Ta czekolada wyglądała mi bardzo prosto, więc uznałam, że może kryć coś wyjątkowego w smaku, że może zaskoczyć. Wybrałam ją bowiem głównie dlatego, że chciałam poznać markę. Niestety, bez dłuższych przemyśleń, przez co niestety umknął mi fakt, że posłodzono ją cukrem zwykłym, a nie trzcinowym (a ma to dla mnie ogromne znaczenie). Mówi się jednak "trudno". Wciąż samo kakao mogło przecież smakiem nadrobić - wszystko zależy od tego, jak kompetentni ludzie ją zrobili. O marce też jednak nie czytałam, dopiero już tworząc posta pod recenzję. Vinte-Vinte to firma związana z najbardziej ekskluzywnymi winnicami w Porto, która oferuje właśnie także czekolady. Przeczytałam, że ich nazwa nawiązuje do tego, że kakao, na którym pracuje pochodzi z farm położonych w odległości 20 stopni na północ lub południe od równika (tam są idealne warunki uprawy kakao). Szukałam więc tłumaczenia z portugalskiego słowa "vinte", ale nie znalazłam nic. Więcej dowiedziałam się za to o kakao, z którego zrobiono tę tabliczkę: z ziaren O'payo, pochodzących z rezerwatu przyrody Bosawas z okolic miasta Waslala. To największy rezerwatu przyrody w Ameryce Środkowej, wpisany na listę biosfery UNESCO.
Vinte-Vinte Nicaragua 75% Dark Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Nikaragui, z regionu miasta Waslala; z linii Cacao Intensity Collection.
Po otwarciu poczułam bardzo delikatny zapach nieśmiałego, słodkiego wina (białego?), ale pozbawionego alkoholu, oraz owoców... soczystych, kwaskawych... Marakui i grejpfruta, acz bez mocnego kwasku. Czułam za to znaczące, acz też nie mocne palenie, chyba związane z kawą. Kawą z mlekiem z racji łagodnego wydźwięku. Czekolada wydała mi się słodka w prosty sposób, a do tego świeżo-roślinna, co znów robiło małą aluzję do białego wina. Wyobraziłam sobie zielone trawy i zboża.
Cienka tabliczka w dotyku wydawała się dość delikatna (pewnie dlatego, że nie była zbyt gruba) i już w tym momencie zdradzała kremowość. Przy łamaniu trzaskała w chrupki sposób.
W ustach rozpływała się w tempie umiarkowanym, chwilami jakby nieco się spieszyła, potem zaś trochę się ociągała. Mimo drobnej soczystości, pozostawiała po sobie poczucie lekkiej taninowej suchości w ustach.
W smaku pierwszą poczułam słodycz orzechów i zaraz pomyślałam o orzechach nerkowca. Były naturalnie, orzechowo maślane, ale dołączyła do nich maślaność... zwykła. Słodka może jak ze słodkich maślano-nerkowcowych ciastek.
Za ciastkami przemknęła palona gorzkość. Zaczęła jakby szykować sobie grunt.
Zaznaczyła się też słodycz egzotycznych owoców. Pomyślałam o papai i bardzo słodkich melonach. Cechowała je świeżość, rześkość. Przemknął mi chyba jeszcze arbuz. Do głowy przyszło mi wino... słodkie i białe? Też jakiś cierpki, zapowiadający kwasek owoc... acz może w wpisany w to wino.
W tym czasie gorzkość bardzo umocniła swoją pozycję. Rozeszła się jako silna i cały czas epizodycznie nieco wzrastała, mimo że otoczyła ją maślaność. Nie złagodziła jej, a na zasadzie kontrastu podkreśliła. Gorzkość przytoczyła trochę kawy... niezbyt jednak wyrazistej. Mlecznej?
Uderzyły migdały i orzechy włoskie. Dołożyły się do gorzkości z racji swych skórek, acz i w nich czułam słodko-orzechowy, naturalny element.
