niedziela, 18 lutego 2024

Disidente Río Sinú 75 % Colombian Craft Chocolate ciemna z Kolumbii

Cacao Disidente to mała i mało znana kolumbijska marka. Ja po raz pierwszy zobaczyłam ją na stronie Club del Chocolate, na której składałam jedno z jesiennych większych zamówień czekolad. Mój wzrok przyciągnęły interesujące opakowania i oczywiście fakt, że to firma, o której dotąd nawet nie słyszałam. Współpracuje ona z 18 producentami kakao na kolumbijskich Karaibach. Pracują więc na kakao z regionu Kordoby, gdzie w pobliżu Parku Narodowego Paramillo, w dorzeczu Sinú są dwa główne obszary uprawy kakao: Tierralta i Walencja. Tych 18 producentów ma malutkie plantacje, na których działają, kultywując metody swoich przodków. Brali udział w projekcie El Colaboratorio, które było szkoleniem czekoladników bean-to-bar.

Disidente Río Sinú 75% Colombian Craft Chocolate to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Kolumbii, z okolic parku Nudo del Paramillo, z dorzecza rzeki Sinu.

Po otwarciu uderzył mnie soczysty zapach pomarańczy w miodzie kwiatowym. Mimo że same w sobie były słodkie, miód jeszcze tę słodycz wzmocnił. Dołożyły się do tego też słodko-soczyste, aż lekko zbrązowiałe i wręcz muląco słodkie zielone winogrona. Może też akcent fig i miodowo-owocowego likieru? Zapach jednak nie był przesłodzony z racji soczystości i obecności prażonych orzechów - niezbyt jednoznacznych, ale m.in. laskowych na pewno. Z czasem do głowy przyszedł mi jeszcze kakaowy keks z orzechami i rodzynkami.

Twarda tabliczka trzaskała głośno, jakby nieco szkliście-krucho przy łamaniu.
W ustach rozpływała się wolno. Długo utrzymywała kształt, jawiąc się jako średnio zbita, nie za tłusta grudka, opływająca śmietankowo-soczystymi falami. Cały czas zdradzała lekką pylistość, acz ewidentnie roztaczała ją dopiero pod koniec.

W smaku pierwsza wyeksponowała się wysoka słodycz karmelizowanego miodu, czegoś karmelizowanego w miodzie. Po chwili rozeszła się na dwie strefy.

Z jednej strony czułam wonny, wielokwiatowy, jasny miód. Był słodki, niemal słodziutki i drapiący. Za jego sprawą słodycz rosła znacząco.

Z drugiej poczułam bardziej palony aspekt karmelizowania niż samo karmelizowanie. Jakby tak karmelizować do goryczki... orzechy? Goryczka wemknęła się poprzez tę paloność właśnie. Wyobraziłam sobie też nieco za mocno wypieczony keks kakaowy ze skórką pomarańczy i rodzynkami. Słodkimi, ale też soczystymi.

Pojawił się motyw śmietankowo-kakaowego mousse'u, za sprawą którego polało się jeszcze więcej gorzkości. Nie była imperatywna, bo od razu ugłaskiwała ją śmietanka i lekka maślaność keksu. Mimo to zagrała całkiem wyraźnie, serwując po chwili trochę syropu kakaowego. Może zrobionego na bazie miodu? Chyba przemknęła mi za nim czarna herbata, jej suszone liście...?

Cały czas rosnąca słodycz miodu przeszła na bardziej soczystą strefę, zmieniając się częściowo w zielone winogrona. Pomyślałam o niemal mulących, pożółkło-zbrązowiałych, ale wciąż pysznych. Jakbym jadła tak z kiści, w której... trafiło się też parę kwaskawych i wręcz chrupiących. Słodycz przeplótł soczysty kwasek pomarańczy.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa rozeszła się gorzka skórka pomarańczy. Otaczał ją smak słodko-kwaskawego, soczystego owocu, ale ona okazała się istotnym graczem, jako że ośmieliła gorzkość.

Gorzkość wyprzedziła słodycz, decydując się na dość mocne palenie. Trzymały się go orzechy laskowe i inne. Niby trochę łagodziły, ale goryczka wysunęła wtedy gorącą ziemię. Zrobiło się bardzo ziemiście; ziemia dowodziła, ale choć poskromiła słodycz, nie przegoniła jej zupełnie.

Pomyślałam o skórce pomarańczy zatopionej w miodzie, a potem... jakby karmelizowanej w miodzie? Z palono-goryczkowatą nutą, wkradającą się w jej owocową goryczkę.

Orzechy wydały mi się lekko maślane... Dołączył do nich śmietankowo-kakaowy mousse, przekładając się na myśl o jakimś orzechowo-kakaowym deserze z bitą śmietanką... z jakimś... maślanym kremem? I syropem kakaowym... wychwyciłam jakby alkoholowy motyw miodu pitnego, który rozgrzewał gardło.

W rozgrzewającej strefie, obok gorącej ziemi wyłapałam jeszcze gorącą, gorzką herbatę z pomarańczową nutą, już na pewno zaparzoną. Właśnie słodzoną miodem...?

Miodowa słodycz jednak już nie odcinała się od soczystości. Końcowo słodka pomarańcza, której nuta dotarła też do wspomnianego deseru i rozgościła się w herbacie, a także słodkie zielone winogrona zmieszały się z nią, drapiąc w gardle. Przez myśl przemknęły mi też figi i rodzynki (w keksie?).

Po zjedzeniu został posmak wielokwiatowego - naprawdę kwiatowego! - miodu oraz karmelizowanej do goryczki, mocno palonej, goryczkowatej skórki pomarańczy. Czułam też sam owoc, miąższ wraz z jego kwaskiem, zestawiony ze słodkimi zielonymi winogronami. Wszystko trzymała w ryzach rozgrzana ziemia i jakby cierpkość za mocnej herbaty. Mimo to jednak, na języku i w gardle zaznaczyło się drapiące przesłodzenie.

Całość była bardzo smaczna, acz dla mnie za słodka. Obeszłoby się bez aż takiej miodowości, lecz muszę przyznać, że miód, słodkie zielone winogrona i soczysta pomarańcza ciekawie się zgrały. Goryczka skórki pomarańczy wydobywająca gorzkość paloną i ziemistą, z echem herbaty także intrygowała. Ziemia, motyw mousse'u-deseru kakaowo-orzechowego wyszły w zasadzie prosto, ale pysznie w tej prostocie. To właśnie nie taka bardzo złożona, a przejrzysta czekolada. Po wybuchu słodyczy nastąpiło lekkie przełamanie kwaskiem, nasycenie nią słodyczy, a potem na dobre rozgościła się gorzkość. Mogłaby może trochę przyciszyć słodycz - wtedy ocena mogłaby być maksymalna.

Bardzo miodowa, ze śmietankowo-maślanym echem była Chapon Colombie 75%, acz ona zamiast ziemi i paloności, zaserwowała mi herbatę i fusy, a z owoców zdecydowała się na figi (też, jak te winogrona, bardzo słodkie, a jednak i z soczystością).


ocena: 9/10
cena: 7,05 € (za 40g; około 31 zł)
kaloryczność: 470 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.