieniły te mleczne słodkości na karmel bardziej palony i charakterny.

Rozgrzane drzewa i gorąca ziemia przełożyły się na myśl o korze cynamonu i drewnie sandałowym. Karmel splótł się z drzewami, a że i owoce, rześkość w tle cały czas trwały, pomyślałam o słodkich, niemal scukrzonych i kadzidlanych rodzynkach. Wyszły duszno, trochę ciężko.

Te podkreśliły owoce, które na pewien czas trochę się zagubiły. Do roślinnej świeżości doszła bardzo wysoka słodycz jako... miękkie kaki (sharon / persymona), z którego cieknie sok, ale które nie należy z zasady do owoców nadto soczystych. Soczystość jednak pobrzmiewała, tylko że jakby coś innego - egzotyczny cytrus i tamarillo, coś... trudnego do uchwycenia (coś trochę podobnego do jabłka?). "Pomidorowata" nuta pod wpływem ciepła zmieniła się w szczyptę chili... która podkręciła echo cukrowo-wiśniowego syropu o dusznym charakterze?

Drzewa i pewna korzenność wraz z innymi akcentami bliżej końca wydały mi się aż palone - duszność właśnie tu znalazła ujście. Nagle wyobraziłam sobie cynamonową bułkę z zawijasem, jakby cinnamon roll, ale... bardziej niż z masą cynamonową, to melasą. Karmel w ogóle jakby się już nieźle przypalił i właśnie aż w ciężko-duszną, korzennawą melasę się przeistoczył. I tak jednak zasładzał i drapał w gardle.

Po zjedzeniu został posmak drzew i ziemi, rozgrzanych słońcem i sowicie dosłodzonych dusznymi kajmako-melasami. Czułam je wraz z pieczeniem w gardle. Do tego ciepło, ale też... odrobinę wilgoci, owoce. Niezbyt soczyste, ale w posmaku już bardziej kwaskawe. Kaki, rodzynki i egzotyczne nieokreślone mimo ogólnie mocarnej słodyczy, miały jakieś wytrawniejsze, roślinne tło i cierpkość. Drzewa dodatkowo to podkreślały. 

Całość smakowała mi, jednak wielkiego wrażenia nie zrobiła. Kajmak, taka słodycz jakoś nie pasowały mi do egzotyczniejszych owoców. Niektóre, np. kaki czy tamarillo-nie-tamarillo intrygowały, ale były tak lekkie, że niemal nieobecne. Zachwycił mnie jednak ogrom drzew, rozgrzana ziemia. Żałuję tylko, że spowiła je ta słodycz, kończąca na melasie. Roślinna wilgotność zamiast soczystości - też ciekawa sprawa, a ogólna duszność czy ciężkość wyszły raczej pozytywnie. Pewnie gdyby nie one, kwaśność owoców bardziej by się rozwinęła, lecz to już w ogóle by nie pasowało do reszty. Miała bowiem ciepło-słodki charakter i gdyby była mniej słodka, byłaby już zupełnie inną czekoladą, a jednak... jej słodycz męczyła, po prostu.

Drzewa (acz raczej drewno), czerwone owoce i pudrowość, papryczkę chili, wytrawność i ciężkość kwiatów czułam w Georgia Ramon Mexico 76% Soconusco Criollo. Miały trochę podobny klimat, jednak Taylor to o wiele, wiele więcej słodyczy różnorakiej. Wolę jego drzewa i ziemię, niż drewno GR.


ocena: 8/10
cena: 95 zł (za 57 g; cena półkowa)
kaloryczność: 429 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.