Czyż nie jest tak, że każda kobieta lubi czasem sięgnąć po coś ekstrawaganckiego? Większość wybrała by pewnie jakąś kreację, czy coś. Jednak nie ja. Szczególnie, że ostatnio popróbowałam sobie kilka czekolad tak słodkich, że czuję zasłodzenie nawet na samą myśl o nich (recenzje za jakiś czas).
Jak na poszukiwaczkę nowych smaków przystało, ja sięgam po kolejną niecodzienną tabliczkę i robię to bez strachu, gdyż wiem, że Zotter po prostu nie może mnie zawieźć. Tym bardziej, jeśli chodzi o czystą, 100%-ową gorzką czekoladę z ziaren kakao Naranjillo z Peru.
Na pewno nie jest to czekolada dla wszystkich. Ten typ trzeba po prostu lubić. Ja, jako małe dziecko, nie dostawałam słodyczy zbyt często (moi rodzice odżywiali się raczej zdrowo, a na pewno racjonalnie) i pamiętam, że zawsze, gdy szłam do babci, miała ona w swojej szafce jakąś gorzką czekoladę, którą to podkradałam jej i kosztowałam kosteczka po kosteczce z wypiekami na twarzy. Później nastały czasy Milki i innych słodkich tabliczek, jednak tradycyjna, gorzka czekolada gości w moim życiu praktycznie od zawsze.
Po całym ciężkim dniu, znalazłam wreszcie chwilę dla siebie, by móc usiąść i w spokoju zająć się tą jakże zagadkową tabliczką. Kiedy rozrywałam opakowanie (starając się jednak nie naruszyć papierka, gdyż rysunki te uważam za malutkie dzieła sztuki), poczułam ciężki zapach kakao, przywodzący na myśl ciemny, tajemniczy las, pełen niebezpieczeństw, do którego jednak przyciąga nas dziwna siła.
Czekolada okazała się twarda i z początku wydawała się dość sucha, to jednak szybko przeszło w lekko mulistą wilgoć.
Pierwszy kęs przywołał myśl "zaraz się zacznie!", gdyż w ułamku sekundy nie poczułam dosłownie nic, serce przyspieszyło, dosłownie za moment jednak spłynęła na mnie namacalna ciężkość i gorzkość, kojarząca się z lekkim pyłem i ciepłym powietrzem nad nierównym terenem Peru. Każdy kawałek, rozpuszczający się, ma takie swoje ostre wzniesienia, kiedy to gorycz sięga najwyższego możliwego stopnia i powoli opada.
Wraz z tym, jak brutalna gorycz słabnie, czekolada ogólnie łagodnieje. Staje się lekko słodka, delikatna i jakby bardziej kremowa. Gdy już naszła mnie myśl, że to koniec palety doznań, w gardle poczułam delikatną kwasowatość, przypominającą skórkę cytryny. Ten kwaśny smak zaczął nabierać prędkości, niczym szalona karuzela w parku rozrywki. Nie był to ten znajomy kwasek, jaki można spotkać w cytrusach, wbrew pozorom słodkich. To był raczej taki czysty, zadymiony kwas, nawet nie umiem tego nazwać.
Kiedy kawałek kończy się, pozostawia w ustach suchość, mówiącą, że skończyło się właśnie coś niepowtarzalnego i na pewno niezwykłego, wiadomą gorycz i zagadkową kwaskowatość.
Jedzenie tej tabliczki sprawiło mi dziwną przyjemność. Była to przyjemność, mieszana z delikatnym lękiem, jako, że jadłam ją po raz pierwszy i nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać po kolejnych fazach.
ocena: 9/10
kupiłam: LeChocolat
cena: 18 zł
kaloryczność: 636 kcal / 100 g
czy znów kupię: zobaczymy, co życie przyniesie ;)
Skład: masa kakaowa
Aktualizacja: 19.03.2017
To mój trzeci powrót do tej czekolady, dzięki zdobyciu setek Zottera w wersji Contest - razem z Labooko Ecuador 100 %.
