Nuda, monotonność, szara codzienność potrafią zabijać. Dlatego właśnie ciągle szukam nowych doznań, wrażeń, nieprzebytych dróg, czy smaków, dla większości "dziwnych i niezjadliwych".
Uważam, że doznania, cielesne, jak i duchowe łączą się bezpośrednio z tym ostatnim. Zmysły smaku i węchu, to w końcu tak silne odbiorniki, że potrafią dostarczyć nam naprawdę wielu emocji.
Jeśli ktoś ma inne zdanie, to chyba nigdy w życiu nie jadł prawdziwie dobrej czekolady.
Lindt Excellence Chili, to ciemna czekolada z chili, czyli smak, który wiele miesięcy temu zwabił mnie do siebie i który bardzo wrył mi się w pamięć.
Przy rozerwaniu tekturki i sreberka, od razu poczułam intensywną woń ciężkiego kakao.
Po włożeniu kostki do ust, zaczyna się ona rozpuszczać, powoli i gładko. Gorycz kakao jest naprawdę silnie wyczuwalna, jednak nie jest to aż taka siekiera, wiadomo 48 % robi swoje, ale nie jest to liczba trzycyfrowa, ani szczególnie do takiej zbliżona. Jak na deserową czekoladę przystało (bo niestety gorzką nie jest), czuć również słodycz, tylko, że taką delikatną, to raczej echo smaku, niż po prostu smak. To jednak sprawia, że również dla antyfanów gorzkich tabliczek może przypaść do gustu.
Po włożeniu kostki do ust, zaczyna się ona rozpuszczać, powoli i gładko. Gorycz kakao jest naprawdę silnie wyczuwalna, jednak nie jest to aż taka siekiera, wiadomo 48 % robi swoje, ale nie jest to liczba trzycyfrowa, ani szczególnie do takiej zbliżona. Jak na deserową czekoladę przystało (bo niestety gorzką nie jest), czuć również słodycz, tylko, że taką delikatną, to raczej echo smaku, niż po prostu smak. To jednak sprawia, że również dla antyfanów gorzkich tabliczek może przypaść do gustu.
Przez pierwsze parę chwil czujemy to, co opisane wyżej, jednak po upływie kilkunastu sekund, coraz bardziej nasila się coś zupełnie innego - subtelne pieczenie. Ostry smak, wyczuwalny bliżej gardła staje się coraz silniejszy. Chili doskonale sprawdza się w połączeniu z czekoladą, kiedy to miesza się z kakao oraz niewyraźną słodkością, i staje się naprawdę ostre, a to dodaje jej charakteru. Z każdą kolejną kostką efekt ten wydaje się być coraz bardziej intensywny. Po kilku, zostaje lekki posmak kakao, a pieczenie nie ustaje jeszcze przez długi czas.
Jedzenie tej czekolady to sama przyjemność. Chili jest bardzo mocne, jednak na poziomie równowagi, tak, że mogłabym jeść tę czekoladę bez końca. Połączenie "chili, kakao i delikatna słodycz" tworzy prawdziwą symfonię smaku z wieloma czynnikami składającymi się na harmonijną całość.
Czekolada jest bezsprzecznie jednym z bardziej oryginalnych i udanych produktów.
ocena: 10/10
kupiłam: Carrefour
cena: 7.69 zł (chyba promocja)
kaloryczność: 538 kcal / 100 g
czy znów kupię: tak
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, bezwodny tłuszcz mleczny, emulgator (lecytyna sojowa), ekstrakt z papryki chili, aromaty
Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, bezwodny tłuszcz mleczny, emulgator (lecytyna sojowa), ekstrakt z papryki chili, aromaty
chociaż czekoladzie gorzkiej mówię nie, produktom o nietypowych i oryginalnych połączeniach mówię zdecydowanie tak. chociaż chilli w czekoladzie nie jest może niezwykłym odkryciem ale przy dzisiejszych czekoladach wśród których wszędzie zazwyczaj do znudzenia jest nadzienie orzechowe albo truskawkowe, wszak nie ma producenta, który nie posiadałby w ofercie takiego wariantu - ostry dodatek w postaci chilli mnie tam kręci :D chętnie bym spróbowała nawet jeżeli nie jest to czekolada mleczna. poza tym to lindt więcej nie trzeba mówić. :D
OdpowiedzUsuńWarto zauważyć, że to czekolada deserowa w dodatku. ;)
UsuńWiadomo, że chili to nic nadzwyczajnego obecnie, ale bardzo łatwo przesadzić z ilością (obojętnie w którą stronę), więc tutaj duży plus dla Lindt'a.
Bleeeee, sorry, ale dla mnie chili jest totalnie okropnym tworem. Nienawidzę jego ostrości, pieczenia i uczucia po. Za stówę bym tej czekolady nie tknęła!
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że są różne gusta i taki wybór produktów na rynku. :D
UsuńGeneralnie mnie nie kusi.. :) Ale ten "orgazm podniebienia" :> Intrygujący wytwór ;)
OdpowiedzUsuńJeju jak ja kocham tą czekoladę (Angelika jej wręcz nienawidzi)... Idealnie się rozpływa i coraz intensywniej czuje się ostrość, która genialnie podkreśla gorycz kakao :D
OdpowiedzUsuńTę czekoladę można chyba albo kochać, albo nienawidzić. :D
UsuńNie do końca przemawia do mnie połączenie czekolady z wytrawnym dodatkiem, ale jest ono niewątpliwie ciekawe. :>
OdpowiedzUsuńTakie połączenie jest dobre, kiedy mamy do czynienia z równie wytrawną czekoladą.
UsuńBardzo ją lubię, jest znacznie lepsza, niż ta z wasabi ;)
OdpowiedzUsuńTej z wasabi w sumie już prawie nie pamiętam, a jak ostatnio chciałam ją sobie przypomnieć to nigdzie nie mogłam jej znaleźć. To była limitka?
UsuńJeszcze nie jadłam żadnej z Lindta :c
OdpowiedzUsuńCzas to zmienić i nadrobić zaległości! Naprawdę warto.
UsuńCo Wy dzisiaj z tym chili? Najpierw Basia, teraz Ty...:P Chili w czekoladzie to zło! Już wolę miętę.
OdpowiedzUsuńO, rzeczywiście się zgrałyśmy nieźle, dopiero zauważyłam.
UsuńDobra czekolada i chili to jedno z najlepszych połączeń na świecie, koniec, kropka! :D
Zdecydowanie, dziś pikantny dzień ;). Dawno nie jadłam tego Lindta, z chęcią bym sobie przypomniała... Dawał większego kopa niż ten mój Zotter, aczkolwiek braknie mi w nim wyższej zawartości kakao.
OdpowiedzUsuńNo, trzeba w końcu życiu pikanterii dodać. ;)
UsuńWłaśnie, ciągle szukam czekolady z chili o jakiejś wyższej zawartości kakao, jednak polski rynek oferuje (nawet przez strony internetowe) bardzo, bardzo ubogi wybór.
Pierwsza czekolada Lindt jaką mi dane było spróbować.
OdpowiedzUsuńGenialna, muszę przyznać.