wtorek, 27 lutego 2024

krem Vilgain Hazelnut Butter 100 %

Po Vilgain Sweet Nuts Chocolate Hazelnuts zaczęłam się trochę bać kremu 100% tej marki. Uwielbiam czyste miazgi orzechowe, jednak zdecydowanie wolę, gdy są gęste, aniżeli rzadkie. Lejące w ogóle mnie denerwują... Podlinkowany krem zaś właśnie coś takiego sugerował. W dodatku zabawna rzecz, dlaczego ten krem w pierwszej chwili na stronie producenta zaciekawił mnie najbardziej. Dostrzegłam opis: "z najwyższej jakości włoskich orzechów" i od razu wyobraziłam sobie pastę z moich ulubionych (obok nerkowców) orzechów - włoskich. Kliknęłam i szybko okazało się, że chodzi po prostu o pochodzenie, że są z Włoch, a konkretniej z Piemontu. Stamtąd ponoć pochodzą najlepsze orzechy laskowe - i to właśnie z nich zrobiono ten produkt. {Ponoć rolnicy nie uprawiają tam więcej niż 500 krzaków orzechów laskowych na hektar, by zachować najwyższą jakość. Oczywiście więc krem nadal był ciekawy.

Vilgain Hazelnut Butter 100 % Piemonte hazelnuts to krem 100% z orzechów laskowych z Włoch, Piemontu.

przed i po uporaniu się z olejem
Po otwarciu poczułam wyrazisty zapach słodkich, jakby surowych orzechów laskowych. Wyobraziłam sobie surowe, młode orzechy tylko co wyłuskane z łupin. Niektóre mogły być w delikatnych skórkach, inne niekoniecznie. Przed zlaniem oleju wychwyciłam prażony akcent przejawiający się jako złudna słonawość, ale zniknął po zlaniu oleju i w trakcie jedzenia. Wtedy całość zdradzała po prostu delikatne prażenie, acz jakby obok orzechów surowych.

Na wierzchu wydzieliło się bardzo dużo oleju - zlałam nieco ponad 7 łyżeczek.
Na wierzchu olej mieszał się z ruchomą, płynną masą, więc nie udało mi się zlać go idealnie. A krem nie potrzebował tego oleju, bo nie był bardzo gęsty. Suchszą część na dnie przemieszałam z resztą i uzyskałam efekt średnio gęsty. Krem jednak niezbyt współpracował, bo w gładkawo-rzadszej masie długo utrzymywały się miękkie grudko-zlepki kremu. Dopiero po dłuższej pracy nad nim da się uzyskać efekt w miarę jednolity.
Krem ciągnął się bardzo, wydał mi się zwięzły, mimo że nie gęsty.
W trakcie jedzenia wydawał się nieco gęstnieć, ale i tak nie mogę nazwać go gęstym, a jedynie gęstawym. To kleiście-lepka, ciągnąca masa, która usta zalepiała na dość długo i rozpływała się w umiarkowanym tempie, wykazując aksamitną kremowość. Pasta sprawiała wrażenie wręcz "mięciutkiej" i zaskakująco mało tłustej. Czułam za to drobną pylistość. Nie brakowało miazgowo-pylistego efektu, czyli drobinek zaznaczających się na języku. W zasadzie nie wymagały gryzienia, ale robiłam to na koniec, gdy wszystko już rozpłynęło się. Zaplątało się też parę kawałków orzechów. Te były delikatne, wręcz świeżawo trzeszcząco-skrzypiące.

W smaku najpierw poczułam niemal mleczną słodycz orzechów laskowych - wyobraziłam sobie jakąś zacną orzechową alternatywę dla mleka, po czym zrobiło się nieco nugatowo.

Orzechy laskowe zaprezentowały się ze swojej uroczej, wręcz delikatniusiej strony, przy czym nie brakowało im intensywności. Do głowy przyszły mi orzechy laskowe surowe i świeże - takie z początku sezonu na nie. Słodycz roztaczały mleczno-maślaną, niby wysoką, ale nie szarżującą. Wyszła bardzo świeżo. Rosła jednak znacząco.

Mniej więcej w połowie rozpływania się porcji w ustach z tła do słodyczy dołączyło ciepłe echo lekkiego prażenia. Wydawało się trzymać jakby obok świeżo-surowych orzechów. A jednak jeszcze umocniło laskowość, kierując ją jednak w nieco złudnie czekoladowym kierunku. Wyobraziłam sobie już nie tylko laskowy nugat, ale też bardzo mleczną czekoladę typu gianduja (bazującą na orzechach i mleku, z marginalnym udziałem kakao). 

Leciutki prażony element nieco stonował słodycz, a dodał pewne ciepło i nieco poważniejszy motyw skórek orzechów, które wraz z maślanością okiełznały słodycz. Zrobiło się odrobinę wytrawniej i wemknął się motyw skórek - nie jednak gorzkość. Nieśmiało przypomniały o mleczno-nugatowej czekoladzie, która końcowo zmieniała się w wege alternatywę mleka.

Drobinki i skórki gryziono-ciamkane na koniec przedłużały smak raczej świeżych orzechów i delikatnie gorzkawych skórek, a jedynie nieliczne zdradzały prażoną nutkę.

Po zjedzeniu został posmak delikatnych, niemal mleczno-maślanych orzechów laskowych. Wydawały się nugatowo-świeże, lekko wzmocnione gorzkawymi skórkami. Prażona nutka trzymała się w oddali (acz była do uchwycenia).

Krem bardzo mi smakował. Orzechy laskowe uprażono tak delikatnie, że wydawały się surowe i świeże. Właśnie że i tę świeżość w całości czuć. Wysoka słodycz była wręcz urocza, niemal mleczna jak mleko orzechowe i kojarzyła się z nugatem. Z czasem gorzkawy element skórek zasugerował jeszcze orzechową czekoladę, co już zupełnie mnie kupiło. Mimo więc wysokiej słodyczy, wyszło to charakternie. Miazgowa konsystencja także mi odpowiadała. Najpierw wystraszyłam się, że krem będzie nazbyt lejący, ale po zlaniu oleju okazał się przyjemnie gęstawy (i nie suchy!).
Krem nie dostał maksymalnej oceny tylko ze względu na dwukrotnie wyższą cenę od równie pysznego Grizly Krem z orzechów laskowych 100% (u mnie w tubce) czy Deseo Pasta z orzechów laskowych 100 %.


ocena: 9/10
kupiłam: Vilgain.pl
cena: 39,90 zł (za 200 g)
kaloryczność: 685 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: orzechy laskowe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.