Podczas zakupów z ojcem zdarza się, że przeoczę coś w składzie, czegoś nie doczytam itd. On wprowadza bowiem pewien chaos, nie lubi "długiego zastanawiania się nad składami". Tak było też z tą czekoladą. Wydała mi się bardzo podobna do Alce Nero Cioccolato Extra Fondente 75 % Cacao, którą wspominam całkiem miło. Trochę wyższa zawartość? Jeszcze lepiej! Niestety dopiero przy płaceniu odkryłam, że chyba to nie czysta czekolada, a z nibsami. Ojciec jednak szybciej podjął decyzję, że i tak bierzemy. Koniec końców włożyłam tabliczkę do komody i długo o niej nie myślałam. Z kolei gdy zaplanowałam jej degustację, znów wyleciał mi z głowy fakt, iż to czekolada z dodatkiem. Na dobre dotarło to do mnie dopiero, gdy chciałam przepisać skład i pomyśleć nad wstępem do recenzji, czyli na jakieś 2 dni przed otwarciem. Przemknęła nawet myśl, czy nie zmienić planów, ale jednak uznałam, że skoro nie łudzę się, że mnie chwyci, wolałam szybciej spróbować (w końcu niespodzianki się zdarzają, mimo wszystko) i mieć ją z głowy. Liczyłam, że bazowo będzie smaczna, a nibsy wyjdą nieprzeszkadzające.
Alce Nero Cioccolato Extra Fondente con Fave di Cacao 80 % Cacao to ciemna czekolada o zawartości 80 % (miazga + tłuszcz) kakao z Ameryki Łacińskiej / Środkowej z ziarnami kakaowa / nibsami.
Po otwarciu poczułam bardzo słaby zapach, który w pierwszej chwili skojarzył mi się z kakao na mleku, postawionym obok mleczno-waniliowych krówek. Dołączyło do tego wyraźnie mleczne, mało gorzkie cappuccino oraz kwiaty. Kwiaty i drzewa w tonacji raczej suchej. Wyobraziłam sobie suszone jasne róże oraz nieco palone drewno. Podkreśliło je echo przypalonego chleba chyba pszennego, trochę dymu. W słodyczy zaś odnotowałam jeszcze jakby nieco pudrowy bananowo-mleczny shake / koktajl. W zapachu nibsy nie zdradziły swojej obecności.
Tabliczka była twarda i sucha w dotyku. Trzaskała głośno w sposób skalisty. Wykazywała kruchość z racji obecności nibsów. Oglądając spód można dostrzec, że zatopiono w tabliczce mnóstwo średniej wielkości kawałków kakao.
W ustach rozpływała się wolno, najpierw niezbyt chętnie. Była zbita i mazista, tłusta w mocno maślany, masywny sposób. Z czasem wyłaniały się z niej twarde nibsy. Porządnie się jej trzymały.
Rozgryzane na koniec okazały się krucho-chrupiące, dość twarde, w porywach (zwłaszcza gry porozgryzałam je na pył) minimalnie soczyste. Rzeczywiście było ich bardzo dużo, a czekolada chwilami wydawała się ich zlepkiem.
W smaku przywitało mnie waniliowe mleko i jasne kwiaty. Wyobraziłam sobie jasne róże: herbaciane świeże i suszone... różne. Herbaciane i białe. Może po chwili jednak z przewagą białych? Słodycz w zasadzie stała na pierwszym planie, jednak ogólnie nie była zbyt mocna.
Pojawiła się pieczona, palona nuta i lekka gorzkość. Przemknęły ciastka, a gorzkość wzrosła za sprawą dymu, powoli ujawniając skórzaną odzież, mleble. I zamsz? W tle kwiaty, zwłaszcza herbaciane róże, wciąż umacniały swoją pozycję, łagodząc tym samym gorzkość. Ta ogólnie trzymała się niskiego poziomu.
W oddali przewinęło się soczyste echo. Słodkie, niejednoznaczne, acz była w nim drobna cierpkość nasuwająca na myśl drobne śliwki i niedojrzałe banany.
Paloność umocniło drewno. Palone bardziej i mniej, ale takie jakby stateczne. Dołączył do niego lekko przypalony pszenny chleb i... pieczone orzechy? Gdy otoczyła je słodycz, wróciła myśl o jasnych ciastkach, chyba z orzechami włoskimi. Koniecznie popijanych czymś... Herbatą zaparzoną bardziej jakby z patyczków niż liści, bardziej drewnianą. Poczułam jeszcze kawę.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa gorzkość jeszcze zaczęła słabnąć, co wykorzystała słodycz, skupiając na sobie uwagę. Kawa i herbata zmieniły się w łagodne cappuccino, z dużą ilością mleka i posłodzonego wanilią. Więcej słodyczy z soczystością zaobfitowało w bananową krówkę. Krówkę mocno maślaną i maślanością jakby od środka dziwnie łagodzącą poszczególne nuty.
