sobota, 10 lutego 2024

Skarby Roztocza Miód wrzosowy

Szczerze mówiąc, ja już dawno machnęłam na miody ręką i nie interesują mnie, bo doszłam do wniosku, że obecnie już z racji tego, czym miód jest, to coś nie dla mnie. Potrzebny mi tylko raz w roku, gdy robimy z Mamą masę makową oraz czasami do "zdrowego karmelu" do deseru a'la Snickers, jaki robię. Mama jednak lubi zawsze jakiś miód mieć. Kiedyś lubiła gryczane, jednak obecnie - w przystępnym dla nas przedziale cenowym - żadne nie smakują tak, jak kiedyś. Brak im charakteru, goryczki, a blisko do słodkich wielokwiatowych. Poprosiła mnie w końcu, bym znalazła jej jakiś inny dobry ciemny. A mi do głowy przyszedł wrzosowy, jako że słyszałam, że też jest charakterny, a co do koloru - no, ten to sama w sklepach widziałam. I jak już Mamie kupiłam, to sama też postanowiłam go poznać. Najpierw trochę poczytałam. Jego zbiory są we wrześniu, stąd z zakupem wstrzymałam się do tego okresu. Nie chciałam bowiem kupić skrystalizowanego, a ponoć łatwo, by ten rodzaj się skrystalizował. Nie miałam zamiaru podgrzewać go choćby odrobinę z racji tego, że dowiedziałam się, że miody wrzosowe mają niezwykłą strukturę - naturalnie są lekko galaretowate, gęstawe. Wynika ona z większej niż w przypadku innych miodów zawartości wody (~21%) i w miarę równy udział glukozy do fruktozy. Zaciekawiło mnie to co niemiara! I ponoć często właśnie z powodu jego gęstości widoczne są również w nim zanieczyszczenia pierzgą i pyłkiem z wrzosów czy drobinami woskowych odsklepin, to już tak na marginesie.

To jednak co otrzymałam, zirytowało mnie. Miód był skrystalizowany... Zadzwoniłam więc od razu pod numer podany na stronie i po dłuższej rozmowie ustaliliśmy, że miód odeślę. Rozmówca od Skarbów Roztocza upierał się, że miód wrzosowy ma mieć taką strukturę. Ja zaś uparłam się, że takie bryły jak cukru to nie galareta, jaką widziałam w internecie. Potem wysłali mi zdjęcia miodów z innego rozlewu - tam kryształków nie zobaczyłam i zadecydowaliśmy, że taki miód mi wyślą. Nie wiem więc, czy ten pierwszy na pewno był z tego roku, czy co. Warto jednak mieć na uwadze, że miody wrzosowe od tej firmy jeden od drugiego mogą się bardzo różnić.

Skarby Roztocza Miód wrzosowy to miód nektarowy wrzosowy z polskich pasiek ze zbioru z roku 2023, wyprodukowany przez rodzinne gospodarstwo z Lubelszczyzny Pasieka Skarby Roztocza.

Zapach obu wersji był mniej więcej taki sam. Po odkręceniu słoika czułam zapach przede wszystkim bardzo słodki i jakby "swojski". Czuć naturalność, a także ogrom kwiatów. Wrzosu? Subtelnej, ziołowej, ostrej goryczki? Jednocześnie słodycz była niemal urocza... Uroczo-szlachetna? I prawie drapiąca, co jeszcze bardziej na zasadzie kontrastu chwilami podkręcało charakterną goryczkę.

Pierwszy słoik, który mi przysłano bardzo mnie zdenerwował, bo jego zawartość była gęstą, skrystalizowaną masą koloru pomarańczowego - nie wyglądał mi na tegoroczny zbiór. 
Gęsta, scukrzona konkretnie - mimo że miód otworzyłam 1 października 2023 ze zbioru z września 2023. Miód mimo wielu kryształków miał w sobie pewną miękkość, nie był twardy jak kamień. Wykazywał też lekką galaretowatość, glutowatość, 
W ustach rozpływał się jakby się ociągając. Oprócz kryształków, masa przypominała trochę galaretkę czy gęsty kisiel... Niestety z kryształkami, co przyspieszało rozpuszczanie się, kojarzyło się z cukrem i odbierało jakąkolwiek przyjemność z jedzenia.

Słoik, który przysłano mi po zwrocie skrystalizowanego, bardzo się różnił już kolorem. Był ciemny, brązowy. Masę cechowała wysoka gęstość. Była ciągnąca i bardziej galaretowato-kremowa niż zwyczajnie "półpłynna". Miód z łyżeczki nie lał się, a powoli i ciągnąco spływał, klejąc się do niej. Przypominał nieco miody kremowane (ja jadłam rzepakowy Bartnika Mazurskiego), ale to też nie było do końca to. Wyglądał nieco bardziej kisielowato-galaretowato. Był spodziewanie lepki i klejący.
W trakcie jedzenia także wykazywał gęstość. Przypominał trochę galaretkę czy gęsty kisiel, ale bez ich śliskości. W tym miodzie czuć raczej aksamitność. Wydał mi się miękki. Rozpływał się powoli w taki jakby pełny sposób.

