środa, 28 maja 2025

Vilgain Sprouted Almond Butter 100 % raw activated organic almonds

Przy Dobry Orzech Pasta z Orzechów Brazylijskich Czekolada-Cynamon przyszły mi do głowy rozwodnione migdały aktywowane. A to mi przypomniało o ostatnim posiadanym produkcie Vilgain, czyli kremie dziś przedstawianym. Ogólnie marka mi nie podeszła, jednak ich kremy 100% z orzechów wyróżniały się pozytywnie - bardzo mi smakowały Vilgain Hazelnut Butter 100 % i Vilgain Sprouted Cashew Butter 100 % raw activated organic cashews. Byłam więc dobrej myśli, gdy brałam się za dziś przedstawiany. Zrobiono go z migdałów Valencia z Hiszpanii, ponoć jednej z najlepszych i najsłodszych odmian na rynku.

Vilgain Sprouted Almond Butter 100 % raw activated organic almonds to krem 100% z nieprażonych, aktywowanych migdałów.

Po otwarciu poczułam prawie brak zapachu. Na dobrą sprawę dopiero po zlaniu oleju rozszedł się delikatny motyw migdałów, wzbogacony o... kwasek? Do głowy przyszła mi wegańska czekolada migdałowa z cytrusową nutą. Obok zaś znalazły się jakby... podszepty nerkowców i orzechowej maślaności?

przed i po uporaniu się z olejem
Na wierzchu wydzieliła się spora ilość oleju. Zlałam prawie 4 łyżeczki, co nie było takie łatwe, bo część oleju mieszała się już z ruchomym wierzchem. W ogóle przypominało to bardziej olejo-wodę niż olej po prostu.
Reszty, mieszającej się z wierzchem, krem ani trochę nie potrzebował, bo był wręcz lejący i tłusty w oleisty sposób. Przemieszałam niezbyt dokładnie, by choć na dnie mieć nieco gęstszą konsystencję. Nawet jednak na dole gęstości nie uświadczyłam - no, może niecałe 0,5 cm od dna było gęste. Przy kontakcie z łyżeczką krem wydał mi się miękki i plastyczny. Silił się na zwięzłość, ale rzadkość mu na to nie pozwoliła.
Przy jedzeniu pasta pokazała się z zalepiająco-kleistej strony. Gęstniała, lecz i tak była rzadka, a do tego wykazywała niespotykaną gładkość. W swej gładkości kryła kremowość jakby rozpuszczonej mlecznej czekolady. To bardzo miękki, sosowaty wręcz... niekrem. W ustach wykazywało to też lekką wodnistość. Wysoka tłustość upodobniła to do tłustego, oleistego kleju w płynie. No, na dole było to nieco mniej lejące, ale nie jakoś szczególnie. Nie zostawiono w niej ani jednej drobinki. Na cały słoiczek trafiły mi się może dosłownie ze dwa punkciki, wyczuwalne na języku, ale niewymagające gryzienia.
Ze zdziwieniem odnotowałam, ze krem ściągał zęby.

W smaku najpierw rozeszła się maślaność. Maślaność jakby konwencjonalna, a dopiero zmieniająca się w bardziej orzechową. Trzymała się jej lekka wodnistość. Przez myśl przemknęły mi nerkowce, a po nich oleistość. Przygłuszyła je i dopiero wkroczyły delikatne, surowe migdały.

Jakby za migdałami przemknęła niedookreślona goryczka. Znikoma, ale wyczuwalna, po czym przeważnie (choć nie przy wszystkich zagarnięciach łyżeczką) zanikała.

Słodycz nieśmiało wzrosła. Pomyślałam o prawie niedopieczonych małych, okrągłych biszkoptach (te jednak zaraz wypadły z gry) i ciastowej masie na jasne muffiny - chyba na zasadzie kontrastu do goryczki. Takie muffiny, do których też oszczędzano na cukrze, a w dodatku przesadzono z olejem. Muffiny z ciemną mleczną wegańską czekoladą o wyczuwalnej goryczce? Zakalcowe, oleiste muffiny amerykańskie o drożdżowym charakterze... z makiem? Zaczęły zmieniać się w... makowca? Bardzo wyraźnie czułam drożdżowo-ciastowe części.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach ta drożdżowość i oleistość wydały mi się mdłe. Gdy tylko sformułowałam tę myśl, migdały nabrały siły. Makowiec okazał się zawierać sporo migdałów i musiał być oblany czekoladą. Słodkawe, neutralnie-maślane migdały podporządkowały się wizji makowca. Ich skórka przekładała się na lekką, chwilami złudnie czekoladową goryczkę. Chwilami zaś trochę nijaką. Do tego jak cień podążała za nimi lekka wodnistość.

Z czasem makowiec zmienił się w marcepan, mak zostawiając daleko w tyle. Mało słodki marcepan z odrobinką likieru amaretto, oblany goryczkowatą wegańską czekoladą zajął pierwszy i drugi plan. Marcepan zmieszał się z maślanością, końcowo wyciszając słodycz do neutralnego poziomu.

Po zjedzeniu został zaskakująco wyraźny posmak surowych migdałów, marcepanu i drożdżowego makowca z czekoladą i - rzecz jasna - migdałami.. Naturalnie słodkawymi, łagodnymi, choć ze skórkami. Czułam też oleistość i jakby motyw wody, mieszającej się z bardziej roślinnym echem. W głowie siedziała mi masa na oleiste muffiny i wege czekolada.

Krem najpierw niezbyt mi podszedł, ale potem jakoś się wciągnęłam, patrząc na niego jak na ciekawostkę. Lejąca konsystencja bardzo mi się nie podobała, tłustość oleju przeszkadzała, a także oleiście-wodnisty smak nie był najlepszy. Surowe migdały czuć, ale z całą gamą dziwnych akcentów. Drożdżowość, wegańskość, masa na niesłodko-słodkawe muffiny wyszły mocno tak sobie, ale już makowiec i marcepan były niezwykle intrygujące. To na nich starałam się skupiać podczas jedzenia. I cieszę się, że kwasek pojawił się tylko w zapachu (acz wystraszyć zdążył). W pierwszej chwili byłam gotowa wystawić 5-6, ale jak już się człowiek przyzwyczai do wodnistości i pogodzi z konsystencją, z makowca i marcepana naprawdę da się trochę cieszyć.


ocena: 7/10
kupiłam: Vilgain.pl
cena: 39,90 zł (za 200 g)
kaloryczność: 634 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: migdały

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.