Poprzez bananowy wątek wemknęły się śliwki. Słodko-cierpkawe, miękkie i średnio soczyste drobne, owalne. Nie starały się jednak zawojować kompozycji - trzymały się na boku. Ogólnie gdy od połowy rozpływania się kęsa na język wylegało coraz więcej nibsów, nuty smakowe bazy zdawały się pierzchnąć na boki.
Krówki podkręciły łagodnie paloną nutę, dodając do niej więcej maślaności. Otarły się o karmel. Gdy zmieszało się to z wanilią, zrobiło się ciężko. Pieczono-ciastkowa nuta zaobfitowała w wizję ciastek z rodzynkami - też bardzo słodkimi, acz z soczystszym echem. Nierozgryzane nibsy dopowiadały palono-pieczone echo.
Z czasem owocowe sugestie zaczęły wydawać się podkreślane odroniną cytryny. Wciąż czułam też lekko cierpkawe śliwki, przy których z racji nut wypieków, wyobraziłam sobie tartę bananowo-śliwkową. Zmotywowało to jeszcze drzewa i skórę do działania. Na końcówce wyszły bardziej cierpko. Skórzana odzież, drewno nie przywróciły gorzkości, a jedynie lekką gorzkawość, mimo że próbowała im pomóc ziemia. Zmieniły się końcowo w kakao na mleku.
Właśnie o cappuccino i kakao na mleku myślałam, gdy zajęłam się już nibsami po zniknięciu czekolady.
Kruszone kakao okazało się dość mocno palone, a zatem w pierwszym kontakcie gorzkie. Trochę kawowe? Na pewno lekko soczyście-cierpkie, niektóre wręcz taninowe.
Po zjedzeniu został posmak kakao na mleku ze słodyczą wanilii i karmelu oraz soczysta cierpkość. Trochę ziemista, trochę jak po zjedzeniu niezbyt niedojrzałego banana.
Całość bazowo jawiła się jako w porządku, dobra dzięki sporej ilości pieczono-palonych, ale nie przesadnie, nut drewna, dymu oraz herbacie i skórze. Cappuccino czy kakao na mleku, krówki, ciastka i bananowe słodkości (shake, krówki) też były całkiem przyjemne, jednak niestety w tym wszystkim o wanilię było mi za słodko. To jednak i tak łagodnie gorzka kompozycja, która specjalnie mnie nie porwała, mimo że w miarę smakowała. Wyszła za maślana, łagodna. Nibsy do niej nie pasowały. Były wyraziste i dodane tak aby coś dodać. Ich ogromna ilość przełożyła się też na to, iż czekolada jawiła się głównie jako ich nośnik o spłyconym smaku. W zasadzie do zjedzenia od niechcenia, w jakiś gorszy dzień, acz ja zjadłam tylko pasek (1/6), bo męczyły mnie nibsy. To nie mój typ czekolady.
Resztę dałam Mamie, ale to raz, że nie jej bajka kompletnie, a dwa jako konkretna czekolada jej nie podeszła i ona oddała mojemu ojcu. Sama zjadła dwie kostki i opisała: "Czekolada jak czekolada, dziwnie trochę się zza tych nibsów rozpuszczała. Tak dziwnie jak na ciemną maślano-tłusto, w sumie łatwo, ale nieprzyjemnie. Nibsów za dużo napchali, że po dwóch kostkach już trochę język mi pocięły, jak czekoladę cmoktałam. One tam zupełnie niepotrzebne, bardziej przeszkadzały. Sama czekolada dla mnie w smaku nudna, nic w niej ciekawego nie czułam. Taka trochę gorzka i tyle. Bez sensu, by coś takiego jeść.".
Mleczna krówka, dym (ale jako tytoń, tabaka), herbaciane róże i palone drewno, orzechy kojarzyłam z Alce Nero Cioccolato Extra Fondente 75 % Cacao, która jednak była bardziej owocowa i dynamiczna. Miała większy charakter. Może dzisiaj przedstawianą tak smakowo rozbiły, osłabiły nibsy?
ocena: 6/10
kupiłam: Vital - strefa zdrowego życia (centrum Bonarka, Kraków)
cena: 24,99 zł
kaloryczność: 611 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie
Skład: miazga kakaowa (57%), cukier trzcinowy (17%), tłuszcz kakaowy, rozdrobnione prażone ziarna kakao (10%), wanilia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.