Czas konszowania tej Peru 100 % to 34 godziny.
Po rozchyleniu papierka poczułam gorzki, nieco dymny aromat. Był bardzo silny, opalany i z nutą... gorzkawej śmietanki? Tego się tu nie spodziewałam. Oprócz tego ogólna zapowiedź kwasku, ale niezbyt mocnego.
Po spróbowaniu znów się zdziwiłam, bo w pierwszej sekundzie poczułam mocną gorzkość kakao i akcent słodyczy. Poczułam smaczek dymu, zrobiło się jakoś tak sucho, a spod dymu wystrzelił kwasek.
Początkowo był to tylko kwasek, dość cytrusowy, ale bardzo szybko zaczął stawać się siarkowy. Siarka i dym, a obok tego pewna pylistość. Kojarzyło mi się to z kwaśnymi deszczami, pożarami i spacerem przez jakieś suche pustkowie w postapokaliptycznym świecie.
W kwasku plątała się nuta czegoś nadpsutego... orzechów? Potem te orzechy robiły się bardziej palone. Spalone.
To wszystko wirowało i przeplatało się, zalepiając usta, tworząc mocne "smakowe tornado", pośrodku którego odnalazłam w końcu... ukojenie. Leciutką słodycz, taką trochę śmietankową. Coś jakby... karmelizowane orzechy? Nie, takie już spalone. Doszczętnie.
I zasnute kwaskiem siarki, który zamykał całość wraz z sucho-paloną nutą kakao.
To mocna czekolada, której nie da się dużo zjeść na raz, ale... jest głęboka i pociągająca, albo raczej wciągająca. Gdy człowiek pozwoli jej się całkowicie pochłonąć, odnajduje w niej słodycz i łagodność. Trzeba tylko odpowiedniego nastawienia, otwarcia i chyba doświadczenia z setkami.
Nie wydała mi się już aż tak ofensywna, jak za pierwszym czy drugim razem; wciąż jednak bardzo mi smakowała. Zastanawia mnie jednak zmiana kaloryczności... czyżby Zotter coś zmienił? Jeśli tak, to co?
Skład: masa kakaowa
Aktualizacja: 19.03.2017
To mój trzeci powrót do tej czekolady, dzięki zdobyciu setek Zottera w wersji Contest - razem z Labooko Ecuador 100 %.
Czas konszowania tej Peru 100 % to 34 godziny.
Po rozchyleniu papierka poczułam gorzki, nieco dymny aromat. Był bardzo silny, opalany i z nutą... gorzkawej śmietanki? Tego się tu nie spodziewałam. Oprócz tego ogólna zapowiedź kwasku, ale niezbyt mocnego.
Po spróbowaniu znów się zdziwiłam, bo w pierwszej sekundzie poczułam mocną gorzkość kakao i akcent słodyczy. Poczułam smaczek dymu, zrobiło się jakoś tak sucho, a spod dymu wystrzelił kwasek.
Początkowo był to tylko kwasek, dość cytrusowy, ale bardzo szybko zaczął stawać się siarkowy. Siarka i dym, a obok tego pewna pylistość. Kojarzyło mi się to z kwaśnymi deszczami, pożarami i spacerem przez jakieś suche pustkowie w postapokaliptycznym świecie.
W kwasku plątała się nuta czegoś nadpsutego... orzechów? Potem te orzechy robiły się bardziej palone. Spalone.
To wszystko wirowało i przeplatało się, zalepiając usta, tworząc mocne "smakowe tornado", pośrodku którego odnalazłam w końcu... ukojenie. Leciutką słodycz, taką trochę śmietankową. Coś jakby... karmelizowane orzechy? Nie, takie już spalone. Doszczętnie.
I zasnute kwaskiem siarki, który zamykał całość wraz z sucho-paloną nutą kakao.