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa w egzotycznych owocach poczułam marakuję... niby kwaśną, ale częściowo wpisaną w słodkie, marakujowe lody albo maślankę owocową. Po nich ruszyły też inne owoce jakby "na słodko". Do głowy przyszły mi brzoskwinie i ananas z puszki. Słodycz cechowała bowiem pewna cukrowa dosadność i prostota, mimo że nie była tak jawnie, czysto cukrowa czy szczególnie wysoka.
Ananas... się z tej słodyczy jednak wyrywał i chwilowo podniósł kwaśność. Pomogła mu marakuja, a także cytrusowe echo, dolatujące z oddali.
Kawa... choć sama była delikatna, owocom podpowiedziała goryczkę i cierpkość. Nagle zjawił się cierpkawo-soczysty grejpfrut. Kwaśność wzrosła, grejpfrut trochę się zawahał i smak na moment zrobił się bardziej ogólnie cytrusowy.... A potem mi do głowy przyszło kwaskawo-słodkie pomelo.
Mieszało się z rześkimi melonami z początku, przekładając się na niemal roślinny wątek. Pomyślałam też o zielonych częściach arbuza bliżej skóry.
Przewinęła się jeszcze nuta rozgrzewającego słodyczą gardło słodkiego wina (delikatniusia, że w zasadzie tylko "raczej białego" niż ewidentnie białego), a orzechy wpisały się w palono-prażony wątek, gubiąc jednoznaczność. Paloną nutą zmieszały się z kawą, raczej mleczną. Mleko w zestawieniu z owocami wchodziło trochę w motyw cytrusowej maślanki.
Po zjedzeniu został posmak słodko-kwaskawych cytrusów, głównie grejpfruta czerwonego i pomelo, ale też jakby egzotycznych owoców na słodko. W puszkach? Jako jakaś kandyzowana kostka? Lody? Ostatnie kojarzyły się trochę z maślanką owocową. Mimo prostej słodyczy, było lekko-rześko za sprawą nuty świeżej trawy (z rosą?), roślinności. Czułam też palono-orzechowy wątek, chyba głównie orzechów włoskich. Końcowo słodycz wydała mi się dość silna, ryzykowna, ale jeszcze nie przesadzona.
Całość wyszła ciekawie i smacznie, mimo że dla mnie nieco za delikatnie - jakby żadna z nut nie chciała rządzić, się narzucać. A jednak smaku nie brakowało! Wyraźna gorzkość palona i kawowa, sporo orzechów - od nerkowców przez migdały po włoskie - zmieszały się z egzotycznym splotem. Melony, arbuz, marakuja, ananas i brzoskwinie oraz cytrusowa końcówka z grejpfrutem i pomelo nie uczyniły jednak kompozycji przede wszystkim owocową. Owoce mieszały się z wieloma innymi elementami. Kwasek jednak nieźle się z czasem dzięki nim zaznaczył. Nutka białego wina zaintrygowała mnie. Wysoka słodycz wydała się prosta, ale nie nachalna. Obyło by się jednak bez takich jakby dosłodzonych elementów (nuty owoców z puszek, kandyzowania). Myślę, że gdyby czekolady nie posłodzono cukrem białym, a trzcinowym, a tabliczkę zrobiono grubszą, mogła by zachwycić na maksymalną ocenę.
Odlegle przypomniała mi Chapon Cacao Rare Chuno Nicaragua 70% o nutach migdałów, kawy i brzoskwiń, duszonych pomarańczy. Były bardzo różne, choć pojedyncze elementy coś wspólnego miały. Chapon jednak wyszła intensywniej gorzko, a owoce w niej zaszalały jakoś tak... bardziej owocowo - to aż trudno wyjaśnić. I słodycz wydawała mi się bardziej zgrana, mimo że tabliczka miała mniej kakao - różnica pewnie wynika z innego zastosowanego cukru.
ocena: 9/10
kupiłam: clubdelchocolate.com
cena: 5,82 € (za 50g; około 26 zł)
kaloryczność: 542 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: ziarna kakao, cukier
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.