Wersja skrystalizowana także w smaku się różniła. Była po prostu gorsza. 
Najpierw intensywnie słodka, acz o naturalnym charakterze, dosłownie z nutą "ula" (powiedzmy) i ogromem kwiatów. Miała ich szlachetny wydźwięk, przywodząc na myśl kwitnące, świeże wrzosy Kryształki rozpuszczające się zdawały się tą słodycz pchać w kierunku czysto słodkim, typowo miodowo-drapiącym, jednak w tle zarysowała się też gorzkawość o ziołowo-kwiatowym wydźwięku. Zwiększyła głębię, wydała mi się kontrastowo uwypuklona przez słodycz, ale i na zasadzie kontrastu tę słodycz podnosić. Była w pewnym momencie tak silna, że odnotowałam jakiś słodko-kwasek. Związał się z goryczką jako kwaskawość jakby jasnego, taniego miodu (źle zebranego). Na języku czułam wręcz ziołowo-goryczkowatą pikanterię, wyraźnie wrzos.
Wydawało mi się, że kryształki zaburzały harmonię, spłyciły smak i uprościły go. A jednak pod nimi ewidentnie zarysował się ciekawy smak, charakter. Mama utwierdziła mnie w tym, bo stwierdziła, że "ewidentnie skrystalizowany, ładnie, ciekawie pachnie, a i w smaku ma taki jakiś dziwny charakter, mi nie smakuje, gorzki jest" i podsumowała, że czuje jednak, że nieskrystalizowany na pewno miałby u mnie duże szanse. Ja takiemu mogłabym wystawić jakieś 5, bo mimo że smak ciekawy, to nie doskonały. Konsystencja - wiadomo, a cena wysoka.

Nieskrystalizowany miód ewidentnie był bardziej harmonijny.
W smaku najpierw poczułam wysoką słodycz o bardzo naturalnym smaku, jakbym jadła miód prosto z ula (abstrakcyjna wizja), na wsi i to jeszcze zaciągając się zapachem kwiatów. Słodycz przybrała ich szlachetny wydźwięk. Oddawała kwitnące, świeże wrzosy.

W tle pojawiła się lekka goryczka... Po czym gorzkawość aż uderzyła. Nasuwała na myśl zioła, ziołowe kwiaty. Uwypukliła głębię miodu, który jednak i tak bardziej niż z goryczkowatymi ciemnymi, kojarzył się z miodami jasnymi. W zasadzie... wyszedł jak miód jasny z nutą ciemnego. Po chwili gorzkość wzrosła i dała się poznać jako ewidentnie wrzosowa.

Wrzosowy smak mniej więcej w połowie rozpływania się porcji wciąż był motywem wiodącym, mimo że słodycz znacząco wzrosła. Co prawda zbliżyła się do efektu drapania, ale spotęgowanego lekką, gorzkawą ostrością. Słodycz w tej kwestii jakby się powstrzymywała. Wydała mi się nawet dość kwiatowo urocza przede wszystkim, acz z echem kwiatów wrzosu o poważniejszym zacięciu.... kontrastowa do wzbierającej pikanterii wrzosu. Słodycz drapała, jawiąc się jako niewiarygodnie wysoka. W niej wyłapałam aż lekką kwaskawość, acz też kojarzącą się z kwitnącymi kwiato-ziołami.

W posmaku został motyw wrzosów o kwiatowo-ziołowym, goryczkowatym charakterze, ale również drapiąca, niemal urocza słodycz. Do tego czułam aż pewne gryzienie w język... nie tyle jednak od słodyczy, co od wrzosowo-kwiatowo, pikantnie ziołowego motywu.

Miód pokazał pazurki, miał ogromny charakter. Jawił się jako dość kontrastowy. Bardzo słodki niby wręcz uroczo kwiatowy, a jednak jednocześnie kwiatowo-goryczkowaty i wręcz pikantny. Wrzos czuć wyraźnie w tym wszystkim. Silna słodycz, silna goryczka i echo kwasku, acz nie miodu taniego, kiepskiego, a takiego... świeżo-wrzosowego. Niestety jednak nie wynagrodziło mi to, ani nie przełamało męczącej słodyczy. Konsystencja była świetna - gęsta, ciągnąca i jakby masywna. Idealnie gładka, bez kryształków.

Jadłam go z jogurtem (typu greckiego Piątnicy; miodu dodałam ok. 2 łyżeczki) z orzechami włoskimi (ok. 50g). Ich lekka goryczka skórek zacnie zgrała się z tą wrzosowo-ziołową miodu, a i jego pikanteria zyskała zacne, wyrazite towarzystwo orzechów. Kwasek jogurtu podkreślił jednak nieco ten właśnie kwaskawy akcent w miodzie. Co więcej, wyraziste połączenie podkreśliło nie tylko wyrazisty charakter miodu, ale... ku mojemu zaskoczeniu, także jego słodycz, co mi przeszkadzało.
Miód, mimo że zbito-galaretowaty, z czasem sam z siebie zaczynał częściowo wsiąkać w jogurt.

