Kupując nie pomyślałabym, że obie czekolady nieznanej dotąd marki Disidente zjem w tak krótkim odstępie czasu. A jednak jakoś tak wyszło. Byłam ciekawa, co też znajdę w nich wspólnego, czym się różnią. Wybrałam akurat tę, nie ukrywam, ze względu na nazwę. Słowo "Macarena" od razu skojarzyło mi się z tańcem i uśmiechnęłam się na to pod nosem. A przecież nie o to chodzi, a miasto Vistahermosa, znajdujące się u podnóża Sierra Macarena. Tam 8 producentów ma małe plantacje kakao. Kwestię tego, jak ma fermentować, opracowali razem z właścicielami Cacao Disidente. Wszystko to w regionie Meta, który jest położony w środkowej Kolumbii, na styku regionów Amazonii, Orinoko i Andów.
Disidente Macarena 75% Colombian Craft Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Kolumbii, z departamentu Meta, z dokolic miasta Macarena.
Po otwarciu poczułam kwaśno-soczysty zapach jabłek i cytrusów. Jabłka były to zielone i świeże, ale też mieszające się z szarlotkowymi. Prosto z ciasta z orzechową kruszonką (chyba wyróżniłabym m.in. pieczone nerkowce). Czułam też trochę przypraw korzennych, w tym rześko-chłodnego anyżu, oraz słodkiej wanilii. Jej szlachetna słodycz mieszała się z kwiatami tak słodkimi, że chyba aż zahaczającymi o miód wielokwiatowy. Kwiaty mieszały się także z rześkością i winem o bardzo kwiatowych nutach. Takim nie za słodkim, nie za wytrawnym.
Tabliczka była twarda, więc i trzaskała głośno podczas łamania. Brzmiała na trochę szklistą i kruchą, a także masywną.
W ustach rozpływała się powoli. Trzymała swój kształt, mimo że była średnio zbita. Jakby pozbywała się z siebie coraz to kolejnych, śmietankowo tłustawych fal, bazowo utrzymując masywność. Była też lekko pylista.
W smaku w pierwszej chwili poczułam bardzo słodkie, maślane ciasto. Posłodzone sowicie wanilią i ze śmietankowym echem? Zaraz zmieniło się w waniliowy deser z bitą śmietanką.
Maślaność po chwili przestała być tak konwencjonalna. Poczułam orzechy nerkowca. Przez moment utrzymywały się niemal na pierwszym planie, a potem zaczęły osnuwać je palono-prażone nuty i gorzkość. Do słodko-maślanych nerkowców dołączyły orzechy laskowe - tylko co wyłuskane, młode i z goryczkowatymi skórkami. Zaraz wyprzedziły łagodniejsze nerkowce i przewijały się w zasadzie cały czas - chwilami słabiej, chwilami wyraźniej.
Zaczęła rosnąć gorzkość. Najpierw spokojnie, potem przyspieszając za sprawą dymu. Była intensywna, acz połączona z także dosadną słodyczą. Ta trzymała się orzechów, jeszcze mocniej łącząc je z palonością. Wyobraziłam sobie karmelizowane orzechy, karmel i... orzechowo-karmelową kruszonkę? Za nią zaś przemknął mi akcent grzybowy, rodem z mousse'ów kakaowych, acz był prawie nieuchwytny,
W tym czasie waniliowo-śmietankowy deser umknął na rzecz kwiatów. Pojawiły się wilgotne, jasne kwiaty... Eksplozja kwiatów! Były słodkie, acz nie ciężkie. Niosły świeżość i pewną lekkość. Mignął mi lekki kwasek, jak z wytrawnego, bardzo kwiatowo-owocowego wina białego?
Nawet lekki chłodek? Odnotowałam anyż, a potem więcej przypraw. Wciąż czułam też słodką wanilię, ale zrobiło się nieco korzennie, cynamonowo. Niektóre przyprawy przejawiały nawet lekką goryczkę.
Goryczkę przypraw wzmocnił dym, który mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyszedł na prowadzenie. Zrobiło się ciepło i dołączyła do niego jeszcze rozgrzana ziemia. Przemknęła herbata, a z racji obecności przypraw i śmietankowego echa pomyślałam o jakiejś chai latte.
Poprzez świeżość i wilgotność kwiatów wkroczyła soczystość. Najpierw niejednoznacznie cytrusowo kwaśna, potem ewidentnie jabłkowa. Pomyślałam o chrupiących, soczystych kwaśnych jabłkach, z których zrobiono szarlotkę. Czułam i jabłka same w sobie, i szarlotkowe. Skryte w cieście słodzonym miodem, pod bardzo orzechową, poprzypalaną kruszonką. Orzechy laskowe mocniej przypomniały o sobie.
Nerkowce... też trochę wróciły z bardziej maślano-śmietankową, ciastowo-deserową falą. Przyprawy na moment odeszły na tyły...
By jednak na końcówce znów uderzyć, wraz z dymem i gorącą ziemią. W ziemi zaplątało się też coś... truflowo-grzybowego?
Kwiaty zmieniły się w bardzo kwiatowe wino. Może też ze słodyczą kwiatowego miodu? Wino to jednak nie było mocno słodkie, a kwaskawe. Wytrawne białe? Z rześkością owoców. Te przedstawiły się jako niejednoznaczne cytrusy dopiero odsłaniające goryczkę... goryczkę skórki? Grejpfruta! Zmieszał się z jabłkami z szarlotki.
Po zjedzeniu został posmak nerkowcowo-maślany oraz jabłkowy, jakby tak zjeść takową szarlotkę. Kwasek jabłek mieszał się z poważniejszą goryczką skórki i grejpfruta, a także z dymem i herbatą. Ta mogła być lekko przyprawiona. Podkreśliła ją rozgrzana ziemia z pikanterią anyżu, dziwnie optującego przy niej za wręcz chłodną rześkością. Do tego czułam lekkie odrętwienie na języku jak po lukrecji. Czułam też niejednoznaczną cierpkość chyba kwiatów i taninę jak po wytrawnym białym winie (z przyprawami?).
Całość była smaczna i ciekawa. Maślano-ciastowe nuty mieszały się z nerkowcami i orzechami laskowymi, wanilia z przyprawami korzennymi, a rześkość anyżu z kwiatami jakby tak... te nuty się uzupełniały, współpracowały. Wyrazista palono-dymna gorzkość, przechodząca w rozgrzaną ziemię i herbatę zetknęła się z bardzo wysoką słodyczą serwującą i miód, i kwiaty, i karmel, i ciasta. Wszystko to przełamał kwasek jabłek i cytrusów (grejpfrutów). Kontrasty zacnie uzupełniały się, że kompozycja wyszła harmonijnie.
Okazała się zupełnie inna od Disidente Río Sinú 75 %. Wspólne były co prawda śmietankowe zabiegi czy trochę skórki cytrusów, herbaty i paloność ale ogół... łączyła w zasadzie głównie wysoka słodycz, choć też o innym wydźwięku. W tym w przypadku dzisiaj przedstawianej, przełamana wysoką kwaśnością.
ocena: 10/10
kupiłam: clubdelchocolate.com
cena: 7,05 € (za 40g; około 31 zł)
kaloryczność: 470 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym do niej wrócić
Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.