To mocna czekolada, której nie da się dużo zjeść na raz, ale... jest głęboka i pociągająca, albo raczej wciągająca. Gdy człowiek pozwoli jej się całkowicie pochłonąć, odnajduje w niej słodycz i łagodność. Trzeba tylko odpowiedniego nastawienia, otwarcia i chyba doświadczenia z setkami.
Nie wydała mi się już aż tak ofensywna, jak za pierwszym czy drugim razem; wciąż jednak bardzo mi smakowała. Zastanawia mnie jednak zmiana kaloryczności... czyżby Zotter coś zmienił? Jeśli tak, to co?
ocena: 9/10
kupiłam: foodieshop24
cena: 16 zł (za całe Contest oczywiście)
kaloryczność: 617 kcal / 100 g
czy znów kupię: może
Skład: masa kakaowa
Skład: masa kakaowa
mam wielką ochotę zamówić sobie tę czekoladę, bo w Krakowie nie spotkałam jej stacjonarnie
OdpowiedzUsuńPolecam w 100 %. Sama wiem, że jak tylko będę coś zamawiać, to w kolejnym zamówieniu ta tabliczka znów się znajdzie.
UsuńSerio jako dziecko lubiłaś gorzką? Ty dziwaku :D
OdpowiedzUsuńCo innego teraz, sama bym sobie zjadła gorzką, ale wieczorem czeka mnie pozostawiona z wczoraj ćwiartka słodkiego R.S. i pralinki, też zasypane cukrem. Gorzka zatem kiedy indziej.
Btw, jak często bywasz na zakupach ciuchowych bądź kosmetykowych?
Niee, ja jej nie lubiłam... Ja ją uwielbiałam, była dla mnie normalnie jak pożądany, zakazany owoc. :D
UsuńNa zakupach ciuchowych, to tak cztery razy do roku, jeśli muszę; trochę częściej kupuję ubrania przez internet. Jeśli o kosmetyki chodzi, to jak tylko mi się coś kończy, co powoduje przynajmniej jedną wizytę w miesiącu w sklepach z tymi artykułami. Chociaż jakiś czas temu miałam manię zamawiania lakierów do paznokci przez internet i to chyba było porównywalne do kupowania słodyczy. :P Całe szczęście, że ten etap już trochę minął.
Swoją drogą, może do mnie bardziej by pasowała nazwa bloga "chwile zgorzknienia", jednak to by chyba nikogo nie przyciągnęło, haha. :D
https://www.youtube.com/watch?v=tIdZNIgqvdE
UsuńChwile zgorzknienia, haha, rzeczywiście nikt by nie wpadł.
A działy z kosmetykami i ubraniami odwiedzam równie często, co Ty. Dogadałybyśmy się!
Powiem Ci, że sama odkrywam gorzkie czekolady i kocham w nich właśnie to że są tak zmienne.. Że ilość smaków jakie kryje gorzka tabliczka jest nieograniczona! Ciekawa recenzja :)
OdpowiedzUsuńI w dodatku, każda tabliczka kryje inne smaki! ;)
Usuńjesteś kolejną blogerką po której recenzji nabrałam ochoty na gorzką czekoladę (pozdrawiam czoko!) :D co to się dzieje! jeżeli jednak miałabym już sięgnąć po taką to nie mógłby to być zwykły wawel czy wedel tylko chętnie bym przytuliła to cudo, zwłaszcza, że wygląda obłędnie. czas przekonać się do internetowych zakupów. :)
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobrze, gorzka czekolada jest przecież o wiele zdrowsza (i smaczniejsza :D ). Wedla gorzka kiedyś mi smakowała, jednak nie jadłam jej chyba z 10 lat, więc nie wiem, czy się nie zmieniła. Wygrałam ostatnimi czasy jakiś konkurs Wedla właśnie i mam tę czekoladę w szufladzie, więc z czasem i recenzja będzie, bo z chęcią sobie przypomnę, albo porównam ze wspomnieniami.