Tego miodu próbowałam też z twarożkiem (pół kostki twarogu półtłustego Pilos i jogurt typu greckiego Piątnicy), z około 50g pestek słonecznika i odrobinę dyni dla spróbowania (lekko podprażonych). Dodałam góra 2 łyżeczki, co i tak, podczas jedzenia, wydawało się lekką przesadą. 
Słonecznik niespecjalnie się sprawdził, bo trochę gubił się w wyrazistym smaku miodu. Dynia za to wyszła lepiej - sama była świetnie wyczuwalna, a w miodzie podkreśliła kwiatową ostrość.
Ogólnie miód Skarbów Roztocza w twarożku wydawał się bardziej ogólnie kwiatowy niż tak jednoznacznie wrzosowy, a także bardziej pikantny. Echo kwasku uciekło zupełnie. Słodycz pozostała tak intensywna, że drapała i chwilami zasładzała mimo twarożkowej bazy.
Miód po pewnym czasie zaczynam lekko wsiąkać w twarożek, mieszać się z nim sam z siebie, jakby się rozpuszczał, tracił zbitość.

Spróbowałam też na kanapkach (na chlebie żytnim razowym), mimo że nie jestem wielką fanką kanapek na słodko. Na jedną dodałam twaróg (Pilos z Lidla), na drugą ser żółty (Claasdamer z Kauflandu). Miód niewątpliwie świetnie sprawdził się na nich ze względu na jego konsystencję - nie spływał ani nie wsiąkał, a ładnie utrzymywał się na obu jak rzadka galaretka.
Na obu, w obliczu charakternego chleba, wyszedł jeszcze bardziej, aż przenikliwie słodko. Co prawda także goryczka nieco się umocniła, no ale przy tej słodyczy marna to pociecha. Mimo sowitej ilości sera, i tak mnie zasłodził. Kanapkowa baza nie poskromiła tej słodyczy. O dziwo wytrawniejszy żółty nieco złagodził wrzosowy charakter tego miodu. Kanapka z twarogiem pozwoliła za to wyraźnie wyeksponować się wrzosowemu smakowi - dzięki temu ta opcja była nieco lepsza. Kanapki z miodem Skarbów Roztocza jednak mnie nie chwyciły.

Po tym, jak w 3 opcjach mi się nie sprawdził, trafił do Mamy. O samym powiedziała: "bardzo słodki i gorzki, chyba właśnie wrzosowo. Ta jego porażająca goryczka ziołowa tak się miesza ze słodyczą, że z czasem aż w kwasek idzie. Niezbyt mi on odpowiada. Ma charakterek, ale nie w moim stylu przez kwaśność i to, że to charakterek jakby ziołowy". Spróbowała go też polać na swoje biszkoptowe ciasto kokosowo-kakaowe (które akurat wyszło jej za mało słodko) i powiedziała: "Na cieście ten miód się sprawdził. Kwaśność uciekła, a ta goryczka ziół z kakaowym ciastem wyszła piernikowo, ale - chyba przez kontrast - miód aż uderzał słodyczą. Wydawał mi się aż niemożliwie słodki, a obecnie tak słodkich rzeczy to i ja nie lubię. I dziwne, bo on jest i wyraźnie wrzosowo gorzki, i bardzo słodki. Do kakaowego ciasta jednak pasuje, to mu trzeba przyznać.".

Żadnej z nas więc w pełni nie chwycił, mimo że doceniamy. Charakter ma, to pewne. Mało funkcjonalny, ale ciekawy. Tylko że oceniam też biorąc pod uwagę cenę i to, że miody Skarbów Roztocza są bardzo... "jak się trafi" (a jak coś kupuję za takie pieniądze jako świeże, to na takie liczę - jako że podkreślałam przed zakupem, że czekam na miód tegoroczny, bo nie chcę skrystalizowanego).

Miód Wrzosowy z pasieki Daniela Wosia (o którym za kilka dni) był bazowo słodki, a z goryczką, z charakterem, ale łagodniejszy i bardziej harmonijny. Mimo że słodycz w nim stanowiła bazę, był łagodniej słodki, nie zasładzał. Miód Skarbów Roztocza wydał mi się intensywniejszy i bardziej dynamiczny. I bardziej słodki, i bardziej gorzkawy, niemal ostry, z podkradającym się kwaskiem. Wyraźniej wrzosowy, ale jednak ta wyższa słodycz osłabiła jego odbiór. W dodatku "w czymś" miód Skarbów Roztocza jakoś jak na taką zbitą konsystencję za łatwo się rozpuszczał i wsiąkał. Wspomniany zaś ładnie i do końca jedzenia utrzymywał się na wierzchu (co mi się bardziej podobało).


ocena: 7/10 (nuty smakowe, jakość w odniesieniu do ceny)
cena: 45 zł (za 370g)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.