wtorek, 10 marca 2015

lody Galatelli Master of Taste Pretty Peanut Butter

Kocham tygodnie tematyczne w Lidlu. Kocham i nienawidzę. Pierwszego chyba wyjaśniać nie muszę, a dlaczego nienawidzę? Ano dlatego, że wiele świetnych produktów jest dostępna tylko właśnie przez tydzień, no chyba że chodzi o kiełbasy z oferty Deluxe, ale nie o tym dzisiaj mowa. 
Przedstawiam Wam... lody Galatelli Master of Taste Pretty Peanut Butter, czyli po prostu lody o smaku masła orzechowego, z masłem (wiadomo jakim :D ) i czekoladą. Jak wiemy wszyscy, w Polsce jest poważny niedobór słodyczy z masłem orzechowym, Amerykanie zaś pchają je, gdzie się tylko da. Ja, jako wielka fanka tego orzechowego, słonawego tworu, nie mogłam przejść obok tych lodów obojętnie. 

Marka nie jest jakoś specjalnie mi znana, jadłam chyba tylko jedne ich lody, tak więc nie bardzo wiedziałam, czy spodziewać się czegoś pysznego, czy wielkiej klapy. Ciekawość to jednak pierwszy stopień do... zamrażarki z lodami, jak się okazuje, bo do piekła na pewno nie w tym przypadku. 

Kiedy przedostaniemy się przez wszelkie możliwe zabezpieczenia (czyt. uniesiemy wieczko i zerwiemy papierek), zobaczymy lody o lekko brązowym kolorze, z małymi, ciemnobrązowymi grudkami (nie zdążyłam zrobić zdjęcia, bo moja łyżeczka od razu poszła w ruch), a do naszych nozdrzy dopłynie pyszny zapach orzeszków ziemnych.

Lody są bardzo, bardzo twarde, ale kiedy już udało mi się nabrać ich trochę, zorientowałam się, że owe niepozorne grudki wcale nie są jakimiś tam grudkami, a porządnymi, naprawdę wielkimi kawałami czekolady i kremu orzechowego. Tak! Tak! TAK!

Pierwsza łyżeczka: lody są smaczne, wyraźnie fistaszkowe, słodkie, odrobinkę słone.
Druga łyżeczka: teraz to dopiero się zaczęło, dogrzebałam się do tych wielkich kawałków. Czekolady jest naprawdę dużo, jest ona słodka, taka mleczna i trochę milkowata, ale nie zasładza słonego smaku kawałków masła orzechowego, które są treściwe, nie miękkie ale i nie jakoś strasznie twarde.

Reasumując, w tych lodach wszystkiego jest pełno, są one wręcz przepyszne, jednak... brakuje mi jednej, malutkiej rzeczy. Szczegółu, który sprawiłby, że mogłabym wystawić 10/10. Mówię tutaj o chrupiących kawałkach orzechów, które byłyby strzałem w dziesiątkę (dosłownie, biorąc pod uwagę ocenę). 


ocena: 9.5/10
kupiłam: Lidl, tydzień amerykański
cena: 7.99
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: jak tylko znów będzie tydzień amerykański! 

Swoją drogą, przeglądając recenzje wyżej opisanych lodów z wcześniejszych tygodni amerykańskich, zauważyłam, że wygląd ich uległ zmianie. Kolor, a także ilość "wsadu" jest jakaś inna. Skoro dokonały się takie zmiany, to może w kolejnym nakładzie dodadzą mi te kawałki orzeszków? :D 

13 komentarzy:

  1. Omniomniomniom...dostałam ślinotoku! *o* Czumu nie mogłam ich kupić no?! :< Muszę mieć chyba własną lodówkę, bo w mojej, a raczej mojego taty jest tylko bigos i kupa mięcha :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ja niestety mogłam i tak wziąć tylko dwa smaki, bo również cierpię na zapchanie zamrażarki. xD Chociaż może to i lepiej, szczególnie dla mojego portfela, że nie wzięłam wszystkim hurtem.

      Usuń
  2. Wyglądają fajnie. Dawno nie jadłam lodów, a o takim smaku to prawdę mówiąc nigdy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Za rzadkość tygodnia amerykańskiego powinnaś winić i nienawidzić Lidla, a nie sam tydzień. Druga rzecz: piszesz, że ciekawość to w tym wypadku nie krok do piekła? Zobaczymy, czy będziesz tak samo myślała, wciskając się latem w bikini, hihi. Wtedy diabły będą zacierały ze szczęścia osmolone łapki.

    Ja tych lodów, ani żadnych innych z tygodnia am. nie jadłam. Kiedy mam przed sobą kubełek, to lubię go zjeść do dna (w sensie lody, opakowanie przeważnie wyrzucam ;)), a te mają miliardy kalorii, co uniemożliwia taki proceder,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na mnie lekarze krzyczą żebym przytyła przynajmniej 6 kg, więc nie mam takich dylematów. Haha xD A lody jem ze specjalnych pucharków, które to kiedyś dostałam i głupio, żeby się kurzyły gdzieś w zapomnieniu.
      A co do tygodni... to w sumie rzeczywiście nienawiść powinnam kierować raczej w stronę Lidla, chociaż z drugiej strony, jakby to wszystko było dostępne cały czas, to by się znudzić w końcu mogło.

      Usuń
  4. Podczas ostatniego Tygodnia Amerykańskiego kupiłam wszystkie rodzaje tych lodów oprócz ciasteczkowych. Czekoladowe, sernikowo-truskawkowe oraz bananowe już zjadłam (nie spodziewałam się, że tak szybko znikną z mojej zamrażarki :D), na swoją kolej czekają jeszcze orzechowe. Po lekturze Twojej recenzji nie mogę się doczekać! :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie w jeszcze ciasteczkowe się zaopatrzyłam.
      Oj, pozazdrościć wszystkich smaków, z chęcią bym przygarnęła, no, oprócz truskawkowych (przynajmniej wiesz, że tych nie musisz pilnować). :D

      Usuń
    2. Truskawkowe szamałam wraz z moim Lubym, aż nam się uszy trzęsły! :D

      Usuń
    3. Ja tam nie cierpię rzeczy o smaku truskawkowym, więc u mnie pewnie leżały by o wieeeele dłużej w zamrażarce. :P

      Usuń
    4. Orzechowe też zostały skonsumowane i muszę przyznać, że naprawdę mnie urzekły!

      Usuń
    5. Ja na szczęście mam jeszcze końcówkę, to spróbuję jeszcze pomieszać trochę smaki, jestem ciekawa, co z tego wyjdzie. :D

      Usuń
  5. po przeczytania miliarda opinii na temat tych lodów stojąc przed lodówką w lidlu postawiłam na te, które zbierały najwięcej pochlebnych opinii, a mianowicie te i ciasteczkowe. i za każdym razem jak je wcinam, szykuję sobie trochę tych i trochę tych, za każdym razem starając się zdecydować, które są lepsze... i nie potrafię! :D raz smakują mi bardziej te innym razem tamte, w zależności czy tego dnia mam ochotę na słodkie (wtedy wygrywają ciasteczkowe) czy też słone, a wtedy pierwsze miejsce zgarniają o smaku masła orzechowego. tak więc porzuciłam już ich ocenianie i teraz je po prostu jem, a że mam 3 opakowania to zejdzie mi do kolejnego tygodnia amerykańskiego :D

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.