UsuńJa się przekonałam do internetowych zakupów słodyczy już jakiś czas temu i nie żałuję.
o to piątka bo ja też wygrałam konkurs z wedla, tylko moją gorzką czekoladę, którą między innymi od nich dostałam oddałam współlokatorce :P ja chętnie też bym robiła takie zakupy ale jestem trochę zielona w tym temacie :D
UsuńTo nic trudnego. ;)
UsuńO, te czekolady zrobiły się ostatnio modne jak widzę. ^^
OdpowiedzUsuńDobre urozmaicenie dla wszechobecnej fioletowej krowy. :D
UsuńPróbowałam czekoladę 100% i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to najlepsza czekolada na świecie! Nic nie jest w stanie pobić jej smaku :D Jak czytałam Twoją recenzję i opis doznań nabrałam na nią takiej ochoty... Chociaż malutki kawałeczek ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam:
http://grapefruitjuicesour.blogspot.com
:)
Hm, no według mnie znalazłoby się może kilka tabliczek, które bardziej przypadły mi do gustu, a też nie wiem, jak z innymi 100 % (wiadomo, pochodzenie, jeśli o czekolady chodzi, ma znaczenie), więc ten jeden punkt zostawiłam dla "tej doskonałej". Szczerze, moje doświadczenie z czekoladami ponad 95 % jest na razie dość... malutkie.
UsuńOj jak bardzo chciałybyśmy spróbować takiej czekolady :) Delektowałybyśmy się nią długo mając nadzieję, że ta chwila nigdy się nie skończy :)
OdpowiedzUsuńAkurat po malutkiej tabliczce dla każdej z Was. :D
UsuńSą akurat dostępne na stronie sklepu. ;)
Fajnie wygląda, zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńJa od dziecka miałam stosy słodyczy w domu, ale jednak zawsze najbardziej lubiłam gorzką czekoladę, więc sądzę, że ta przypadłaby mi do gustu ;) Dasz kawałek? :)
OdpowiedzUsuńGorzkie czekolady mają po prostu charakterek. :D
UsuńLubię gorzką czekoladę, ale bez przesady ;) Ta raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńHaha, dopiero dzis rano zajrzalam na Twojego bloga, a tu szok... Czekolada, którą jadlam wczoraj! :D Na początku kwietnia pojawi się u mnie recenzja, więc chwilkę się wstrzymam z rozpisywaniem na jej temat u Ciebie. Ale jedno jest pewne - jedzenie tej tabliczki bylo masochistyczna przyjemnoscia, kuszeniem szatana ;).
OdpowiedzUsuńNo to ładnie się zgrałyśmy. :D
UsuńTwoje ostatnie zdanie w komentarzu najlepiej podsumowuje jedzenie tego cuda. ;)
Czekam na recenzję, bo jestem ciekawa Twoich odczuć.
kochana! udało mi się kupić tę czekoladę w Krakowie w sklepie z winami Marka Kondrata. Smakuje dość osobliwie. Jest na początku gorzko kwaśna, ale potem robi się słodka. Mnie bardzo smakuje i sprawiła, że endorfinki szalały mi we krwi. Ale jak poczęstowałam Rodziców to uznali, że jest paskudna :)
OdpowiedzUsuńTakie czekolady trzeba po prostu lubić. ;)
UsuńA do tego sklepu zajrzę kiedyś przy okazji na pewno! Duży tam wybór zoterek jest?
w sumie to ciężko powiedzieć biorąc pod uwagę, że podobno wszystkich smaków jest koło 300. Ale były Labooko i kilka smakowych ręcznie czerpanych, nie widziałam Mitzi Blue, ale myślę że to kwestia czasu :)
UsuńBiorąc pod uwagę ich dostępność w Polsce to w sumie kilka sztuk już można uznać za całkiem przyzwoity wybór. ;)
Usuńa dowiedziałam się też, że Zotterki mają się pojawić w 5 miejscach w Krakowie - będę obserwować fanpage zatem :)
UsuńSzkoda, że mieszkam po drugiej stronie Polski. Dość często jednak bywam w Krakowie bądź okolicach, to muszę mieć na uwadze.
Usuń